Ustawa pisana na kolanie
Treść
Z posłem Jarosławem Sellinem (niezrzeszonym), członkiem KRRiT w latach 1999-2005, rozmawia Wojciech Wybranowski W trakcie prac komisji sejmowych i parlamentarnej debaty nad ustawą medialną wielką tajemnicą było, kto z ramienia Platformy Obywatelskiej - jacy eksperci, medioznawcy - pracował nad projektem noweli. Czy wiadomo już, kto jest autorem ustawy? - Nie, ja tego nie wiem. Nie usłyszałem odpowiedzi na to pytanie, choć wielokrotnie było zadawane również z trybuny sejmowej pod adresem pani poseł Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej, która była główną propagatorką tej sprawy. Precyzyjnej odpowiedzi nigdy nie usłyszeliśmy. Nie mam pojęcia, dlaczego informacja o tym, kto pracował nad ustawą medialną, jest taką tajemnicą. Ustawa przeszła już przez Sejm i Senat, niewykluczone, że wejdzie w życie. I co dalej? Z jednej strony minister Rafał Grupiński mówi o konieczności czy też chęci prywatyzacji jednego kanału TVP, z drugiej strony liderzy PO kategorycznie temu zaprzeczają. Skąd taki chaos? - Myślę, że Platforma Obywatelska, a przynajmniej jej liderzy przed przejęciem władzy nie mieli po prostu tej sprawy przedyskutowanej. Ostatnie pół roku świadczy o tym, że dopiero w trakcie rządzenia sprawa przyszłości rynku medialnego, a zwłaszcza mediów publicznych w Polsce i ich usytuowania, jest dyskutowana. Dlatego też niektórzy członkowie rządu z Platformy wyrażali pewien dystans w stosunku do projektu ustawy przedłożonej przez poseł Śledzińską- Katarasińską, na przykład w niektórych wywiadach premier Donald Tusk, wicepremier Grzegorz Schetyna, a zwłaszcza minister kultury Bogdan Zdrojewski. Z jednej strony więc w wielkim pośpiechu przygotowuje się ustawę medialną, z drugiej - nie ma spójnej koncepcji kształtu rynku medialnego i mediów publicznych? - Tłumaczę to pewnym zniecierpliwieniem związanym z obsadą mediów publicznych. Najwyraźniej część polityków Platformy Obywatelskiej uznała, że ten skład kierownictwa mediów publicznych jest skandaliczny i należy go zmienić, stąd taki nerwowy pośpiech. Ja tego nie rozumiem, bo z punktu widzenia przekazu programowego, a to jest najważniejsze w mediach publicznych, nie dostrzegam krzywdy wyrządzanej rzekomo PO. Oczywiście zawsze można jakieś pojedyncze incydenty nadmiernie eksponować i twierdzić, że jest straszliwa nierównowaga i niesprawiedliwość w prezentowaniu poszczególnych sił politycznych, ale zasadniczo, oglądając programy informacyjne i publicystyczne w mediach publicznych, słuchając ich w Polskim Radiu, nie dostrzegłem tego, by PO była szczególnie krzywdzona w przekazie programowym tych mediów. W takim razie odsunięcie pani Patrycji Koteckiej i zespołu TVP od przygotowania orędzia premiera Donalda Tuska również należy odbierać jako czytelne wotum nieufności wobec obecnego prezesa TVP? - Opinia na temat kierownictwa mediów publicznych jest w środowisku Platformy Obywatelskiej bardzo krytyczna i to dla nikogo nie jest tajemnicą. Taka była od początku wyłonienia nowych władz mediów publicznych na początku 2006 roku. Myślę, że działania Platformy Obywatelskiej, trochę pospieszne i trochę nerwowe, nie do końca przemyślane ustawowo, a związane z mediami publicznymi, mają na celu głównie zmianę składu personalnego tych mediów. Wracając do kwestii ewentualnej prywatyzacji jednego kanału TVP. Jak należy to odbierać w kontekście zmiany art. 32 ustawy medialnej, gdzie słowo "przedsiębiorcy" zastąpiono słowem "podmioty", pozwalając na przejmowanie części kompetencji i majątku mediów publicznych przez fundacje i stowarzyszenia? - Nie potrafię tego zinterpretować. W trakcie prac sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu zdecydowanie krytykował Pan ustawę medialną przygotowaną przez PO. Jakie są jej największe wady? - Największą wadą jest przybliżenie obsady stanowisk kierowniczych mediów publicznych do polityka rządu, czyli ministra Skarbu Państwa. Owszem, media publiczne są własnością Skarbu Państwa, ale cieszyły się tak zwanym lex specialis, które przypominało, że powinny być one traktowane inaczej niż zwykłe spółki Skarbu Państwa, jeśli chodzi o wpływ ministra na obsadę personalną kierownictw tych mediów. Tymczasem tutaj zwiększono władzę ministra skarbu nad obsadą personalną. Druga wada to przesunięcie kompetencji pozwalających na decydowanie o tym, kto ma prawo, a kto nie ma prawa robić mediów prywatnych w Polsce, czyli kwestii przyznawania koncesji, do organu rządowego, a nie organu niezależnego. Czyli z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Mam pełne zaufanie do obiektywizmu i solidności urzędniczej pani minister Anny Streżyńskiej, ale przecież ustawy nie pisze się pod osoby. Sytuacja kiedyś może się zmienić, na czele urzędu może stanąć ktoś inny, ktoś, kto będzie wykonywał polecenia premiera w tych kwestiach. Dużą wadą tej ustawy jest to, że może uzależniać media prywatne od woli politycznej rządu, a zwłaszcza premiera. To również dotyczy kwestii nadania statusu nadawcy społecznego, który również jest nadawcą prywatnym, tyle że szczególnym. Co powinien zrobić prezydent Lech Kaczyński? Zawetować ustawę czy skierować ją do Trybunału Konstytucyjnego? - Nie wiem. Głosowałem przeciwko tej ustawie i wolałbym, żeby nie stała się ona obowiązującym w Polsce prawem. Wolałbym również, by w ramach uzdrowienia sytuacji w mediach publicznych doszło do "drugiego Helu", czyli porozumienia najważniejszych sił politycznych, a najlepiej wszystkich sił politycznych obecnych w parlamencie. To byłoby lepszym rozwiązaniem niż takie pospieszne, trochę na kolanie pisanie ustawy i załatwianie interesu politycznego w tych mediach. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-06
Autor: wa