"Wilk zmienia skórę". Wywiad i Kontrwywiad
Treść
9 czerwca br. Sejm uchwalił ustawę o bardzo długim tytule: "Przepisy wprowadzające ustawę o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego oraz ustawę o służbie funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego". Ta ustawa określała sposób likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, przewidując m.in. konieczność składania przez funkcjonariuszy WSI pragnących przejść do nowych służb oświadczeń o znanych sobie faktach tajnej współpracy z przedsiębiorcami, nadawcami radiowymi i telewizyjnymi, redaktorami naczelnymi, dziennikarzami oraz wydawcami prasowymi. Oświadczenia takie mogli składać również dawni funkcjonariusze lub pracownicy WSI, którzy nie ubiegali się o przyjęcie do nowych służb. Ich zainteresowanie złożeniem takiego oświadczenia mogło brać się stąd, że ujawnienie znanych sobie przypadków wykraczania WSI poza ustawowe zadania uwalniało ich od ewentualnej odpowiedzialności karnej. W przeciwnym razie w ciągu 15 lat od wejścia w życie tej ustawy, a więc do roku 2021, mogliby zostać pociągnięci do odpowiedzialności. Prawdziwość tych oświadczeń miała badać komisja weryfikacyjna, której w związku z tym specjalnie powołana komisja likwidacyjna, a później szefowie Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Służby Wywiadu Wojskowego powinni udostępnić wszystkie dokumenty archiwalne i operacyjne, łącznie z tymi, które zawierały tajemnice państwowe. Złożenie fałszywego oświadczenia groziło karą więzienia od pół roku do ośmiu lat. Ustawa ta weszła w życie; komisja likwidacyjna i komisja weryfikacyjna podjęły pracę. Złożonych zostało prawie 3 tys. oświadczeń, które komisja weryfikacyjna pod przewodnictwem ministra Antoniego Macierewicza przebadała i sporządziła stosowne sprawozdanie. Zgodnie z przepisami ustawy przekazała je marszałkowi Sejmu za pośrednictwem sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych, a ponadto - już po zakończeniu swoich prac - miała podać do publicznej wiadomości "komunikat o wynikach prac", przy czym Rada Ministrów miała w drodze rozporządzenia określić, jakie informacje będą mogły się w tym komunikacie znaleźć. To "Sprawozdanie", liczące 800 stron, zostało przekazane w nocy z 30 na 31 października. Prezydent zdecyduje sam? Jednak 10 października br. prezydent Lech Kaczyński skierował do Sejmu projekt ustawy nowelizującej ustawę z 9 czerwca. Zmiany dotyczą przede wszystkim sposobu zakończenia procesu likwidacji WSI, a w szczególności sposobu przekazania "Raportu" - bo projekt nowelizacji tak właśnie nazywa dokument sporządzony przez komisję weryfikacyjną. Zgodnie z art. 70a, b i c wspomniany "Raport" komisja weryfikacyjna ma przekazać nie marszałkowi Sejmu, i to w dodatku "za pośrednictwem komisji", tylko "niezwłocznie" prezydentowi i premierowi, a dopiero oni - marszałkom Sejmu i Senatu, z pominięciem "komisji". Istotną zmianą jest również to, że do publicznej wiadomości ma zostać podany nie "komunikat" komisji weryfikacyjnej "o wynikach prac", tylko - na podstawie postanowienia prezydenta - cały "Raport". Postanowienie prezydenta o podaniu "Raportu" do publicznej wiadomości ma być równoznaczne ze zniesieniem klauzuli tajności. Warto również zatrzymać się na chwilę nad pewnym drobiazgiem, jaki znalazł się w art. 70a ust. 2 pkt 2 projektu nowelizacji. Mówi on, że "Raport" obejmuje informacje nie tylko o ludziach współdziałających z żołnierzami i pracownikami WSI prowadzącymi działania wykraczające poza sprawy obronności państwa i bezpieczeństwa sił zbrojnych, ale także o osobach, które nakłaniały ich do takich czynów, ułatwiały im je lub polecały ich wykonanie, jednakże pod warunkiem, że osoby te "wiedziały, przewidywały i godziły się na to lub mogły przewidzieć, że uczestniczą w działaniach wykraczających poza sprawy obronności lub bezpieczeństwa sił zbrojnych". A jeśli "nie wiedziały", "nie przewidywały", "nie godziły się" ani nawet "nie mogły przewidzieć", że uczestniczą w takich działaniach? Czy wzmianka o nich może wtedy znaleźć się w "Raporcie"? Wygląda na to, że już niekoniecznie. Zatem jeśli ktoś nawet coś tam i palił, ale przekona pana prezydenta, że się nie zaciągał, a nawet że mu taka zdrożna myśl nie przyszła do głowy, to nigdy się o nim nie dowiemy. Inaczej jest w przypadku osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie. Jeśli wiedziały o działaniach żołnierzy lub pracowników WSI i osób z nimi współdziałających w sprawach wykraczających poza potrzeby obronności lub bezpieczeństwa sił zbrojnych i nie położyły temu kresu, słowem - jeśli "wiedziały, a nie powiedziały" - to ich personalia mogą się w "Raporcie" znaleźć. Wygląda na to, że wspomniana nowelizacja ma zapewnić prezydentowi większą swobodę manewru; może nie aż tak szeroką, by sam decydował, "kto jest Żydem", ale żeby określał, kto działał w zamiarze ewentualnym, a kto już nie - bez udziału Rady Ministrów. Tak zresztą stawia sprawę uzasadnienie projektu, w którym czytamy m.in., że ujawnieniu podlegać będzie wyłącznie działalność sprzeczna z celem istnienia służb i wykraczająca poza zakres ustawowych uprawnień. 