"Wrzutką" w posła
Treść
Śledczy prowadzący dochodzenie w sprawie działalności zorganizowanej grupy przestępczej kierowanej przez Wołodymira P., ps "Wowa", zajmującej się wyłudzeniami odszkodowań metodą tzw. stłuczek, nie dotarli do żadnych dokumentów, które mogłyby potwierdzać zaistnienie przestępczych związków pomiędzy nią a posłem PiS Tomaszem Górskim - ustalił "Nasz Dziennik". Takie sugestie zawiera wielkopiątkowa publikacja "Gazety Wyborczej", zatytułowana "Chłopcy od 'Wowy' i poseł Górski z PiS". Co więcej, prokuratura obecnie nie prowadzi żadnego śledztwa, w którym poseł Górski występowałby jako osoba podejrzana lub oskarżona o związki czy współpracę z przestępczym półświatkiem. Zdaniem naszych rozmówców, w tym wielkopolskich dziennikarzy, którzy od ponad dwóch lat śledzą sprawę "Wowy" - pełna aluzji publikacja "GW" to "klasyczna wrzutka" i "odgrzewane kotlety". Jak ustaliliśmy, lokalni przeciwnicy parlamentarzysty od kilku miesięcy poszukiwali dziennikarza, który "kupi" odpowiednio spreparowane przez nich informacje. - Nie znam tej sprawy, słyszałem o publikacji "Gazety Wyborczej". Nie przesądzam oczywiście sprawy, ale nie bagatelizujemy żadnego sygnału, dlatego osobiście poleciłem powołać komisję, która sprawę zbada. Poprosiłem też posła Górskiego o pisemne wyjaśnienia. W żaden sposób na tym etapie sprawy nie przesądzam - mówi poseł Przemysław Gosiewski, przewodniczący klubu parlamentarnego PiS. Marcin Kącki z "GW" w sensacyjnym tonie informuje czytelników: "Odkryliśmy, że poznańskiemu posłowi PiS w kampanii wyborczej pomógł polsko-ukraiński gangster". Pomoc polegała na klejeniu wyborczych plakatów parlamentarzysty w trakcie kampanii w 2005 roku. "Gazeta Wyborcza" milczy już jednak o tym, że ukraiński gangster przez ponad dziesięć lat w Polsce był bezkarny. Wołodymira P. zatrzymano i osadzono w areszcie dopiero w 2006 r., kiedy na czele resortu sprawiedliwości stanął minister Zbigniew Ziobro. Informacja o tym, że Wołodymir P. znał od wielu lat Tomasza Górskiego, to jedno z dwóch prawdziwych doniesień dziennikarza "Gazety Wyborczej". Nieprzeciętnie inteligentny Ukrainiec znał też innych poznańskich radnych, bywał na sesjach rady miasta, na które każdy może wejść, interesował się życiem społecznym i politycznym Poznania. Prawdą jest również, że "Wowa" zaoferował Górskiemu pomoc w kampanii wyborczej. Na tym jednak, jak ustaliliśmy, kończy się wiarygodność publikacji sugerującej bliskie związki Górskiego z ukraińskim przestępcą. Pozostałe "rewelacje" to, zdaniem naszych informatorów - w tym osób zaangażowanych w zbadanie działalności grupy "Wowy" - stek insynuacji i aluzji utrzymanych w sensacyjnym tonie. W 2005 roku, kiedy "Wowa" w nocnym plakatowaniu wsparł kandydata na posła, nikt nie stawiał Ukraińcowi żadnych zarzutów, o związki ze światem przestępczym nie podejrzewała go nawet policja. - Warsztat tego człowieka działał legalnie. To nie była żadna "dziupla". Policjanci weszli do środka warsztatu Wołodymira P. w drugiej połowie 2006 roku, szukając skradzionych samochodów. Żadnego nie znaleźli, ale zainteresowała ich duża liczba samochodów tej samej marki. W ten sposób wpadli na trop grupy wyłudzającej