Torturowani przed śmiercią
Treść
Zdjęcie: R.Sobkowicz/ Nasz Dziennik
Zanim odebrano im życie, byli dotkliwie bici. To wyniki wstępnych oględzin szczątków ofiar terroru komunistycznego ujawnianych na służewskim cmentarzu przez ekipę prof. Krzysztofa Szwagrzyka.
Pod namiotem Instytutu Pamięci Narodowej na terenie warszawskiej nekropolii spotkaliśmy wczoraj dr. Łukasza Szleszkowskiego z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Był pochylony nad rozłożonymi na stole szczątkami.
– To szkielet starszego mężczyzny w wieku 45-50 lat, który został wydobyty w piątek. Na czaszce jest wyraźny stan po dosyć mocnym złamaniu nosa z przemieszczeniem. Szkielet jest kompletny, pochodzi z pojedynczego grobu – mówi medyk sądowy.
– Teraz otwierają grób, gdzie są trzy czaszki, prawdopodobnie jest ich nawet więcej. Na razie nie zaobserwowaliśmy żadnych śladów po postrzałach – dodaje. Przypadek złamania nosa nie dotyczy tylko jednej ekshumowanej osoby. Wiele z czaszek, do których dotarli archeolodzy, ma również połamane nosy, u dwóch ofiar stwierdzono także złamania kości udowej. To potwierdza przypuszczenia badaczy, że znęcano się nad ofiarami przed śmiercią.
– Musimy przyjąć taką hipotezę, bo jeżeli mamy w kilku szczątkach powtarzające się pęknięcia na tym samym obszarze, to trzeba uznać, że było to zjawisko permanentne. Mamy tutaj prawdopodobnie do czynienia z ofiarami, które były przed śmiercią bite, inaczej nie da się wytłumaczyć tych powtarzających się obrażeń – tłumaczy kierujący pracami prof. Krzysztof Szwagrzyk.
Pośpiech zbrodniarzy
Do tej pory ekipie udało się odnaleźć szczątki 19 osób, lecz sytuacja jest dynamiczna. Archeolodzy pracują w trzech miejscach jednocześnie. W jednej jamie grobowej odsłonili szczątki jednej osoby, w drugiej znajdują się prawdopodobnie szczątki kolejnego więźnia w trumnie, jednak pochówek ten według prof. Szwagrzyka został później zniszczony. Badacze chcą zweryfikować tę hipotezę.
– To dziwny wkop, z którym musimy jakoś sobie poradzić. Prawdopodobnie jest tu trumna z pochówkiem więziennym, zniszczonym w późniejszych latach. Dopóki jednak nie zejdziemy jeszcze pół metra w głąb, to jest to tylko pewna hipoteza, którą musimy zweryfikować – zaznacza nasz rozmówca.
Największe wrażenie robi trzeci sondaż. Podchodzimy do dołu, w którym archeolog za pomocą łopatki i miotełki, a nawet gwoździ systematycznie odsłania kolejne warstwy szkieletów. Mamy przed sobą drastyczny widok: trzy czaszki tuż przy sobie, szkielety w nieładzie, jakby splątane. Widać, że ktoś w pośpiechu wrzucał te ciała do dołu, jak jakieś worki z ziemniakami. Jeden człowiek upadł na twarz, inny bokiem, trzeci na plecy. Co charakterystyczne, zwłoki w większości były nagie.
– Stan szczątków jest różny, ale są one dosyć dobrze zachowane. Jest za to bardzo mała ilość śladów po ubraniach, są tylko pojedyncze guziki, fragmenty szelek czy butów. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy już prawie szczątki 20 osób, to tych rzeczy jest bardzo mało. To oznacza, że w większości tych ludzi wrzucano tutaj bez ubrań – zauważa prof. Szwagrzyk.
Dziś po południu archeolodzy i medycy sądowi mają podjąć decyzję, jak długo będą jeszcze prowadzić na Służewie swoje prace. Te utrudnia im wysoka temperatura i bardzo mało miejsca na zakładanie wykopów sondażowych, dzięki którym mogą dotrzeć do kolejnych szczątków. Ponadto część współczesnych nagrobków ma betonowe wylewki, których ekipa Szwagrzyka nie może naruszyć, co zmniejsza obszar wyznaczony do badań.
– Alejki będą badane wszędzie tam, gdzie się da. Wiele miejsc jest jednak niemożliwych do przebadania przez wylewki przed współczesnymi grobami. One utrzymują konstrukcje pomników. Ich uszkodzenie nadwyrężyłoby nagrobki, nastąpiłyby pęknięcia, zniszczenia i zamiast sprzyjającej atmosfery do pracy mielibyśmy konflikt z właścicielami poszczególnych pomników, czego absolutnie nie chcemy – podkreśla profesor. Dostępnej do badań przestrzeni zostało niewiele.
– Prawie wyznaczyliśmy już obszar pola więziennego. Jama trzyosobowa, którą teraz badamy, to skraj tego pola. Być może nasza praca potrwa jeszcze tydzień –kwituje prof. Krzysztof Szwagrzyk.
Piotr Czartoryski-SzilerNasz Dziennik, 8 lipca 2014
Autor: mj