Wojna z Narodem
Treść
Rozmowa z dr. Jarosławem Szarkiem z Biura Edukacji Publicznej IPN Oddział w Krakowie
Czy musiało dojść do wprowadzenia stanu wojennego?
- Stan wojenny został wprowadzony, ponieważ w systemie komunistycznym nie było miejsca na "Solidarność". Ten ogólnonarodowy ruch przemian nie tylko podważył, ale i obnażył całkowicie istotę komunizmu. I uczynił to na oczach całego świata. Dla Związku Sowieckiego ocena "Solidarności" była jednoznaczna - to jest kontrrewolucja, a z kontrrewolucjonistami się nie rozmawia, tylko stawia się ich pod ścianą. Z tą oceną zgodzili się polscy komuniści, którzy podjęli się zniszczenia "Solidarności". W kierownictwie PZPR nie znalazł się nikt, kto chciałby rzeczywistej współpracy ze społeczeństwem i podjęcia ewentualnej gry z Kremlem. Ludzie ci wykazali skrajną lojalność wobec Moskwy, nie wyszli poza role, jakie pełnili przez całe swoje życie - wiernej służby obcemu mocarstwu. W Polsce zabrakło kogoś takiego jak Imre Nagy, który miał fatalny życiorys, ale w ostatnim okresie swego życia - w 1956 roku - stanął po stronie narodu i dzisiaj jest węgierskim bohaterem, czy Aleksander Dubcek, przywódca z okresu praskiej wiosny 1968 roku, kiedy Czesi i Słowacy podjęli próbę walki o wolność. Zresztą przeciwko tym ostatnim dążeniom to Gomułka i Jaruzelski wysłali kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy (sam Jaruzelski wcześniej walczył z niepodległościowym podziemiem w Polsce). Wyprowadzenie wojska w grudniu 1980 roku, aby zdławić wolnościowe aspiracje Polaków, było konsekwencją jego wcześniejszej postawy. Przecież zapewniał Breżniewa, że jako komunista i żołnierz zrobi wszystko dla obrony komunizmu. I zrobił.
Jaruzelski tłumaczy się, że wybrał "mniejsze zło", że jeżeli on nie wprowadziłby stanu wojennego, to do Polski wkroczyliby Sowieci i urządzili krwawą łaźnię...
- Czas najwyższy skończyć z powtarzaniem tych propagandowych sloganów rodem ze stanu wojennego. Dokumenty z sowieckich archiwów wyraźnie wskazują, że Sowieci odstąpili od wkroczenia do Polski. W okresie 16 miesięcy istnienia "Solidarności" Moskwa tylko raz podjęła próbę zbrojnej interwencji - być może był to jedynie blef mający wysondować reakcję Zachodu - w każdym razie, na początku grudnia 1980 roku sowieckie wojska rozpoczęły marsz ku polskiej granicy. Zdecydowana i ostra reakcja Stanów Zjednoczonych oraz ich sojuszników spowodowała, że czołgi zawrócono. I więcej takich działań nie podejmowano, a istniejące dokumenty dowodzą, iż Moskwa zrezygnowała z przeprowadzenia w Polsce interwencji. Jej koszty byłyby bowiem zbyt duże. Kreml jeszcze nie pozbierał się po sankcjach, jakie nałożone zostały na Związek Sowiecki po agresji na Afganistan, gdzie Moskwa przy pomocy dywizji powietrznodesantowych zainstalowała w grudniu 1979 roku komunistyczny rząd. Świat zareagował zdecydowanie, co Związek Sowiecki odczuł boleśnie, gdyż sankcje gospodarcze wobec kraju, który 1/3 zboża musiał kupować za granicą, okazały się skutecznym środkiem nacisku. To doświadczenie z pewnością miało wpływ na ostudzenie sowieckich zamiarów wobec Polski i większą ostrożność Kremla.
Kiedy przywódcy PZPR zdecydowali się na użycie siły wobec "Solidarności"?
