Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zatrzymano tylko podwykonawców?

Treść

Remigiusz Minda, były szef grupy policyjnej, która przez pierwsze trzy lata prowadziła śledztwo w sprawie Krzysztofa Olewnika, oraz policjanci: Maciej L., odpowiadający za prace dochodzeniowe, i Henryk S. z policyjnej dochodzeniówki (według Danuty Olewnik-Cieplińskiej, siostry ofiary, są to Maciej Lubiński i Henryk Straus) - zostali wczoraj zatrzymani pod zarzutami niedopełnienia obowiązków skutkujących śmiercią człowieka i utrudnianiem śledztwa w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika. Według niektórych mediów, wśród zatrzymanych może znajdować się zleceniodawca uprowadzenia, a następnie zabójstwa mężczyzny. Jednak bliscy Krzysztofa Olewnika i ich pełnomocnicy mają co do tego wątpliwości. I nie bez podstaw. Przekonują, że funkcjonariusze mogli być tylko wykonawcami poleceń wciąż bezkarnej osoby "stojącej dużo wyżej" niż policja i prokuratura. - Cieszy mnie, że wreszcie w tej sprawie coś się dzieje, że zatrzymano osoby, które są zamieszane w liczne nieprawidłowości i tuszowanie śledztwa. Ale nie sądzę, żeby wśród nich był prawdziwy zleceniodawca uprowadzenia i zamordowania mojego syna. To tylko podwykonawcy. Zwykły policjant nie nakręciłby tak całej sprawy - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Włodzimierz Olewnik, ojciec uprowadzonego i zamordowanego Krzysztofa. Wczoraj na polecenie Prokuratury Okręgowej w Olsztynie zatrzymano dwóch płockich policjantów: Macieja L. i Krzysztofa S. oraz byłego pracownika komendy wojewódzkiej policji w Radomiu - Remigiusza Mindę. Całej trójce policjantów pracujących w przeszłości nad sprawą uprowadzenia i zamordowania Krzysztofa Olewnika prokuratura postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków skutkujących śmiercią człowieka i utrudnianiem śledztwa polegającego na niepodjęciu czynności, mimo posiadania dowodów. Co istotne, żaden z policjantów nie usłyszał zarzutu współsprawstwa kierowniczego w porwaniu Krzysztofa Olewnika, choć według niektórych mediów - w tej grupie miałby znajdować się inicjator uprowadzenia. - Według naszych ustaleń, wśród zatrzymanych nie ma osoby, która wymyśliła i kierowała całą sprawą uprowadzenia oraz tym, co działo się później w trakcie śledztwa. Rzeczywiście wśród zatrzymanych może być osoba bardzo blisko powiązana, wręcz bezpośrednio, z inicjatorem uprowadzenia Krzysztofa, ale rzeczywiście tylko wykonawca, nie "autor" - komentuje dla "Naszego Dziennika" mecenas Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników. Zbyt niski szczebel "hierarchii przestępczej" Krótko po ujawnieniu przez olsztyńską prokuraturę faktu zatrzymania Mindy oraz dwóch funkcjonariuszy policji ojciec uprowadzonego i zamordowanego Krzysztofa - Włodzimierz Olewnik, w wywiadzie dla telewizji TVN 24 mówił, że wśród zatrzymanych może być "zleceniodawca mordu na moim synu". I przyznawał, że niepokoi go fakt, iż zatrzymanym postawiono tylko zarzuty "uchybień w śledztwie". - Pan Olewnik komentował sprawę na gorąco, był to pewnego rodzaju skrót myślowy pod wpływem zrozumiałych emocji. Rzeczywistych inspiratorów porwania doszukujemy się gdzie indziej - tłumaczy mecenas Ireneusz Wilk. I rzeczywiście, w świetle dostępnych publicznie informacji dotyczących licznych nieprawidłowości, jakie miały miejsce w tym śledztwie, tuszowania sprawy na niemal wszystkich etapach, począwszy od prokuratury rejonowej w Sierpcu i tamtejszej policji przez funkcjonariuszy z Płocka, biorąc pod uwagę zastraszanie, nękanie rodziny państwa Olewników zmasowanymi kontrolami urzędów i instytucji skarbowych, zaginięcie samochodu z policyjnymi aktami, próbę zamieszania w sprawę pani Danuty Olewnik - siostry porwanego mężczyzny, i do dziś niewyjaśnioną rolę, jaką w sprawie odegrali niektórzy działacze SLD - trudno przypuszczać, by inicjatorami i zleceniodawcami całej