Tak wygrywają tylko mistrzowie
Treść
Sezon rozpoczął od nieszczęśliwego konkursu w Kuusamo, podczas którego Adam Małysz przegrał z wiatrem i nie zdołał w ogóle zakwalifikować się do czołowej trzydziestki. Zakończył trzema wspaniałymi triumfami w Planicy i zdobyciem Kryształowej Kuli. Po drodze był złoty medal mistrzostw świata w Sapporo. Za polskim "orłem" jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy sezon w karierze. Na pewno dający najwięcej satysfakcji, bo najpełniej smakują sukcesy, które przychodzą po pokonaniu słabości i zwątpienia. Małysz wrócił na szczyt w niespotykanym stylu, a przecież po nieudanych igrzyskach olimpijskich w Turynie wielu wysyłało go już na sportową emeryturę. Najpierw o... frustracji, bo poprzedni sezon dostarczył jej Małyszowi w nadmiarze. Mimo wielkich nadziei i oczekiwań nasz mistrz nie zdołał zrealizować swoich celów i wyzwań. W połowie wycofał się z Turnieju Czterech Skoczni, zły i zaniepokojony bardzo słabymi skokami. Niedługo potem przyszły igrzyska w Turynie, podczas których nie udało mu się stanąć na podium, choć tak tego pragnął. Wypadł poniżej oczekiwań, przede wszystkim swoich. Przeciętnie spisywał się również w Pucharze Świata, a na pytanie co jest tego przyczyną najczęściej odpowiadał "nie wiem". To było dołujące i przygnębiające. Wielu przepowiadało koniec kariery trzykrotnego (wówczas) zdobywcy Kryształowej Kuli, przez chwilę on sam zastanawiał się co dalej. Na szczęście po sezonie zmienił się trener kadry. Austriaka Heinza Kuttina (co ciekawe, Małysz nigdy nie powiedział na niego złego słowa, wręcz przeciwnie) zastąpił doświadczony Fin Hannu Lepistoe, który w przeszłości prowadził m.in. legendarnego Mattiego Nykaenena. Na początku nasz skoczek był nieco sceptycznie nastawiony do tego wyboru, podkreślał m.in. dość zaawansowany wiek szkoleniowca. Wystarczyło jednak kilka tygodni i już nie miał wątpliwości: to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Małysz rozpoczynał sezon ze świadomością bycia legendą, idolem dla wielu młodszych kolegów, ale i piętnem ostatnich lat. Z jednej strony, był trzykrotnym triumfatorem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i trzykrotnym mistrzem świata, a z drugiej, od pewnego czasu "dołował". Brakowało mu sukcesów. Od samego początku podkreślał jednak, że jest pozytywnie nastawiony i wierzy, że dobrze być może. Pierwszy w sezonie konkurs jednak mu nie wyszedł. Przegrał nie tyle z rywalami, co wiatrem, który wyniki całkowicie wypaczył. Pan Adam nie zakwalifikował się do czołowej trzydziestki. W drugich zawodach było lepiej, ale niewiele - piętnaste miejsce w Lillehammer nikogo nie mogło zachwycić. Kolejne zawody w tym norweskim mieście byty już udane - trzecie miejsce dawało nadzieję, zwłaszcza, że Polak powtórzył je w Engelbergu. Początek sezonu należał do dwójki młodych wilczków - Norwega Andersa Jacobsena i Austriaka Gregora Schlierenzauera. Wygrywali konkurs za konkursem, zdecydowanie wysuwając się na czoło pucharowej klasyfikacji. Stara gwardia była nieco w tyle. Małysz liczył, iż straty zdoła odrobić w Zakopanem, zwłaszcza że był w wysokiej formie. Tym razem jednak Wielka Krokiew naszemu mistrzowi nie sprzyjała. W sobotę udało się rozegrać tylko jedną serię, mistrz z Wisły zajął piąte miejsce. Konkurs niedzielny w ogóle odwołano. Pozostał niedosyt. Zbliżały się jednak mistrzostwa świata w Sapporo, czyli najważniejsze zawody w sezonie. Tuż przed wylotem do Japonii Małysz wygrał jeden konkurs w Oberstdorfie oraz dwa w Titisee-Neustadt i na MŚ jechał jako zdecydowany faworyt. Zmagania na dużej skoczni jednak mu nie wyszły, czyli znalazł się poza podium. Zajął najgorsze, czwarte miejsce. To wyzwoliło w nim sportową złość. Po kilku dniach zdeklasował rywali na średnim obiekcie, zdobył złoty medal i już do końca sezonu skakał nadzwyczajnie. Rewelacyjnie. Wygrał aż sześć z siedmiu ostatnich w sezonie konkursów, tylko raz, w Oslo, na drodze stanął mu podmuch wiatru. Był poza zasięgiem w Planicy, gdzie trzy razy stanął na najwyższym stopniu podium (nigdy wcześniej nie triumfował na największym "mamucie" świata). Odrobił stratę do Jacobsena (Schlierenzauer już wcześniej przestał się liczyć w walce o końcowe zwycięstwo) i po raz czwarty w karierze sięgnął po Kryształową Kulę. Cieszył się i wzruszał jak nigdy. Ale miał z czego. Wszak największego mistrza poznaje się wówczas, gdy zdoła pokonać swoje słabości, przezwyciężyć kryzys i wrócić na szczyt. Małyszowi się to udało. Dzięki pracy, dzięki charakterowi, i dzięki sztabowi ludzi, jaki wokół niego się zgromadził. Dziś nasz wspaniały mistrz może pochwalić się czterema Kryształowymi Kulami w kolekcji. Wyrównał dzięki temu niezwykły wyczyn Nykaenena, który jako jedyny triumfował dotąd czterokrotnie w klasyfikacji generalnej PŚ. Fin ma jeszcze na koncie więcej zwycięstw w pucharowych konkursach - 46 wobec 38 Małysza. Pan Adam wie o tym doskonale i ze śmiechem powtarza, że postara się go dogonić. Poza tym, nas mistrz ma jedno wielkie marzenie, którego nie udało mu się spełnić - złoty medal olimpijski. I to jest chyba odpowiedź na pytanie, czy jego przygoda ze sportem potrwa do igrzysk w Vancouver. Piotr Skrobisz, "Nasz Dziennik" 2007-03-27 Liczby Małysza 1 - jest jedynym skoczkiem, który wygrał klasyfikację generalną Pucharu Świata trzy razy z rzędu 2 - medale olimpijskie (srebro i brąz z Salt Lake City) 3 - razy wygrywał Letnią Grand Prix 4 - złote medale mistrzostw świata ma w kolekcji. Do tego dochodzi jeden srebrny krążek 4 - razy sięgał po Kryształową Kulę 9 - konkursów Pucharu Świata wygrał w zakończonym w niedzielę sezonie 33 - lata będzie miał w 2010 - roku igrzysk olimpijskich w Vancouver 38 - razy triumfował w konkursach PŚ 1994 - rok w którym zrezygnował z uprawiania kombinacji norweskiej i poświęcił się wyłącznie skokom 1996 - 17 marca, w Oslo wygrał pierwszy w karierze konkurs PŚ 2001 - jego talent eksplodował - wygrał Turniej Czterech Skoczni, zdobył złoty i srebrny medal mistrzostw świata i Kryształową Kulę.
Autor: ea