- Scenariusze siłowej rozprawy z "Solidarnością" były przygotowywane od samego początku. Wystarczy przeczytać stenogramy z posiedzeń Biura Politycznego PZPR. To, że nie uderzyli już latem 1980 roku, wynikło ze skali protestu. Następne tygodnie i miesiące były jednak czasem ciągłego i kompleksowego przygotowywania się do uderzenia. Jednocześnie nieustannie grano na zmęczenie społeczeństwa, czemu służyła m.in. taktyka tzw. odcinkowych konfrontacji realizowana od grudnia 1980 roku. PZPR, wychodząc z założenia, że nie jest jeszcze w stanie pokonać "Solidarności" w wyniku jednorazowego uderzenia, nieustannie prowokowała drobne starcia. 16 miesięcy "Solidarności" to czas od konfliktu do konfliktu, każda rzecz, jaką otrzymało społeczeństwo, musiała być wywalczona strajkami i protestami. Zaczęło się od batalii o możliwość działania związku na prowincji, potem o rejestrację, następnie był konflikt o Narożniaka, o wolne soboty, odwoływanie skompromitowanych terenowych kacyków, rejestracja NZS, zmagania o związek dla rolników, Bydgoszcz, racje kartkowe, dostęp do środków masowego przekazu i tak tydzień za tygodniem. A jednocześnie w ciszy gabinetów skrupulatne przygotowywanie się do uderzenia, aby zakończyć czas anarchii, zaprowadzić porządek i zapełnić sklepy.
W Krakowie już 13 października 1980 roku była gotowa lista osób wytypowanych do internowania (wówczas jeszcze posługiwano się wyrażeniem "do odosobnienia"), obejmowała ona ok. 1200 nazwisk - większość stanowili ludzie przedsierpniowej opozycji, do nich dopisywano liderów młodej "Solidarności", którzy stanęli na czele strajku 3 października (otwiera ją Ryszard Majdzik).
Te listy były zmieniane i aktualizowane (część ludzi spontanicznie włączała się do strajków). Samo internowanie było operacją dokładnie przygotowaną. Odnośnie do każdej osoby z listy opracowano dokładny plan, jak ją aresztować, każdy ma inną "legendę". Internowanie było operacją zaplanowaną na ogromną skalę. Milicja i cała bezpieka nie miała wystarczającej liczby samochodów, by przewieźć tyle zaaresztowanych osób w ciągu kilku nocnych godzin. Toteż zmobilizowano prywatne auta, które były własnością funkcjonariuszy.
Przygotowując się do wprowadzenia stanu wojennego, jego realizatorzy zadbali nie tylko o zebranie odpowiednich sił militarnych. Pomyśleli również o stronie propagandowej...
- W tym celu powołany został zespół propagandowy. Pod koniec listopada 1981 roku szef MSW Czesław Kiszczak zalecał, aby "używać straszaka" interwencji sowieckiej. Podkreślał, iż każda metoda jest dopuszczalna i aby ciągle straszyć, powtarzać, że przywódcy "Solidarności" mówią o wieszaniu komunistów. Kilka dni później jeden z sekretarzy KC PZPR zalecał odnalezienie magazynów broni "Solidarności", sfotografowanie ich i pokazanie opinii publicznej. Oczywiście reżim doskonale wiedział, że ich nie ma. Podobnie jak nie było żadnego zagrożenia ze strony "Solidarności" wobec aktywistów PZPR-u. Należało je zatem stworzyć i następnie kłamać, kłamać, kłamać, aż ludzie uwierzą. Jednym z wielu przykładów tych działań jest historia z anonimem w Tarnowie, opisana najpierw w "Trybunie Ludu" i dziesięć lat później powtórzona w wydanej przez Jaruzelskiego w 1992 roku książce "Stan wojenny, dlaczego...". Opisując w niej atmosferę przed 13 grudnia 1981 roku, powołując się m.in. na członka KC PZPR Stanisława Opałkę, cytował on list, jaki wystosowała organizacja "Solidarności" Zakładów Mechanicznych "Ponar" w Tarnowie. Wzywano w nim wszystkie ogniwa, aby przystąpić do likwidacji i to całymi rodzinami wszystkich sędziów, prokuratorów, sekretarzy PZPR, funkcjonariuszy SB itp. Słowa te komentował Jaruzelski, iż rzecz wygląda nieprawdopodobnie, ale jednak... W rzeczywistości były to kłamstwa spreparowane przez SB. Bowiem w przeddzień 13 grudnia 1981 roku przewodniczący "Solidarności" w "Ponarze" inż. Karol Krasnodębski otrzymał anonim, pisany jakby ręką dziecka. Pokazał go swoim najbliższym współpracownikom i sekretarce, zapowiadając, że poinformuje o nim - jako o przykładzie prowokacji - całą Komisję Zakładową na jej cotygodniowym poniedziałkowym spotkaniu. W poniedziałek jednak Krasnodębski siedział już w więzieniu w Załężu, gdzie wielokrotnie na okoliczność anonimu przesłuchiwał go funkcjonariusz SB. Krasnodębski stanowczo domagał się sprostowania kłamstw, czego się nie doczekał, ale w końcu przestano pytać o anonim. Pojawił się dopiero 10 lat później w książce Jaruzelskiego już jako list Komisji Zakładowej "Ponaru".