akcji byli zatrzymani policjanci. Nawet uwzględniając dość wysoką rangę pracującego w komendzie wojewódzkiej policji w Radomiu Remigiusza Mindy (szefa grupy policyjnej, który przez pierwsze trzy lata nieudolnie prowadził śledztwo w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika), trudno przypuszczać, by on lub pozostali zatrzymani (pracownicy zaledwie miejskiej komendy policji w Płocku) mieli tak daleko idące powiązania i możliwości, by - przykładowo - spowodować zmasowany "nalot" instytucji skarbowych. Najprawdopodobniej więc ich rola ograniczyła się do blokowania śledztwa i sprowadzania go na fałszywe tory. Takich działań miał się dopuścić m.in. Remigiusz Minda, który zlekceważył anonim przysłany rodzinie porwanego. Z donosu wynikało, że Krzysztofowi Olewnikowi "grozi niebezpieczeństwo", a jako klucz do zagadki list wskazywał na mężczyznę, który potem okazał się jednym z porywaczy. Boss siedzi wyżej niż policja i prokuratura Jak nieoficjalnie dowiedział się "Nasz Dziennik", w trakcie śledztwa analizowane jest też działanie prokuratorów, którzy na różnych etapach postępowania dopuścili się licznych nieprawidłowości. Jednak nie chodzi tylko o błędy w śledztwie, ale również o sprawdzenie, czy ze strony organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości nie dochodziło do nadużywania władzy celem zastraszenia rodziny Olewników. Bowiem to właśnie nie policjanci, ale prokuratorzy mają możliwość zlecenia przeprowadzenia kontroli skarbowych i podatkowych, do jakich w sposób wręcz zmasowany doszło w przedsiębiorstwie Olewników. Można więc podejrzewać, że wśród śledczych prowadzących postępowanie w tej sprawie znajdowała się osoba powiązana z inicjatorem porwania, która wykorzystując służbowe kompetencje, zleciła ich przeprowadzenie. To nie przypadek - takie nadużywanie władzy przez prokuraturę daje się zauważyć w przynajmniej kilku innych śledztwach, w których wolno podejrzewać, że chodziło o zniszczenie przedsiębiorców - w nich również zlecane są liczne, często bezpodstawne, przewlekłe, trwające miesiącami kontrole - dla przedsiębiorców stanowiące czytelny sygnał: "możemy was zniszczyć". Zdaniem rodziny Olewników, faktycznego pomysłodawcy i szefa całej akcji należy jednak szukać bardzo wysoko. - Inicjatorem porwania musiała być osoba mająca bardzo duże możliwości i wpływy. O ile mam pewną hipotezę dotyczącą "podwykonawców" porwania, o tyle tutaj nawet takiej hipotezy nie odważę się postawić. Ale sposób działania wobec nas przypomina to, w jaki sposób próbowano zniszczyć Romana Kluskę, Gudzowatego, a później pewną firmę komputerową z Poznania - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Włodzimierz Olewnik (chodzi o szykany wobec właścicieli "Bestcomu" - przyp. WW). Nowa jakość pracy Rodzina Olewników, tak jak i ich pełnomocnicy, nie kryje jednak zadowolenia z działań olsztyńskiej prokuratury i policji. Najprawdopodobniej dzisiaj prokuratura w Olsztynie prowadzić będzie czynności już z udziałem pokrzywdzonych - z przedstawicielami rodziny zamordowanego Krzysztofa oraz ich pełnomocnikami. - Działania prokuratury i policji przyjmujemy z zadowoleniem. Mamy do czynienia z nową jakością pracy tych organów, prokurator wykonuje to, co zapowiedział - komentuje mecenas Ireneusz Wilk. Dochodzenie w sprawie błędów śledczych po porwaniu i zabójstwie Krzysztofa Olewnika zostało wszczęte w czerwcu ubiegłego roku przez olsztyńską prokuraturę - tę samą, która wcześniej ustaliła porywaczy i zabójców Olewnika oraz odnalazła ciało zamordowanego mężczyzny. W śledztwie wszczętym po zawiadomieniu złożonym przez Włodzimierza Olewnika - który wskazywał, iż w porwaniu, oprócz już skazanych: Sławomira Kościuka (popełnił samobójstwo w celi) oraz Roberta Pazika, uczestniczyły inne osoby - pracuje czterech prokuratorów i ośmiu policjantów. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-04-29

Autor: wa