Upomnienie za wybory
Treść
Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik
Dziesiątki tysięcy osób upamiętniło w sobotę, w 33. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, podczas Marszu w Obronie Demokracji i Wolności Mediów ofiary reżimu komunistycznego.
Nikt w sobotę nie podpalił ani Polski, ani nawet nie spalił Warszawy, jak wieszczyli to podczas medialnych dyskusji politycy partii rządzącej czy sprzyjający władzy komentatorzy. Kilkudziesięciotysięczny pochód z biało-czerwonymi flagami przeszedł w sobotę z placu Trzech Krzyży w Warszawie, obok kancelarii premiera, pod Belweder, domagając się poszanowania demokracji i powtórzenia wyborów samorządowych.
Przed przemarszem odczytano nazwiska i uczczono pamięć ofiar komunistycznego reżimu. Prawo i Sprawiedliwość, które było jednym z organizatorów manifestacji i jest zarazem jedynym politycznym ugrupowaniem będącym w stanie zmobilizować dziś do demonstrowania tak dużą liczbę osób, już zapowiedziało organizację kolejnych marszów, anonsując przy tym zbiórkę podpisów pod projektem ustawy „uczciwe wybory” i zamiar „przypilnowania” przebiegu wyborów czekających nas w przyszłym roku: prezydenckich oraz parlamentarnych.
Zwracając się do uczestników marszu, Jarosław Kaczyński podkreślał, że zwycięstwo PiS w wyborach samorządowych – PiS otrzymało największy odsetek głosów w wyborach do sejmików wojewódzkich – wskazuje, że w Polsce „odradza się duch obywatelskości będący zaprzeczeniem bierności”.
– Ten pochód jest pochodem obywatelskim, jest pochodem tych, którzy chcą w Polsce dobrej zmiany, którzy chcą w Polsce zwycięstwa w walce z panoszącym się złem, ale którzy chcą przede wszystkim obronić to najbardziej podstawowe prawo obywateli – prawo do wyłaniania władzy w drodze wyborów, do oceniania władzy i do tego, by władzę odwołać. To prawo daje nam kartka wyborcza i właśnie tę kartkę wyborczą chcą nam dzisiaj wyrwać. […] To marsz tych wszystkich, którzy mają już dosyć arogancji, bezczelności, ukrywanych afer korupcyjnych, którzy mają dosyć bezrobocia, deptania praw obywatelskich – mówił Kaczyński.
Odnosząc się do listopadowych wyborów samorządowych, prezes PiS powtórzył, że zostały one sfałszowane. – Te wybory zostały sfałszowane. Bo fałszerstwem jest sytuacja, w której władza wie, że rozwiązania prawne dotyczące wyborów są głęboko ułomne, że były już różne, bardzo podejrzane wydarzenia, i odrzuca propozycje zmian, a tak w tym wypadku było. Fałszerstwem jest sytuacja, w której władza, gdy okazuje się, że wybory kończą się katastrofą, że ich wynik jest w gruncie rzeczy nieznany, natychmiast rozpoczyna kampanię ukrywania tego faktu, wpływa na sądy. Można powiedzieć – wręcz terroryzuje sądy, i to z udziałem prezydenta RP i z udziałem prezesów sądów, tych najważniejszych w Polsce. Wreszcie rozpoczyna kampanię medialną przeciwko tym wszystkim, którzy mówią, że doszło do fałszerstwa, kampanię w stylu Urbana i z udziałem Urbana, kampanię, która z całą pewnością przyniesie w polskich dziejach coś, co można określić tylko jednym słowem: hańba – mówił Kaczyński. Jednocześnie zwrócił uwagę na prowadzoną w ostatnich dniach na łamach największych w kraju mediów kampanię deprecjonującą idee marszu i mającą zniechęcać obywateli do protestowania przeciw poczynaniom rządzących.