Czy nie jest paradoksem, że pokłosie owych propagandowych zabiegów zbierane jest po dziś dzień?
- Wiele osób akceptuje dzisiaj stan wojenny, gdyż jego twórcy zadbali o jego odpowiednie propagandowe przedstawienie. Na początku listopada 1989 roku - już po wyborach 4 czerwca i powstaniu rządu Mazowieckiego - w KC PZPR powstał specjalny Zespół Programujący składający się z przedstawicieli Kancelarii Prezydenta, KC PZPR, MON, MSW i Prokuratury Generalnej. Celem Zespołu było zadbanie o "odpowiedni" przebieg 8. rocznicy stanu wojennego. Członkowie zespołu mieli przeprowadzić nieoficjalne rozmowy ze "znaczącymi przedstawicielami opozycji" w celu wysondowania ich opinii na temat rocznicy, aby powstrzymać wszelkie inicjatywy mogące przyczynić się do destabilizacji sytuacji w kraju. Straszono, iż rząd może stracić m.in. poparcie wojska itp. Zespół przygotował także odpowiednią argumentację mającą dowodzić "anarchizacji" Polski w latach 1980-1981. Odpowiednich materiałów dostarczyła Służba Bezpieczeństwa. Generał Dankowski rozesłał do poszczególnych województw odpowiednie szyfrogramy, aby natychmiast przesłać je do centrali. Wiele z nich znajdujemy następnie w wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej" przez Jaruzelskiego. Tezy te powtarzano następnie w wielu tytułach. Z kolei w telewizji kierowanej przez Andrzeja Drawicza w przeddzień 13 grudnia 1989 roku w ostatniej chwili wycofano film dokumentalny opisujący czas stanu wojennego.
Niestety już w wolnej Polsce - w latach 90. - komuniści zyskali możliwość nieograniczonego powtarzania swej propagandy na temat stanu wojennego. Każda niemal rocznica jego wprowadzenia stawała się festiwalem jego autorów. Dla ofiar nie było już miejsca. Wystarczy przeglądnąć choćby roczniki gazet z tamtego czasu.
Stan wojenny został zniesiony 22 lipca 1983 roku po 586 dniach. Jak się jednak wydaje trwał on znacznie dłużej...
- Istotnie, data 22 lipca 1983 roku jest tylko formalnym zakończeniem stanu wojennego, bo praktycznie nic nie zmieniło sytuacji w Polsce. To, iż rozwiązano WRON, zaniechano internowań, zrezygnowano z trybu doraźnego, ogłoszono ograniczoną amnestię, niewiele zmieniło w klimacie politycznym w Polsce. Podporządkowano bowiem władzy całe obszary życia społecznego, zlikwidowano - z trudem i na krótko wywalczone po sierpniu 1980 roku - formy samorządności, prawo do wolności i niezależnego działania. Nastąpił odwrót od reformy gospodarczej, utrzymano monopol reżimowych związków zawodowych organizowanych przez władzę, co utrwalała przyjęta w 1985 roku ustawa o związkach zawodowych. Zwalczano wszelkie przejawy niezależnej myśli. Przecież to już po zniesieniu stanu wojennego zlikwidowano Związek Literatów Polskich istniejący od 1920 roku, rozwiązano polski oddział Pen Clubu. Prawo stało się bardziej restrykcyjne, czego przykładem była m.in. nowelizacja prawa karnego i prawa o wykroczeniach utrwalająca tryb przyspieszony w postępowaniach karnych z 1985 roku. Dopuszczano się aresztowań wśród adwokatów broniących ludzi "Solidarności", a procesy polityczne odbywały się nadal z pogwałceniem obowiązującego nawet wtedy prawa - np. proces gdański w czerwcu 1985 roku. Znowelizowana również wówczas ustawa o szkolnictwie wyższym podporządkowująca szkoły wyższe i ich organy ministerstwu była całkowitym zaprzeczeniem wywalczonej po sierpniu 1980 roku ustawy nadającej uczelniom szeroką autonomię i samorządność. Po nowelizacji przeprowadzono czystkę, w wyniku której w całym kraju usunięto ze stanowisk ponad 70 rektorów, dziekanów i prodziekanów. Już wcześniej w Polskiej Akademii Nauk z rad naukowych zwolniono znanych uczonych sympatyzujących z "Solidarnością". Zaostrzono ustawę o cenzurze. Przez całą dekadę lat 80. następowała rozbudowa aparatu bezpieczeństwa. Na nim bowiem spoczął główny ciężar rozprawy z "Solidarnością" i wszelkimi przejawami działań opozycyjnych, a później doprowadzenia do rozmów Okrągłego Stołu. Skalę operacji bezpieki może ilustrować stan agentury. W 1980 roku SB posiadała około 30 tys. agentów, w 1984 było ich już 70 tys., a w 1989 roku - 79 tys., czyli osiągnięto poziom z okresu stalinowskiego.