27 października głosowano w Sejmie wniosek o odrzucenie tego projektu nowelizacji w całości. Za wnioskiem było 155 posłów, przeciwko - 231, a 12 się wstrzymało, w związku z czym projekt został skierowany do Komisji Obrony Narodowej i jeszcze 20 listopada pozostawał w sferze projektów. Nazwiska, adresy kontakty... Tymczasem "Sprawozdanie" leży w kancelarii tajnej sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych, gdzie posłowie członkowie niespiesznie się z nim zapoznają, rejestrując w zakamarkach pamięci (bo żadnych notatek sporządzać nie wolno) nazwiska, adresy, kontakty, bliskie spotkania trzeciego stopnia i inne rewelacje, na myśl o których wielu ludziom, jak to mówią, "bieleje włos". Z przecieków wiadomo, że na tych 800 stronach można znaleźć "kilkadziesiąt nazwisk", w tym około "trzydziestu" nazwisk dziennikarzy. Nietrudno się domyślić, że w świecie niezależnych mediów wywołuje to zrozumiałą nerwowość, zwłaszcza w środowiskach autorytetów moralnych, które będą musiały na gwałt opracować jakiś podręczny wokabularz określeń bagatelizujących zaangażowanie po stronie tajnych służb. Jestem pewien, że w tych określeniach mocny akcent zostanie położony na pobudki patriotyczne, z bezpośrednim nawiązaniem do tekstu ślubowania składanego przez funkcjonariuszy WSI: "Ślubuję służyć wiernie Narodowi Polskiemu, mając zawsze na uwadze interes Państwa Polskiego, stać nieugięcie na straży niepodległości i suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej nawet z narażeniem życia". No proszę! "Na straży niepodległości i suwerenności", w dodatku "nieugięcie". Czyż być może? A przecież zaledwie trzy lata temu, przed referendum akcesyjnym, znany powszechnie autorytet moralny zapewniał solennie, że w "dzisiejszej epoce" suwerenność się "przeżyła", więc śmiało możemy głosować za Anschlussem. A to ci dopiero niespodzianka! To co właściwie ci żołnierze WSI ślubowali? Jeśli przeczucie mnie nie myli, to tylko patrzeć, jak na użytek autorytetów moralnych suwerenność zmartwychwstanie. "Chewra" pań ponurych Skoro jednak było tak dobrze, to dlaczego było tak źle, że nawet Donald Tusk w porywie serca gorejącego też uznał, iż Wojskowe Służby Informacyjne trzeba zlikwidować? Pełnej prawdy pewnie nie dowiemy się nigdy, bo klauzula rebus sic stantibus (w istniejących okolicznościach) zachowuje aktualność do dziś i sprawia, że nawet Jan Maria Rokita - chociaż jeszcze niedawno, z powodu podejrzeń o maczanie palców w aferze Lesiaka, "powinien odejść z życia politycznego" - też może mieć swój "dobry dzień". W oczekiwaniu na wyjaśnienie, czy i w jakim zakresie opublikowany będzie "Raport", czy też tylko lakoniczny zapewne "komunikat o wynikach prac" komisji weryfikacyjnej, zajmijmy się przeciekami, jako że - jak mówią - dobra psu i mucha. Zresztą te przecieki wcale nie są do pogardzenia, bo na przykład dowiadujemy się, że WSI, znaczy razwiedka, w osobach swoich przedstawicieli wchodziły szerokim frontem do biznesu, z wykorzystaniem nie tylko funduszów operacyjnych i firm słupów, ale i sławnej polsko-żydowskiej fundacji "Chewra", którą kierowali ludzie też związani z razwiedką. A jak zapewniał Wiktor Suworow, dawny oficer GRU (Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije), jeśli ktoś związał się kiedyś z razwiedką, to już na zawsze. Właśnie panowie Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski z komisji likwidacyjnej twierdzą, iż natknęli się na "dokumenty, które mogą wskazywać na to, że najcenniejsza agentura była przez ostatnie lata wyprowadzana poza WSI i może być teraz kontrolowana w zupełnie innym środowisku". Jakim środowisku? Ano każdym, o czym mogliśmy się w ostatnich miesiącach przekonać ponad wszelką wątpliwość nie tylko przy sprawie ekstradycji Edwarda Mazura, który jeszcze w latach 80. przewerbował się do razwiedki amerykańskiej. Bo pomyślmy sami - czyż mogło być inaczej? Przecież nawet Pismo Święte przestrzega: "Nie zawiążesz gęby wołowi młócącemu". Jakże więc można było przypuszczać, że razwiedka, która przygotowała transformację ustrojową z towarzyszącymi jej "przekształceniami własnościowymi", będzie stała na świecy, patrzyła, jak inni napychają sobie paszcze, a sama nic - tylko będzie "służyć wiernie Narodowi Polskiemu" w dodatku "z narażeniem życia" wyłącznie za gołą pensyjkę? Czyż na darmo Janusz Szpotański w "Towarzyszu Szmaciaku" przestrzegał, że razwiedczykowie "brudną i mokrą swą robotą przecież parają się nie po to, by takie odnieść stąd korzyści, że obłąkany świat się ziści. (...) Kiedy zwycięskie toczą boje ze straszną, reakcyjną hydrą, to chcą mieć pewność, że na zawsze zdobędą to, co hydrze wydrą"? Jak powiedział cesarzowi Wespazjanowi pewien wolarz, "wilk zmienia skórę, lecz nie obyczaje", i stąd pewnie pan prezydent próbuje nowelizować ustawę o rozwiązaniu WSI w sposób wyżej przedstawiony, podobnie jak zapowiedział znowelizowanie ustawy "lustracyjnej". Stanisław Michalkiewicz, "Nasz Dziennik" 2006-11-27
Autor: ea