Szkoła łatwych pocieszeń czy dogmatyzacja fałszywych dylematów?
Treść
Zarzucono niedawno ministrowi Romanowi Giertychowi faszystowskie palenie książek i tworzenie inkwizytorskiego indeksu. Zarzuca się mu też prawicowo-katolicką indoktrynację i proklamację własnego światopoglądu. Oskarża się go też, że chce tworzyć powierzchowną "szkołę łatwych pocieszeń" ("Gazeta Wyborcza", 2-3 czerwca 2007, s. 6-7). Wiele z tych nadinterpretacji pochodzi ze zwykłej niechęci do ministra i obecnego rządu. Spróbujmy jednak poddać analizie niektóre zarzuty, aspirujące do obrony pozycji "oświeconej europejskości". Przede wszystkim, atak "oświeconych" nacechowany jest niezbyt uczciwym poczuciem intelektualnej wyższości w duchu poprawności politycznej, mimo że Stefan Chwin mówi o indoktrynacji i polityzacji, Maria Janion zaś o strachu przed trudnymi pytaniami. Autorzy ci jednak są dosyć naiwnie przekonani (o naiwności świadczy ich zbytnia pewność siebie), że zarzuty, które stawiają innym, ich samych w ogóle nie dotyczą. W tej dyskusji nie chodzi bowiem tylko o problem katolicko-narodowy, ale bardziej o znaczenie chrześcijaństwa (nie zapominajmy przy tym, że chrześcijaństwo jest kolebką kultury europejskiej). A nawet nie o samo chrześcijaństwo tu idzie, ale o prawdziwą, po sokratejsku pojętą, uczciwość intelektualną (owoc myślenia greckiego - źródła kultury europejskiej - zasymilowanego przez chrześcijaństwo). Bez uczciwości intelektualnej - jako prawdziwego dziedzictwa greckiej filozofii - pojawia się bowiem przestrzeń dla niebezpiecznej pseudointelektualnej manipulacji, uprawianej onegdaj przez sofistów. Autorzy atakujący bowiem nie są sami wolni od tendencyjności poznawczej, a tym bardziej politycznej, którą zarzucają nie tylko Giertychowi, ale jak się zdaje, prawicowej czy katolickiej inteligencji - w ogóle. Więcej, ich niejasność intelektualna przechodzi czasem w irracjonalizm, przejawiający się w osądzaniu - jak we wróżbiarstwie - osobistych i wewnętrznych intencji ministra Giertycha. To złudne przekonanie o własnej wyższości wynika głównie z nieprawdziwych prezałożeń, które należy podważyć czy nawet zdemaskować, gdyż są uparcie przemilczane w mroku pseudooświeconej ignorancji, powszechnie propagowanej jako obowiązujący model wiedzy. Przede wszystkim atakujący Giertycha, Chwin i Janion błędnie zakładają, że tzw. humanizm, popierany przez nich bez zastrzeżeń, jest "uczciwy", neutralny czy wolny od wszelkich światopoglądów bądź ideologii. Nie istnieje jednak nic takiego. Wymienieni przez nich pisarze, jak Goethe czy nawet Kafka i Gombrowicz, bynajmniej nie charakteryzują się neutralnością ani nawet otwartością na inne niż własne światopoglądy, a w rękach konkretnych nauczycieli mogą być narzędziem propagowania nihilizmu (Kafka), materializmu czy ateizmu (Gombrowicz) lub - przeciwnie - religii gnozy (Goethe), ukrytych pod szyldem neutralności światopoglądowej i wolności artystycznej (gdzie często chodzi o czysto światopoglądowy wybór - w duchu Kierkegaarda - dotyczący wyższości estetyki nad etyką). Ani J.K. Rowling, która uwikłała swojego "Harry'ego Portera" (i dzieci, które pochłaniają hipnotycznie to czytadło) w światopogląd okultystyczny (gnostycko-magiczny), ani M. Bułhakow propagujący w "Mistrzu i Małgorzacie" gnostyckie Ewangelie, ani J.W. Goethe jako wyznawca kosmocentrycznego światopoglądu (przedstawionego w "Fauście"), charakterystycznego zarówno dla niemieckiego romantyzmu, jak i tradycji wolnomularskiej, do której przynależał (inicjowany w loży Amalia w Weimarze, był czynnym wolnomularzem) - nie byli neutralni, nawet jeśli ich dzieła posiadają