Surowa lekcja
Treść
Polskie siatkarki fatalnie rozpoczęły zmagania w drugiej rundzie rozgrywanych w Japonii mistrzostw świata. Wczoraj nad ranem nasze panie przegrały z Włoszkami 0:3 i praktycznie straciły szansę na odegranie w turnieju znaczącej roli. Zawiodło to, co miało być ich najsilniejszą stroną, czyli mocna odrzucająca zagrywka. Tylko początek był dobry. Skuteczny blok w wykonaniu Marii Liktoras i Anny Podolec oraz znakomita zagrywka tej drugiej dały nadzieję, że mistrzynie Europy mogły wczoraj skutecznie powalczyć z mistrzyniami świata. Niestety z każdą upływającą minutą rywalki zyskiwały przewagę, a Polki coraz bardziej się gubiły. Na pierwszą przerwę techniczną oba zespoły zeszły przy stanie 8:5 dla Italii. Po chwili pomyliła się Podolec i było już 9:5. Zdenerwowany trener Ireneusz Kłos poprosił o czas, ale nie na wiele się to zdało. Lepiej nasze reprezentantki zaczęły grać po drugiej przerwie. Autowy serwis Włoszek, świetny atak Joanny Mirek i kolejna pomyłka rywalek spowodowały, że na tablicy pojawił się wynik 16:16. W tym momencie jednak Polki nagle stanęły. Do końca seta zdobyły zaledwie trzy punkty, a przeciwniczki konsekwentnie grały swoje. Druga partia również rozpoczęła się dobrze, Polki prowadziły 3:1 i 7:4, ale po chwili pozwoliły Włoszkom zdobyć cztery punkty z rzędu. Nasze na szczęście się nie załamały i w ciągu kilku minut to one wywalczyły trzy kolejne "oczka". Przed drugą przerwą techniczną Polki wygrywały 16:14 i gdy wydawało się, że wszystko układa się dobrze - sześć (!) punktów z rzędu zdobyły Włoszki. Ale ten set był tak dziwny, że nikogo nie zaskoczyło, gdy po chwili był znów... remis 20:20. Do dramatycznej końcówki jednak nie doszło. Rywalki łatwo i bez większych kłopotów partię wygrały. Trzeci i - jak się później okazało - ostatni set od początku do końca przebiegał pod dyktando Włoszek. Załamane Polki grały fatalnie, popełniały proste błędy, żadnych efektów nie przynosiły zmiany. W rezultacie nastąpił pogrom - 1:5, 5:13, 7:16 i 13:25. - To, co miało być naszą mocną stroną i atutem, czyli mocna odrzucająca zagrywka, kompletnie nam nie wyszło. Skorzystały z tego nasze rywalki, które właśnie tym elementem pogrążyły nasz zespół. Nasza libero Mariola Zenik miała dziś zaledwie 33 procent skuteczności, co w dużym stopniu odbiło się na rozegraniu i ataku. Widać gołym okiem, że zmęczona jest już Iza Bełcik, jednak dziś jeszcze nie mogłem skorzystać z chorej Kasi Skorupy. Nie wiem również, czy będzie mogła zagrać w następnym meczu. Lepiej jest z Kamilą Frątczak, choć chciałem ją jeszcze dziś oszczędzić. Niestety z seta na set Podolec grała coraz słabiej, więc byłem zmuszony wystawić Kamę - skomentował trener Kłos. Dziś Polki zagrają z Serbią i Czarnogórą, która jak na razie jest rewelacją mistrzostw. Odniosła komplet zwycięstw, wczoraj nie pozostawiła złudzeń Koreankom, pokonując je zdecydowanie w trzech setach. Po porażce z Włoszkami Polki raczej na pewno straciły szansę walki o medalowe pozycje. Wciąż jednak mogą zająć w mistrzostwach wysokie miejsce, muszą tylko zacząć wygrywać. - Serbki dysponują bardzo silnym atakiem, który będziemy musieli zneutralizować. Będzie to bardzo trudne spotkanie, jednak zrobimy wszystko, by rozstrzygnąć je na swoją korzyść - obiecuje trener Kłos. Piotr Skrobisz, "Nasz Dziennik" 2006-11-09
Autor: ea