Towary na czuja
Treść
Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik
Wdrażanie nowych technologii to być albo nie być polskich Sił Zbrojnych. MON nie ma jednak spójnej strategii współpracy z przemysłem.
Do dyskusji na ten temat podczas posiedzenia sejmowej komisji obrony resort przygotował się w sposób utrudniający dostrzeżenie prawdziwych problemów we wdrażaniu do armii technicznych innowacji. Przez godzinę posłowie oglądali prezentację osiągnięć wojskowych instytutów naukowo-badawczych, usłyszeli też o wynikach prac wojskowych uczelni technicznych, a resztę informacji dostarczono parlamentarzystom w postaci dokumentu niejawnego, a więc nie można go było omawiać na otwartym posiedzeniu.
Setki nazw nowych militarnych konstrukcji z fotografiami lub nawet filmami demonstrującymi ich możliwości to z pewnością atut wojskowego zaplecza naukowo-technicznego, ale nie wiadomo było, czy spełniają one oczekiwania Sił Zbrojnych. Poseł Michał Jach (PiS) zwrócił uwagę, że tak naprawdę przemysł zbrojeniowy nie jest traktowany jako partner dla rządu. Optymalne rozwiązanie jest takie, że ośrodki rozwojowe i formy zbrojeniowe znają na wiele lat (nawet ponad 10) plan zakupów resortu, otrzymują od niego wskazówki co do zapotrzebowania, w oparciu o nie rozwijane są technologie i wdrażane rozwiązania, które potem MON kupuje. Jednocześnie na każdym etapie budżet wspiera zgodne z polityką państwa projekty.
Kompleks zagranicy
Takiej komunikacji niestety brakuje. Doprowadza to do sytuacji, że – jak określił poseł Stanisław Wziątek (SLD) – przemysł oferuje wojsku swoje towary „na czuja”, ponosząc koszty wdrożenia technologii bez żadnej pewności zakupu finalnego produktu przez własne Siły Zbrojne. Taka sytuacja prowadzi do tego, że resort zamiast krajowego producenta wybiera zagranicznego, tłumacząc, że potrzebnej technologii w Polsce nie ma. A nie ma, gdyż często nie dano jej szansy na rozwinięcie się. Na brak związku prac wojskowych instytutów z koncepcją rozwojową resortu obrony zwracał uwagę poseł Ludwik Dorn (niezrzeszony). Cytował przy tym wraz z innymi posłami opozycji bardzo krytyczne oceny istniejącego sytemu ze strony samych wojskowych wyrażane na łamach prasy specjalistycznej i podczas konferencji branżowych.
Dotyczy to także strategicznego programu rozwoju obrony powietrznej i przeciwlotniczej. Polska nie posiada własnej technologii rakietowej. Jest ona obecnie tak zaawansowana, że nie da się w rozsądnym czasie osiągnąć wystarczającego poziomu w oparciu o polską myśl techniczną, musimy ją przynajmniej początkowo nabywać za granicą. W Polsce można by jednak wytwarzać inne komponenty tych systemów, przede wszystkim mamy spore szanse na wdrożenie własnej aparatury radiolokacyjnej. To również kluczowy i bardzo kosztowny element każdego zestawu przeciwlotniczego, a Polska ma spore osiągnięcia w technice radarowej. Zadaniem MON jest taki wybór oferenta, by można było importować tylko to, co konieczne. Tymczasem – jak zauważył Dorn – w przeznaczonym dla posłów tajnym wykazie brakuje części pozycji związanych właśnie z radarami. Poseł przypuszcza, że może to oznaczać, że ministerstwo pogodziło się z tym, że kupi cały zintegrowany system (obejmujący rakiety, wyrzutnie, radary, łączność itd.) za granicą, skazując na wymarcie polskie zakłady radarowe.
Obecnie w najważniejszym przetargu na zestawy do zwalczania rakiet średniego zasięgu (projekt „Wisła”) pozostało dwóch oferentów: amerykański koncern Raytheon (producent patriota) oraz konsorcjum Eurosam (kapitał głównie francuski). Obaj proponują elementy polonizacji oferowanych systemów, ale wcześniej to rodzimy Polski Holding Obronny (PHO, dawniej Bumar) występował jako podmiot wiodący oferty Francuzów. MON firmę praktycznie wyeliminował, stawiając na nowo utworzone konsorcjum Polska Grupa Zbrojeniowa (PeGaZ), i to ona ma współpracować z wybranym przez resort partnerem zagranicznym. Nie widać jednak, żeby skomplikowane przesunięcia kapitałowe miały wzmocnić polski udział technologiczny w całym gigantycznym i kosztującym ponad 20 mld zł przedsięwzięciu Polska Tarcza Antyrakietowa.
