Zminimalizują Rokitę
Treść
Platforma Obywatelska ma kłopot z Janem Rokitą. Czy krakowski polityk pójdzie drogą Zyty Gilowskiej? Zarząd główny Platformy Obywatelskiej miał wczoraj wyjaśniać sytuację sprzed kilkunastu dni, gdy grupa parlamentarzystów tej partii, wbrew stanowisku regionalnych władz partyjnych, poparła kandydata PiS na prezydenta Krakowa, prof. Ryszarda Terleckiego. Jednak posiedzenie zostało przełożone na poniedziałek. Nieoficjalnie wiadomo, że Donald Tusk nadal nie wie, co zrobić z tą sprawą. A w partii wzmacnia się frakcja domagająca się ograniczenia roli Jana Rokity do minimum. Przeciwnicy udziału Jana Rokity w ścisłym gronie liderów partyjnych zawsze byli liczni, szczególnie w otoczeniu Donalda Tuska. Upatrywali w popularności krakowskiego polityka, wypracowanej podczas prac sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina, zagrożenia dla niezachwianego przywództwa szefa PO, a co za tym idzie - także swoich pozycji. Wydarzenia sprzed II tury wyborów samorządowych, jakie zaszły w Krakowie, jeszcze bardziej ich umocniły. Przypomnijmy, że w stolicy Małopolski w walce o prezydenturę liczyły się tylko trzy osoby: prezydent prof. Jacek Majchrowski popierany przez lewicę oraz kandydaci PO - poseł Tomasz Szczypiński i PiS - prof. Ryszard Terlecki. Do II tury dostali się Majchrowski i Terlecki. PO skupiła się głównie na warszawskiej elekcji, kokietując Lewicę i Demokratów. Elementem tej kokieterii było stanowisko Szczypińskiego. Co prawda poseł PO nikogo nie poparł, ale oświadczył, niemal jak Marek Borowski w Warszawie, że "bliżej mu programowo" do Majchrowskiego. Nie minęło kilka dni, a regionalna PO wydała oficjalne stanowisko, że nie popiera nikogo. Ale najczytelniejszy sygnał wyszedł z Krakowa jeszcze później. Na wspólnej konferencji prasowej spora grupa parlamentarzystów z tego okręgu zaapelowała o poparcie... Terleckiego. Nie było w tym nic dziwnego - szef krakowskiego IPN jeszcze parę tygodni temu miał być kandydatem PO. W Platformie rozpętała się burza. Rokitę, który stał na czele tej grupy, ostro krytykował w mediach sam Tusk. Jego współpracownicy nie pozostawali w tyle. Nieoficjalnie zacierali ręce, że to już koniec szans Rokity na szefowanie klubowi parlamentarnemu PO. I choć potem Tusk nieco wycofał się z potępiania Rokity, to przeciwnicy krakowskiego polityka nabrali wiatru w żagle i uwierzyli, że to najlepszy moment, by ostatecznie osłabić niedoszłego premiera tak, by po pierwsze - nigdy już nie miał szans na takie stanowisko, a po drugie - by w razie przyszłej koalicji z lewicą głos wewnętrznych oponentów był zminimalizowany. Rokita kilka dni temu zarzekał się, że nie wie, o co chodzi w całej aferze, gdyż Tusk wiedział o jego planach poparcia Terleckiego. Tusk zaprzecza. W środę w Krakowie gościł sam sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna. Dzień wcześniej dziwnym trafem do mediów wyciekł stenogram z posiedzenia małopolskiego zarządu PO. Według niego Rokita mówił tam, że... "zdaje sobie sprawę, iż Terlecki nie nadaje się na prezydenta". Polityk uważa, że jego wypowiedź została źle zapisana. Miał powiedzieć, że jego poparcie dla kandydata PiS ma tylko takie znaczenie, by Majchrowski nie wygrał zbyt zdecydowanie. W opinii Rokity, ani Szczypiński, ani Terlecki i tak nie mieli szans na wygraną. - To może być wybieg Rokity, by odeprzeć od siebie zarzuty, że za poparcie Terleckiego PiS obiecało jego ludziom stanowiska w magistracie po ewentualnej wygranej - twierdzi jeden z polityków Platformy. Kto rozsiewa plotki? Ostatnie dni to milczenie Rokity. Ale media dywagują na temat jego przyszłości. Kazimierz Marcinkiewicz ujawnił, że spotka się z nim, by porozmawiać o polityce. Plotka głosząca, że Marcinkiewicz chce odejść z PiS i stworzyć z Rokitą nową partię, została zdementowana przez byłego premiera. Chwilę potem rodzi się kolejna: to Rokita odejdzie z PO i przejdzie do PiS. Premier Jarosław Kaczyński wyraża się na ten temat spokojnie, ale mówi, że byłby to świetny ruch. Ma pewnie bardziej na myśli kolejne osłabienie PO niż radość z przyjścia Rokity. Kolejna plotka, oparta na poprzedniej, głosi bowiem, że miałby on wejść do rządu. To taki casus Zyty Gilowskiej. Ale nikt nie wskazuje, jakie stanowisko w rządzie miałby objąć Rokita. Mógłby zająć się prawdopodobnie jedynie administracją, ewentualnie całym MSWiA, ale tutaj niepodważalną pozycję ma Ludwik Dorn. Niewykluczone, że głównymi siewcami plotek o przyszłości Rokity poza PO są... jego partyjni przeciwnicy. W takiej sytuacji Rokita albo musi się uwiarygodnić, ostro atakując PiS i de facto działając w kierunku zniwelowania jakichkolwiek szans na sojusz PO - PiS w przyszłości, albo, nie odpierając zarzutów, zmusić Tuska do zmarginalizowania jego roli w partii. Nie może sobie bowiem pozwolić, by wybrać na szefa klubu polityka, którego lojalności wobec partii nie można być pewnym. Pytanie, czy przeciwnicy Rokity nie ryzykują za dużo, rozsiewając takie plotki, w których być może jest ziarno prawdy. - Jeśli jednak Rokita odejdzie do rządu i PiS, to będziemy publicznie pokazywać, jakim kłamcą jest premier Kaczyński, który najpierw każe politykowi wycofywać się z polityki za popełnienie zbrodni przeciw demokracji, a teraz bierze go na wysokie stanowiska, bo "już jest nasz" - wyjaśnia nam jeden z polityków PO. SLD krytykuje Do dyskusji na temat Rokity, dotąd prowadzonej raczej przez PO i PiS, włączają się inne partie. Roman Giertych zapowiedział, że gdyby ten polityk znalazł się w rządzie, to LPR opuściłaby koalicję rządową. Z kolei SLD złożył wniosek do komisji etyki w sprawie Rokity. - Poseł Rokita nie tylko stwierdził, że pan Terlecki jest nie tylko kandydatem nienadającym się kompletnie na stanowisko prezydenta Krakowa, ale jednocześnie rekomendował swoim kolegom, żeby głosowali na tego kandydata, popierali go, tylko po to, aby dezawuować kandydata niezależnego, prof. Jacka Majchrowskiego, jak również poinformował swoich kolegów, że w zamian za to być może uzyska się trzy stanowiska wiceprezydentów - mówił Michał Tober, oceniając to działanie jako przykład "skrajnego politycznego zakłamania, politycznej schizofrenii i politycznej hipokryzji", ale i "zupełnie szokującego sprzeniewierzenia się interesowi publicznemu przez posła na Sejm RP". Mikołaj Wójcik, "Nasz Dziennik" 2006-12-01
Autor: ea