Za małe podwyżki
Treść
Ostatnie dni roku są bardzo gorące dla szpitali negocjujących warunki nowych kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia na 2008 rok. Zapewne część z nich rozpocznie kolejny rok jeszcze bez zawartych umów. Głównym, a w zasadzie jedynym problemem, są pieniądze. NFZ twierdzi, że ma więcej funduszy dla placówek w całym kraju, a dyrektorzy szpitali utrzymują, że to, co im proponuje NFZ, to wciąż za mało na to, żeby chociaż sfinansować podwyżki dla lekarzy, pielęgniarek i innych osób zatrudnionych w szpitalach. Taka sytuacja praktycznie powtarza się co roku i rozmowy o kontraktach są zawsze bardzo gorące i trudne. Szpitale liczyły jednak, że w tym roku będzie inaczej. Powodem do optymizmu były informacje o sporych nadwyżkach finansowych w NFZ - w 2007 roku w kasie funduszu zostało jeszcze ponad 1,5 mld złotych. Poza tym gospodarka się rozwija, spada bezrobocie, rosną pensje, a więc i składki na leczenie, które płaci każdy zatrudniony. Ponadto nie tak dawno przecież minister zdrowia Ewa Kopacz ogłosiła podniesienie wartości punktu rozliczeniowego z około 10,5-11 zł do 12 zł średnio w kraju. Punkt to podstawa do wyliczenia kontraktu szpitala. Placówka dostaje bowiem limit chorych na oddziałach, wykonywania poszczególnych zabiegów i operacji, które są odpowiednio wyceniane: im bardziej skomplikowana procedura, tym więcej punktów dostaje za nią szpital. Jeśli więc dyrektorzy otrzymają taki limit i znają wartość punktu, wiedzą, na ile pieniędzy mogą liczyć w 2008 roku z NFZ. I w tym właśnie problem, że oczekiwania szpitali i to, co im proponuje Fundusz, bardzo często się rozmijają. Dyrektorzy niezadowoleni Jeszcze przed świętami przeciwko propozycjom NFZ zaprotestowali dyrektorzy szpitali w Częstochowie. Wspólnie odmówili podpisania kontraktów, które uznali za zbyt niskie. Pieniędzy nie wystarczyłoby bowiem na wynagrodzenia i inne koszty działalności szpitali. A przecież w Częstochowie doszło do jednego z najgłośniejszych strajków lekarzy w kraju. Jeśli dyrektorzy nie będą mieli pieniędzy na podwyżki, protest wybuchnie na nowo. Przed takim samym dylematem stają także szpitale w innych regionach kraju. Niewiele z nich już ma w ręku nowe kontrakty. Najłatwiej NFZ dogaduje się z małymi szpitalami powiatowymi, których koszty działalności są stosunkowo niskie. Poza tym nie mają one często drogich oddziałów ratunkowych lub intensywnej terapii, gdzie leczenie i utrzymanie chorych jest bardzo kosztowne. Podobna sytuacja z kontraktami jest w Radomiu - tam dyrekcje szpitali nie podpisały jeszcze umów z NFZ. Radomski Szpital Specjalistyczny skarży się przede wszystkim na wartość jednego punktu. NFZ zaproponował placówce, że za każdy punkt zapłaci 11 zł, podczas gdy w 2007 roku stawka za punkt wynosiła maksymalnie mniej niż 10,50 złotych. Podwyżka jest więc niewielka. - Wartość punktu w przyszłym roku powinna być wyższa o co najmniej 30 procent, aby szpital mógł normalnie funkcjonować - mówi Anna Kwiecień, wiceprezydent Radomia. - Wtedy byłyby pieniądze na wypłatę wszystkich wynegocjowanych podwyżek. Bez znacznego zwiększenia nakładów na szpitale znowu staniemy przed problemem strajków - dodała. Miasto nie dołoży do pensji Choć właścicielem szpitala jest miasto, to samorząd nie może dawać placówce pieniędzy na bieżącą działalność, nie ma więc mowy o żadnych dotacjach z kasy miejskiej. Zresztą rada miejska co roku przekazuje fundusze na remonty i zakupy urządzeń medycznych, w tym roku pożyczyła też lecznicy 5 mln złotych. Takie same działania prowadzi zresztą sejmik mazowiecki wobec dwóch szpitali wojewódzkich: psychiatrycznego i specjalistycznego na Józefowie. Trudna jest zwłaszcza sytuacja tej drugiej placówki. Tutaj NFZ zaproponował dyrekcji 11,5 zł za punkt, szpital chciałby zaś przynajmniej 12 zł, o których mówiła minister Kopacz, co i tak nie zapewnia komfortu finansowego. Żeby szpital mógł spokojnie funkcjonować, wartość punktu powinna wynosić mniej więcej tyle samo, ile wyliczono w RSS. Dzisiaj oddziały NFZ w całym kraju wznawiają negocjacje ze szpitalami. Po ich stronie stanęły także związki zawodowe lekarzy i innych pracowników lecznic. Wiedzą oni bowiem, że nawet najlepsze, najbardziej dla nich korzystne porozumienia płacowe nie będą nic warte, jeśli ich zakłady pracy nie będą miały pieniędzy na ich sfinansowanie. Rozmowy będą zapewne trudne, ale można się spodziewać, że fundusz niewiele ustąpi i dyrektorzy jeśli coś wywalczą, to raczej niewielkie podwyżki wartości punktu. Mocniejsze atuty są bowiem po stronie NFZ, który dysponuje pieniędzmi. Jeśli jakiś szpital nie podpisze kontraktu, nie będzie miał za co leczyć chorych i będzie musiał zostać zamknięty. Możemy być natomiast spokojni o podstawową opiekę zdrowotną, bo negocjacje z przychodniami przebiegają dość sprawnie, gdyż tutaj konfliktów jest zdecydowanie mniej. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2007-12-27
Autor: wa