Dotąd podstawowym instrumentem rekompensaty dla narodowej gospodarki w związku z wyborem zagranicznych dostawców uzbrojenia był tzw. offset, czyli inwestycje w krajowy przemysł i dostarczenie mu nowych technologii. Największy dotąd tego rodzaju program, związany z zakupem samolotów F-16, zakończył się porażką. Wiceminister obrony Czesław Mroczek deklaruje, że jego resort wyciągnął wnioski z niepowodzeń i istniejące uregulowania zostały zmienione. Posłowie mieli inne zdanie. Pytali, dlaczego offsetem ma się zajmować w MON biuro (czyli struktura organizacyjna pomocnicza), a nie departament (zajmujący się merytorycznymi zadaniami ministerstwa). Okazało się zresztą, że nie ma ani jednego, ani drugiego, tylko zespół. Mroczek zapewnia jednak, że otrzyma on wszelkie możliwe wsparcie i warunki działania.
W MON nowymi technologiami zajmują się departamenty polityki zbrojeniowej oraz nauki i szkolnictwa wojskowego. Poza tym powołano osobny inspektorat implementacji innowacyjnych technologii obronnych, ale jego pozycja będzie dość słaba (na czele stoi oficer tylko w stopniu pułkownika).
Wojsko prowadzi projekty badawcze o wartości 1,3 mld zł, rocznie MON finansuje przedsięwzięcia Narodowego Centrum Badań i Rozwoju na sumę 300 mln złotych. To jednak niewiele. Państwo, które przeznacza na nowe technologie 0,87 proc. PKB, nigdy nie dogoni poziomu Europy Zachodniej i USA i będzie skazane na kosztowny import, wspieranie się niepewnymi offsetami, licencje itp. To zdanie wyrażali nie tylko parlamentarzyści, ale i przedstawiciele wojskowych instytutów technicznych, jak płk prof. Ryszard Szczepanik, dyrektor Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych.
Światła na Tytana
Wiceminister Mroczek uznał za najważniejsze projekty innowacyjne dla polskiego wojska budowę różnego rodzaju pojazdów, rozwój techniki radarowej oraz program Tytan – zintegrowany system wyposażenia indywidualnego żołnierza.
W Polsce są trzy wojskowe uczelnie techniczne: Wojskowa Akademia Techniczna, Akademia Marynarki Wojennej i Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych. Poza kształceniem prowadzą one własne prace badawczo-wdrożeniowe. W WAT jest ich tak wiele, że zapewniają połowę przychodów uczelni. Pomysły naukowców chętnie kupuje i armia, i przemysł. W ostatnim czasie wojskowe szkoły zaprojektowały nowe karabinki, celowniki, trenażery i symulatory, aparaty do weryfikacji uszkodzeń rosomaka oraz materiały wybuchowe do katapult lotniczych. W ramach unijnej Europejskiej Agencji Obrony wdrożono m.in. nowe radiostacje i morskie platformy bezzałogowe do wykrywania min. Uczelnie prowadzą także tajne projekty związane z bezpieczeństwem cyfrowym oraz wojną elektroniczną i kryptografią.
Symulator Śnieżnik
Wojsko ma też kilka własnych centrów specjalistycznych. Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych wyspecjalizował się w bezzałogowych aparatach latających (dronach). Mają od 3,5 kg do 1,1 tony. Niektóre mogą latać 4 godz., bez pomocy operatora startują, wykonują zadanie i lądują w zadanym miejscu, a człowiek tylko nadzoruje ich działanie. Przenoszą broń bombową i rakietową. ITWL produkuje też do nich uzbrojenie. Atutem Instytutu jest opanowanie technologii materiałów kompozytowych. Szczególnie dumny jest z bezzałogowych śmigłowców bojowych, na przykład konstrukcji tzw. quadrokoptera ATRAX, który może zabrać kilkaset kilogramów uzbrojenia i niszczyć cele opancerzone. Instytut współpracuje m.in. z wojskową częścią Airbusa oraz z cywilnym Instytutem Lotnictwa. Poza tym na potrzeby polskich Sił Powietrznych działa Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej.
Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia w Zielonce specjalizuje się w badaniach nad materiałami wybuchowymi, bronią, amunicją i systemami celowniczymi. W ostatnim czasie może się pochwalić nowymi pociskami oświetlającymi i dymnymi, zestawami celów powietrznych do wystrzeliwania z lądu i morza (do ćwiczeń obrony przeciwlotniczej). System szkolno-treningowy Śnieżnik to rodzaj symulatora strzelania, potrafi zastąpić rzeczywiste strzelanie ze wszystkich rodzajów polskiej broni strzeleckiej, przez co daje duże oszczędności w amunicji.
Wojskowy Instytut Chemii i Radiometrii prowadzi projekty w zakresie obrony przed bronią masowego rażenia indywidualnej (jak maski gazowe) i zbiorowej, likwidacji skażeń chemicznych i promieniotwórczych. Niektóre wynalazki mają zastosowanie cywilne (np. wykrywanie narkotyków). W instytucie stworzono mobilną platformę likwidacji znalezisk broni chemicznej, opracowano nowatorską metodę usuwania skażeń na wrażliwym (i kosztownym) sprzęcie optoelektronicznym.
Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku zajmuje się rozmaitymi pojazdami wojskowymi – od quadów i motocykli po czołgi i haubice samobieżne. Jego specjaliści także stawiają na urządzenia samobieżne. Poza tym wymyślono specjalne naczepy do przewozu dużych pojazdów, m.in. gąsienicowych. Chodziło tu o rozwiązanie problemu, jak przewieźć np. uszkodzonego rosomaka. W Instytucie skonstruowano także ciężki transporter Hipopotam oraz nowe wozy pływające (amfibie). Ośrodek ten czerpie kluczowe informacje z doświadczeń polskiego kontyngentu w Afganistanie. Nowe konstrukcje mają poprawić bezpieczeństwo podczas tego rodzaju misji.
Wojskowy Instytut Łączności w Zegrzu Południowym zajmuje się m.in. kryptografią, bezpieczeństwem sieci komunikacyjnych i walką elektroniczną. Posiada pięć na dziewięć wydanych przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego certyfikatów na algorytmy szyfrujące. W Instytucie pracuje się nad wykrywaniem wrogiej aktywności w sieciach teleinformatycznych, w tym paraliżujących sieci ataków rozproszonych. Systemy te sprawdzają się podczas ćwiczeń NATO i testów międzynarodowych. Instytut opracował oryginalny system zakłócania Kaktus.
Wojskowy Instytut Techniki Inżynieryjnej we Wrocławiu specjalizuje się w: technice zaopatrzenia wojsk, mostach, schronach, minowaniu i rozminowywaniu. Wymyślono tam nowy bezzałogowy transporter minowania, kasety minowe, miotacze min oraz morskie miny przeciwburtowe, a także aparaturę do rozminowywania bez udziału człowieka. Inny projekt to filtry do oczyszczania wody i polowy magazyn wody. Instytut ma także osiągnięcia w technice maskującej.
Wojskowy Instytut Medyczny prowadzi badania nad medycyną stanów nagłych, masowymi urazami wielonarządowymi. W ostatnim czasie wdrożył trzy nowe rodzaje opatrunków dla wojska. Pierwszy ma zastosowanie uniwersalne, drugi stworzono z myślą o urazach z dużym ubytkiem tkanek – stymuluje działanie regeneracyjne, wreszcie trzeci, hydrożelowy, przeznaczony jest do opatrywania oparzeń. Inny projekt to zestaw do kontroli sanitarnej okrętu. Prowadzi się też badania nad zastosowaniami medycznymi promieniowania. Inne pole działań łączy medycynę z techniką lotniczą. Samolot (bezzałogowy) lata nad polem walki i skanuje je pod względem parametrów życiowych, pozwalając na odpowiednią reakcję dowództwa i przygotowanie udzielenia pomocy. Także w ramach Tytana ubiory żołnierzy mogą mieć medyczne funkcje monitorujące. Medycynę lotniczą wspiera również Wojskowy Instytut Higieny i Epidemiologii, który stworzył m.in. bezzałogowe platformy do pobierania próbek. Aparatura do wykrywania źródeł epidemii i odróżniania masowych zakażeń naturalnych od biologicznych ataków terrorystycznych zainteresowała osobiście sekretarza generalnego ONZ.
Piotr FalkowskiNasz Dziennik, 3 grudnia 2014
Autor: mj