[TYLKO U NAS] M. Przeworska o wniosku dot. zakazu trzymania zwierząt hodowlanych w klatkach: W odniesieniu do produkcji zwierzęcej coraz rzadziej mówi się o faktach
Treść
Coraz rzadziej mówi się o prawdziwym obliczu hodowli, a coraz częściej ludzie ulegają manipulacjom. System został opracowany przez zootechników, weterynarzy, hodowców i wbrew budowanej narracji nie jest formą znęcania się nad zwierzętami. Jest to o wiele bardziej higieniczny, najtańszy w eksploatacji, a dla hodowców najbardziej opłacalny system utrzymywania. Kury utrzymywane w alternatywnych systemach trudno skutecznie chronić przed pasożytami oraz czynnikami patogennymi. Nioski utrzymywane w takich warunkach chowu wymagają stosowania większej ilości środków farmakologicznych – wskazała Monika Przeworska, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej, w rozmowie z portalem Radia Maryja.
15 kwietnia w Brukseli odbyło się wysłuchanie publiczne dotyczące inicjatywy obywatelskiej w sprawie zakazu trzymania zwierząt hodowlanych w klatkach. Pod wnioskiem w tej sprawie podpisało się 1,4 mln osób z UE. Autorzy domagają się, by Komisja Europejska zaproponowała przepisy zakazujące stosowania klatek m.in. dla: kur, królików, kaczek i gęsi. Dyskusja odbyła się w ramach posiedzenia Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi PE. [czytaj więcej]
– Sprawa jest bardzo niepokojąca, ponieważ w coraz większej ilości sektorów produkcji zwierzęcej widzimy ogromne zainteresowanie i próby ingerencji w rolnictwo osób kompletnie z rolnictwem niezwiązanych. Szanuje osoby, które chcą poprawiać dobrostan zwierząt, ale przede wszystkim powinny angażować się w to osoby, które mają pojęcie nt. dobrostanu. W całej Europie hodowla zwierząt jest demonizowana i stosuje się różnego rodzaju manipulacje w tym kontekście. (…) Mówi się m.in., że hodowla i trzymanie zwierząt w klatkach jest niepotrzebne, niehumanitarne i powinno zostać zdelegalizowane. Coraz rzadziej mówi się o faktach, o tym, jakie jest prawdziwe oblicze hodowli konkretnej produkcji, a coraz częściej ulegamy manipulacjom – wskazała Monika Przeworska.
. @jkardanowski "Uważam, że to jest kolejny etap ideologicznej walki z rolnictwem. Jakiejś absurdalnej walki, która ma udowodnić szkodliwą działalność rolników". https://t.co/lYZytcP7sL
— Szczepan Wójcik (@szczepan_wojcik) April 20, 2021
Wcześniej 140 naukowców skierowało list m.in. do przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen, a także do unijnego komisarza ds. rolnictwa, w którym napisali, że „w czasie pobytu w klatkach inwentarz żywy prowadzi „żałosne życie w zamkniętej przestrzeni”. Wielu zwierzętom odmawia się ważnych i podstawowych naturalnych zachowań, dzięki którym czerpią radość z życia. Mowa jest także o tym, że „istnieją lepsze formy rolnictwa”.
– Jeżeli pod czymś podpisuje się naukowiec, to zawsze brzmi to lepiej. Na polskim podwórku mamy profesora paleontologii, który nieustannie walczy o prawa zwierząt, mimo że – z racji dyscypliny, którą się zajmuje – nie do końca może znać się na tej dziedzinie. W samej Polsce znaleźlibyśmy większą grupę niż 140 naukowców, która powiedziałaby, że obowiązujący system jest dobry. List to próbowanie uwierzytelnienia swojej z góry założonej tezy – powiedziała.
Dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej odnosząc się do przykładu klatkowego chowu kur, zwróciła uwagę na to, że „jest on bardziej higieniczny, najtańszy w eksploatacji, najbardziej opłacalny z ekonomicznego punktu widzenia”.
– System został opracowany przez zootechników, weterynarzy, hodowców, w związku z czym nie możemy mówić o tym, że jest formą znęcania się nad zwierzętami i nie powinien mieć miejsca, a taka narracja jest budowana – zauważyła Monika Przeworska.
31 grudnia 2011 r. upłynął okres przejściowy dla kurników powstałych przed 26 marca 2004 roku. Rolnicy utrzymujący drób w systemie klatkowym byli w nim zobligowani do wymiany klatek. Teraz ponownie próbuje się nałożyć na nich obowiązek wydatkowania ogromnych kwot.
– W wielu przypadkach polscy rolnicy jeszcze nie spłacili zobowiązań, które zostały zaciągnięte na tamtą modernizację gospodarstw, a przed nimi pojawiło się kolejne widmo konieczności modernizacji swoich gospodarstw. To nie będzie proste. Zarówno z przyczyn finansowych, jak i technicznych, nie da się utrzymać obecnego potencjału produkcji w Polsce, zmieniając wszystkie kurniki na alternatywne. Polska jest drugim krajem w Unii Europejskiej pod względem utrzymywanych na fermach kur niosek. Rezygnując z co najmniej połowy produkcji – bo o takich szacunkach trzeba mówić w przypadku konieczności zmiany systemu utrzymywania – podaż jajek w Polsce i na rynku UE spadnie tak drastycznie, że konsumenci będą musieli liczyć się z podwyżkami o co najmniej kilkadziesiąt procent. Jajek zacznie brakować – zaznaczyła dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej.