odszkodowania na "stłuczki" - mówi nam jeden z poznańskich dziennikarzy, który od 2006 r. badał i opisywał w szeregu publikacji sprawę "gangu 'Wowy'". To właśnie jego ustalenia dotyczące tła sprawy - sprzed szeregu miesięcy - powielił dziennikarz "Gazety Wyborczej", sugerując związki "Wowy" z posłem Górskim. - Kącki ze mną rozmawiał. Powiedziałem, że znałem tego człowieka od lat, ale nie miałem żadnego pojęcia, że jest gangsterem. Zresztą, nie został skazany do dziś. Moje wypowiedzi w gazecie zostały zamieszczone bez autoryzacji, choć o nią prosiłem, i redaktor Marcin Kącki zobowiązał się mi je przesłać przed publikacją. Nie przesłał. Wyrwano je z kontekstu i przekręcono, tak by pasowały dziennikarzowi do publikacji. Jestem w stanie to udowodnić, bowiem uprzedzony o niskiej wiarygodności tego dziennikarza, za jego zgodą zresztą, nagrałem całą rozmowę. Teraz przekażę to nagranie wraz ze skargą Radzie Etyki Mediów - mówi poseł Tomasz Górski (PiS). Powiązań nie było "Gazeta Wyborcza" unika postawienia wprost zarzutu - "Górski był ściśle powiązany z gangsterem". W całej publikacji nie brakuje jednak aluzji, które taki stan rzeczy sugerują wprost. Jak choćby rzekome twierdzenie Andrzeja W., ponoć "prawej ręki" ukraińskiego gangstera: "Aaaa, Tomuś, mówiliśmy na niego 'Lisek'". - Bzdura i jeszcze raz bzdura. Nie jest prowadzone obecnie żadne postępowanie, w którym Tomasz Górski występowałby w charakterze osoby podejrzanej lub oskarżonej o jakiekolwiek nielegalne, przestępcze związki z gangsterskim półświatkiem. Polskim, ukraińskim czy chińskim - mówi nasz informator z kręgów zbliżonych do prokuratury. - W tej chwili śledztwo koncentruje się na policjantach i urzędnikach, którzy w taki czy inny sposób współpracowali z gangsterami. W ostatnim czasie w tej właśnie sprawie zatrzymano bodajże jedenastu policjantów. Tomasz Górski? Takie nazwisko w tym kontekście się nie pojawia. Sprawa jest prowadzona od dwóch i pół roku. Myśli pan, że gdyby pojawiał się w niej znany polityk, to media by o tym nie pisały dużo wcześniej? - mówi inna z osób zaangażowana w wyjaśnienie sprawy "stłuczkowego gangu". Jak twierdzi "GW", w biurze "Wowy" znaleziono szereg dokumentów, w tym dotyczące jego finansowej współpracy z obecnym posłem PiS. Pytany o to nasz rozmówca, związany ze służbami specjalnymi, śmieje się, że cała sprawa przypomina mu słynną anegdotkę o "kradzieży mercedesów w Erewaniu". - Kilkakrotnie pisałem o tej sprawie. Dotarłem do policjantów, śledczych. Gdyby coś było w papierach na Górskiego, już dawno by to wypłynęło. Może to rzeczywiście zwykła "wrzutka" - mówi znany w Poznaniu dziennikarz, który jako jeden z pierwszych obszernie informował już dwa lata temu o "gangu 'Wowy'". Na klasyczną "wrzutkę" wskazują również ustalenia "Naszego Dziennika". Z naszych informacji wynika, że lokalni przeciwnicy parlamentarzysty od kilku miesięcy poszukiwali dziennikarza, który "kupi" odpowiednio spreparowane przez nich informacje. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że przynajmniej w jednym przypadku proponowano poznańskiemu dziennikarzowi "papiery na Górskiego". Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-03-25
Autor: wa