„Lojalki” Kopacz
W przeddzień marszu, wyrażając dezaprobatę dla jego organizacji, premier Ewa Kopacz zaatakowała prezesa PiS, zdając się nawiązywać do esbeckiej fałszywki o podpisaniu przez Jarosława Kaczyńskiego „lojalki”. – Jutro pan Kaczyński nie będzie musiał niczego podpisywać. Jutro pan Kaczyński po swojej demonstracji wróci do domu, by cieszyć się przywilejami posła na Sejm i lidera opozycji – mówiła podczas piątkowej konwencji Platformy Obywatelskiej Ewa Kopacz, która w latach 80. należała do współtworzącego komunistyczny reżim Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.
Uczestnicy sobotniego marszu upominali się również o „wolność mediów”. – Bez wolności słowa, bez swobód, które mają dziennikarze, nie może funkcjonować demokracja, nie mogą być chronione nasze prawa. A podniesiono rękę na prawa dziennikarzy, na wolność słowa i bezczelnie kłamią ci, którzy mówią, że to przypadek – stwierdził prezes PiS. Jarosław Kaczyński nawiązał do zatrzymania i postawienia przed sądem dziennikarza oraz fotoreportera, którzy relacjonowali protest w Państwowej Komisji Wyborczej. Obu groziła nawet kara więzienia. Zostali jednak przez sąd uniewinnieni, a ze strony minister spraw wewnętrznych wszyscy usłyszeliśmy, że „to była pomyłka”. – Gdyby to był przypadek, to by mogło trwać to kilkanaście minut czy godzinę. Trzymano ich w areszcie, postawiono przed sądem. Nie udało się, zostali uniewinnieni. Są na szczęście jeszcze w Polsce uczciwi sędziowie. Ale trzeba jeszcze raz zapytać, o co tutaj chodziło. Oczywiście chodziło o to, by obywatele nie mogli dowiedzieć się prawdy o protestach przeciwko sfałszowaniu wyborów. By ta cała sprawa, jak wiele afer, została szybko zapomniana – mówił prezes PiS. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że „przyjdzie Polska, o której marzymy – wolnych i równych Polaków”, musimy jednak zrzucić „worek kamieni”, którym są obecnie rządzący. – Jeszcze bardziej musimy sobie przypomnieć słowa największego z Polaków, świętego Jana Pawła II: „Nie lękajcie się!”. On kierował te słowa do wszystkich grup i wszystkich stanów i ośmielę się powtórzyć za tym największym: nie lękajmy się, a zwyciężymy – stwierdził.
Podczas marszu odczytano m.in. przesłanie do jego uczestników od premiera Jana Olszewskiego i wyemitowano słowa legendy „Solidarności” Andrzeja Gwiazdy. Do uczestników zgromadzenia przemówił też kpt. ż.w. Zbigniew Sulatycki. W deklaracji programowej marszu, odczytanej w sobotę przez aktora Jerzego Zelnika, organizatorzy zwracają uwagę, że chociaż „13 grudnia 1981 roku komuniści chcieli odebrać Polakom marzenia o demokracji. Lecz republikański duch ’Solidarności’ okazał się silniejszy. PRL upadł, to jednak ”nie zniknęły zagrożenia dla polskiej republiki i demokracji„. – Trzeba jasno powiedzieć, że demokracja jest w Polsce obecnej bardzo poważnie zagrożona. Łamane są jej podstawowe filary i zasady. Instytucje państwowe wykorzystywane są w interesie jednej opcji politycznej. Państwo polskie toczy rak klientelizmu. Kto nie należy do systemu, w każdej chwili może być pozbawiony prawa do pracy i opieki, a także do funkcjonowania w życiu publicznym. Wyobcowana władza traktuje społeczeństwo arogancko i przedmiotowo, odrzucane są wielomilionowe obywatelskie inicjatywy ustawodawcze i referendalne. Atakowane są ważne dla nas wartości, obrażane uczucia religijne milionów Polaków – zwracają uwagę organizatorzy. Diagnozują ponadto sytuację w największych w kraju mediach, które ”nie kontrolują władz, kłamią, manipulują i służą rządzącym, a nieliczne media i dziennikarze niezależni są coraz częściej jawnie prześladowani„.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik, 15 grudnia 2014
Autor: mj