– Dla utrzymania podobnego poziomu produkcji większość obiektów wymagało będzie rozbudowy, powiększenia powierzchni gospodarstw i budowy nowych obiektów. Nie jest to takie proste, dlatego że producenci mogą borykać się z coraz silniejszymi protestami oraz blokowaniem inwestycji przez organizacje ekologiczne – dodała.
Monika Przeworska zaznaczyła, że „Unia Europejska chce iść w stronę przymuszenia europejskich hodowców do zmienienia systemu hodowli klatkowej na alternatywny”.
– Po raz kolejny na barki rolników przerzuca się pełną odpowiedzialność za czyjeś pomysły, które nie wiadomo skąd się biorą – zauważyła.
W 2019 r. udział jaj z chowu klatkowego w Polsce wynosił ok. 82,1 procent. W 2017 r. było to ponad 86 procent.
– To pokazuje ogromny udział chowu klatkowego w strukturze, ale także obrazuje, że proces zmian zachodzących w Polsce jest bardzo powolny. Wynika to z kosztochłonności inwestycji. (…) Produkujemy bardzo dużo zarówno na rynek wewnętrzny, jak i na eksport. Nagle okazuje się, że nasza przewaga może zostać całkowicie zniweczona, dlatego że gdzieś w UE ktoś, kto nie do końca zna się na rolnictwie, ma inne zdanie na temat sposobów utrzymywania zwierząt. Niebezpieczne jest to, że unijny komisarz ds. rolnictwa, Janusz Wojciechowski – który miał być rzecznikiem rolników – staje po stronie lewicowej, która człowieka stawia na drugim miejscu – zwróciła uwagę Monika Przeworska.
Janusz Wojciechowski w trakcie debaty w ramach posiedzenia Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Parlamentu Europejskiego, które odbyło się 15 kwietnia, zaznaczył, że przedstawiona kwestia jest częścią szerszego problemu, jakim jest intensyfikacja produkcji i to nie był wybór rolników, tylko przymus ekonomiczny.
– Christine Lambert, przewodnicząca COPA (Komitetu Rolniczych Organizacji Zawodowych), powiedziała, że rolnicy nie czują się chronieni przez komisarza ds. rolnictwa. Jednocześnie podkreśliła, że jego zadaniem jest ochrona różnorodności, która leży u podstaw europejskiego sektora rolnego. Powinien on reprezentować całą UE, a nie tylko to, co uważa za słuszne. Jego zadaniem jest też zwiększanie szans na rozwój i dalsze utrzymywanie się na rynku małych gospodarstw. Jednocześnie nie może wykorzystywać swojej pozycji do tego, żeby (naciskać na – red.) duże gospodarstwa, które w dużym stopniu pracują na eksport. (…) Mam nadzieję, że Janusz Wojciechowski zacznie dostrzegać, że jedni i drudzy muszą funkcjonować na rynku europejskim i trzeba zrobić wszystko, żeby wyrównywać szanse, ale nie poprzez faworyzowanie jednej grupy – wskazała dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej.
Komisarz ds. rolnictwa w UE powiedział również, że „pamięta w Polsce okres, kiedy wszystkie gospodarstwa były z pełnym dobrostanem zwierząt. Nikt nie tylko nie stosował chowu klatkowego, ale nikt sobie nie wyobrażał, że taki chów może istnieć. To był szok, kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze takie farmy. Niestety, wstąpienie do UE to z jednej strony wysokie standardy legislacyjne, a z drugiej strony pewna ekonomiczna rzeczywistość, która powodowała, że małe gospodarstwa rodzinne z wysokim dobrostanem zwierząt nie były w stanie konkurować”.
– Polskie rolnictwo przed wejściem do UE wyglądało inaczej. Mówimy o długiej perspektywie. Rolnictwo się zmieniło, część gospodarstw poszło w drogę bardziej intensywną, produkują na eksport. (…) Rolnik pracuje dla rynku. Nie może być tak, że on coś będzie sobie produkował, jeżeli nikt nie będzie zainteresowany tym, żeby to kupić. W Polsce istnieją wyspecjalizowane zakłady uboju, rozbioru i przetwórstwa, które wymagają od rolników dużych, jednolitych partii surowca. Ciężko mówić o podpisaniu kontraktów z innymi dużymi podmiotami, jeżeli nie jest się w stanie zagwarantować, że dostarczymy odpowiedniej ilości surowca. Wszystko ładnie brzmi, ale nie jest to takie proste – podkreśliła Monika Przeworska.
Mateusz Rzepecki/radiomaryja.pl
Żródło: radiomaryja.pl, 22
Autor: mj