sporą wartość artystyczną. To nie jest "czysta refleksja", "wolna myśl", "wyzwolona literatura" czy "neutralna twórczość", ale właśnie "religia gnozy" (H. Jonas), do której każdy intelektualista ma prawo się ustosunkować. Podobnie rzecz się ma z tzw. humanizmem. Dla chrześcijanina ponadto - który ma prawo do takiej oceny - tzw. "humanizm" europejski jest często amoralny, bezbożny, a nawet bluźnierczy. Jest to tym bardziej niepokojące, że idealizacja utalentowanych literacko nieszczęśników, buntowników i grzeszników służy często instrumentalnemu wykorzystaniu ich poszukiwań w ukrytej ideologizacji poznania i dogmatycznym formułowaniu zasad wiedzy, obowiązujących rzekomo wykształconego człowieka-europejczyka. To jest wielki błąd i bezprawne zawłaszczenie. Wykorzystuje się bowiem tych nieszczęśników, a czasami "opętańców" (opętanych nienawiścią do Boga i Kościoła jak "humanista" markiz de Sade czy Antonin Artaud) do reaktywacji materialistycznych i nihilistycznych tez, sformułowanych już w Oświeceniu, gdzie rozpoczęła się współczesna ideologizacja wiedzy, polegająca na odrzuceniu idei Prawdy Absolutnej. W tym kontekście - pod każdym pretekstem - dogmatycznie, totalitarnie i nieustępliwie oskarża się i ośmiesza tych, którzy wskazują na to, że Prawdę można znaleźć (Janion mówi o "nieuniknionej śmieszności"). Z tej racji Faust, mówiący o pakcie z diabłem, ma być już na zawsze ważniejszy od Jana Pawła II, który zawarł Przymierze z Bogiem i Niepokalaną, a którego określono lekceważąco jako "wujka-papieża" (S. Chwin). Albowiem Goethe dogmatycznie - w duchu gnozy - twierdzi, że prawdy należy ciągle szukać, nawet za cenę amoralności, zaś zło jest zawsze częścią dobra. To są stare lewicowe dogmaty (ewolucjonizm, materializm historyczny, dialektyka), obecne także w gnostyckim światopoglądzie masonerii, który Maria Janion poddaje ironicznej neutralizacji, jakby nie było problemu, a jest (nie tylko dla ludzi Kościoła). Lewica przejmuje i lansuje wiele gnostyckich dogmatów, prezentując siebie jako neutralny, "oświecony" intelektualizm. Teza o neutralności jest więc błędna, nawet jeśli nie jest hipokryzją. A jednak dla tego rodzaju humanistów, jeśli ktoś mówi o prawdzie, jest z zasady hipokrytą, faszystą, fundamentalistą lub szuka łatwych pocieszeń. Prawdy nie ma, prawdy tylko się szuka. Są tylko pytania, nie ma odpowiedzi. Wielu humanistów proponuje pozorną często nieroztrzygalność wielu ludzkich dylematów, dogmatyzując tragizm czy właśnie wspomniany brak pocieszenia lub wręcz gloryfikując "odmowę zbawienia" (A. Camus), co bynajmniej nie jest "neutralne"! Nie należy jednak - mimo wszystko - tłumić dostępu do głębokich pisarzy, nawet jeśli błądzą. Ale też nikt tego nie robi. Histeria i indoktrynacja jest raczej po drugiej stronie. Nie należy bowiem też tłumić - na równorzędnej zasadzie tej samej otwartości na prawdę i uczciwości intelektualnej - dostępu do tych, którzy mówią, że prawdę znaleźli - na przykład w Jezusie Chrystusie. To nie musi być Dobraczyński, ze swoim znakomitymi "Listami Nikodema", ale może być też wyznawca cierpiącego Chrystusa - Dostojewski, którego znał i cenił wierny Świadek Chrystusa i prorok Prawdy Absolutnej - Jan Paweł II. To właśnie Dostojewski pokazał, że fałszywe rozdwojenia i rozdarcia jego bohaterów rodzą się z grzechu i pokusy bycia "bogiem bez Boga", jak to było może w przypadku Fryderyka Nietzschego. Nie należy więc dogmatyzować ludzkich dylematów, które nie muszą być wieczne. Istnieją bowiem pocieszenia, które nie są łatwe, ale za to na wieczność... ks. Aleksander Posacki SJ, "Nasz Dziennik" 2007-06-06
Autor: ea