Wątpliwa konstytucyjność traktatu lizbońskiego
Treść
Traktat lizboński stanowi, że od chwili jego wejścia w życie zostaje nadane nowe brzmienie artykułowi 48 obowiązującemu dotychczas TRAKTATOWI O UNII EUROPEJSKIEJ w następującym zakresie: "Rada Europejska może przyjąć decyzję zmieniającą wszystkie lub część postanowień części trzeciej Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej". To oznacza, że z pominięciem wymogu (art. 90) Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, bez ustawowej zgody Sejmu i Senatu RP ustanowiony traktatem organ Unii Europejskiej może odtąd własną decyzją zmienić zakres, charakter i kompetencje Unii Europejskiej i jej organów z wyjątkiem zmian instytucjonalnych w dziedzinie pieniężnej. Tym samym przyjęcie blankietowej samoistnej kompetencji Rady Europejskiej do zmiany treści traktatu z pominięciem konstytucyjnych ustawowych wymogów kompetencyjnych polskich organów legislacyjnych w postaci Sejmu i Senatu jest sprzeczne z wymogiem Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w myśl której każdorazowa zmiana traktatu wymaga zgody wyrażonej w ustawie, jeżeli umowa dotyczy: 1. pokoju, sojuszy, układów politycznych lub układów wojskowych; 2. wolności, praw lub obowiązków obywatelskich określonych w Konstytucji; 3. członkostwa Rzeczypospolitej Polskiej w organizacji międzynarodowej; 4. znacznego obciążenia państwa pod względem finansowym; 5. spraw uregulowanych w ustawie lub w których Konstytucja wymaga ustawy. (art. 89 pkt 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej) Wprawdzie został wmontowany w obowiązującą i praktykowaną (w przeciwieństwie do współobowiązującej Konstytucji z 1935 r.) ustawę konstytucyjną zapis mówiący, iż państwo polskie może "na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach", ale nie można mu nadać tak dalece posuniętej interpretacji rozszerzającej, aby pominąć całkowicie konstytucyjne kompetencje do ratyfikacji zmian traktatowych dotyczących status quo państwa polskiego w Unii, jego organów i kompetencji wynikających z Konstytucji. A taki charakter nosi blankietowa norma do samokształtowania treści i zakresu działania organów Unii z pominięciem każdorazowych konstytucyjnych wymogów potwierdzających zmiany Państwa Polskiego. Ten bezprecedensowy tryb pomijania konstytucyjnych uprawnień w dziedzinie kształtowania praw i obowiązków poszczególnych państw-członków UE dotyczy nie tylko Polski. Samokształtowanie zakresu kompetencji Unii, bez zgody państw jej członków o otwartym zakresie ogranicza zasadę pomocniczości i proporcjonalności w funkcjonowaniu Unii Europejskiej, pozostawionym uznaniu Rady Europejskiej z pozbawieniem (przed fakultatywnym opiniowaniem) państw-członków ich konstytucyjnych wymogów kształtowania zmiany prawa traktatowego ich dotyczącego. Ten zapis nie mieści się w deklarowanych zasadach funkcjonowania UE, a już na pewno koliduje z polskim konstytucyjnym porządkiem prawnym. Iluzoryczne jest traktatowe włączenie parlamentów krajów UE do systemu stanowienia prawa Unii jako prawa nadrzędnego nad prawem krajów członkowskich. Parlamenty członków Unii, i to w liczbie jednej trzeciej lub jednej czwartej w zależności od przedmiotu regulacji, mogą jedynie wyrażać swoją opinię o projektowanych rozwiązaniach prawnych. Opinia ta nie jest wiążąca. Jaki to więc system współdecydowania? To jedynie system wczesnego ostrzegania o tym, co czeka poszczególne państwa i ich obywateli z tytułu narzuconych im "z góry" rozwiązań. W rzeczywistości to rodzaj ubezwłasnowolnienia. Wprowadzenie do traktatu lizbońskiego, jako substytutu traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej - Karty Praw Podstawowych to następny "koń trojański" dla podporządkowania krajów członkowskich władzy sądowniczej Unii. Karta to nic innego jak chęć zdominowania dotychczasowych traktatów, paktów, Europejskiej Konwencji Praw Człowieka przez orzecznictwo podległe Radzie Europy. Tworzy się konkurencyjność, bowiem UE chce przejąć rząd dusz i proponuje dyrektywne zarządzanie, zamiast przystąpić, jak wszyscy jej członkowie, do zapisów z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Co różni Konwencję od zapisów z Karty Praw Podstawowych? Bardzo niewiele - tyle że jeszcze bardziej enigmatyczne i ogólne tezy. Przecież Europejska Konwencja Praw Człowieka ma ugruntowane zaplecze orzecznicze Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Tymczasem tutaj buduje się alternatywny system w oparciu o tzw. kartę z unijnym Trybunałem, który ma być konkurencyjny wobec Trybunału w Strasburgu. W czyim to jest interesie? Widać, że chodzi o możliwość samoistnej interpretacji pojęć i dyrektywnego zarządzania stosowaniem praw człowieka w ramach nadrzędnej nad prawem krajowym władzy sądowniczej. To orzecznictwo ma wiązać sądy poszczególnych krajów, co jest zagrożeniem suwerenności władzy sądowniczej w Polsce i dotychczasowej zasady podległości sądu w Strasburgu. Inna kwestia jest taka, że jest to nieudany prawniczy knot, gdzie wiele przepisów jest bardzo ogólnych, niejasnych i negocjowanych do sytuacji politycznej w danym kraju. Konkludując: nie może być dwuznacznej interpretacji co do wyższości w systemie prawa konstytucji narodowej nad prawem UNIJNYM w zakresie dotyczącym Polski. Piotr Łukasz Andrzejewski "Nasz Dziennik" 2008-03-27
Autor: wa