Szczególną grozę w społeczeństwie budziły bezprawne działania aparatu represji...
- Te kontynuowano do końca. To wiosną i latem 1984 roku choćby w regionie toruńskim mieliśmy do czynienia z akcją porwań działaczy "Solidarności", których następnie straszono i torturowano. Lista ofiar "nieznanych sprawców" i tych znanych w mundurach MO czy SB z lat 80. obejmuje ponad sto nazwisk. I są to nie tylko górnicy kopalni "Wujek", zakatowani i zastrzeleni na manifestacjach stanu wojennego czy ofiary brutalności milicji, jak Bogdan Włosik, Grzegorz Przemyk, ale także m.in. Piotr Bartoszcze, zamordowany przez "nieznanych sprawców" w lutym 1984 roku, czy Marcin Antonowicz, student Uniwersytetu Gdańskiego zmarły w Olsztynie w listopadzie 1985 roku w wyniku pobicia przez milicjantów. W kwietniu i grudniu 1985 roku w Krakowie "nieznani sprawcy" pobili i przypalali papierosem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, z kolei w lutym 1986 roku w Nowym Sączu także "nieznani sprawcy" zamordowali Zbigniewa Szkarłata, działacza "Solidarności" udającego się na Mszę św. za Ojczyznę. To również ks. Jerzy Popiełuszko zamordowany w listopadzie 1984 roku. Listę tę zamykają zamordowani także przez "nieznanych sprawców" już w 1989 roku: ks. Stefan Niedzielak z Warszawy (21 stycznia), Stanisław Suchowolec z Białegostoku (30 stycznia) i ks. Sylwester Zych z Warszawy (lipiec). Wszystkie prowadzone w tych sprawach śledztwa służyły bardziej zatarciu śladów niż wykryciu sprawców.
Jak się wydaje, ofiarami stanu wojennego stało się nie tylko około stu osób, które straciły wówczas życie. Ciężkie represje dotknęły bowiem wiele tysięcy Polaków, ocenia się też, że milion naszych rodaków zmuszonych zostało do emigracji. Jaki jest właściwy bilans owej "wojny z Narodem"?
- Jego bezprawie dotknęło miliony Polaków, również tych niezaangażowanych politycznie, zwykłych ludzi. Nikt nie policzył ich dramatów, rodzinnych tragedii, pokrzyżowanych planów, złamanych nadziei i zmarnowanej przyszłości. Wobec ponad setki śmiertelnych ofiar aparatu przemocy z lat 1981--1989 wydają się one drobiazgami, ale wszystkie dopisują się do rachunku zbrodni i krzywd doznanych przez społeczeństwo po 13 grudnia 1981 roku. Jaruzelski zamordował społeczną aktywność w tak ogromnej skali wyzwoloną przez powstanie "Solidarności". Tej aktywności wyrażającej się w spontanicznym podejmowaniu działań na rzecz dobra wspólnego, tego szczególnego ducha, nie udało się wskrzesić do dzisiaj. W ich miejsce zapanowały postawy nihilizmu i cynizmu.
Dziękuję za rozmowę.
Marek Żelazny, "Nasz Dziennik" 2006-12-13
Autor: ea