"Solidarność" szykanowana w Sejmie
Treść
Awantura w Sejmie. Działaczki "Solidarności", w tym przewodnicząca Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "S" Maria Ochman, które przyjechały wczoraj do Sejmu, by przysłuchiwać się debacie dotyczącej sytuacji w służbie zdrowia, nie spotkały się, mówiąc oględnie, z życzliwym przyjęciem. Podległa Bronisławowi Komorowskiemu straż marszałkowska potraktowała je jak intruzów. Mimo że nazwiska wszystkich kobiet znajdowały się na dwóch niezależnych od siebie specjalnych listach gości, jednej przygotowanej przez klub Prawa i Sprawiedliwości, i drugiej - Ministerstwa Gospodarki, działaczkom związkowym odebrano: torebki, telefony komórkowe i osobiste przedmioty. W trakcie wielogodzinnej debaty nie pozwolono im opuścić galerii, pozbawiono również prawa do rozmowy z pracującymi w budynku Sejmu dziennikarzami, m.in. Telewizji Trwam. "Solidarność" całe zajście nazywa skandalicznym łamaniem zasad demokracji. Podobnego zdania są posłowie PiS. Wicemarszałek Krzysztof Putra zażądał w tej sprawie wyjaśnień od Prezydium Sejmu. - Siedzimy tu praktycznie bez ruchu od kilku godzin. Mimo że jesteśmy w Sejmie nie po raz pierwszy i mamy stałe przepustki, zabrano nam torebki, dowody osobiste, niektórym z nas odebrano lekarstwa, nie możemy wyjść np. napić się wody, porozmawiać z dziennikarzami. Zostałyśmy praktycznie na galerii sejmowej uwięzione, grozi nam się, że jeśli wyjdziemy, to już nie wrócimy - mówiły w rozmowie z nami rozgoryczone działaczki "Solidarności", które wczoraj przybyły do parlamentu, by przysłuchiwać się debacie dotyczącej stanu służby zdrowia. Niektóre z nich do Warszawy przyjechały z bardzo daleka, po podróży trwającej kilkanaście godzin. Choć wszystkie panie posiadały przepustki pozwalające na przebywanie w gmachu Sejmu i korzystanie z sejmowych pomieszczeń, wczoraj niespodziewanie okazało się, że ich prawa zostały ograniczone. - Nie jestem pierwszy raz w Sejmie, ale pierwszy raz spotkała mnie taka przykrość. Zabrano nam wszystkie osobiste rzeczy, zostałyśmy ogołocone. Pozwolono mi mieć przy sobie tylko chusteczki higieniczne. Powiedziano nam, że takie są rozporządzenia. Natomiast siedziały tutaj koleżanki ze Związku Zawodowego Pielęgniarek, którym pozwolono wnieść torebki. Nie wiem dlaczego nas tak potraktowano, choć miałyśmy takie same zaproszenia jak inni - powiedziała nam Alicja Buszkowska-Orłowska z Krakowa. Funkcjonariusze straży marszałkowskiej, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", przekonywali, że ich zachowanie to wynik niedawnych rozporządzeń marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Sęk w tym, że - na co wskazała również Maria Ochman, szefowa Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność" - restrykcje dotknęły wyłącznie działaczek "Solidarności". Przedstawiciele pozostałych związków zawodowych funkcjonujących w służbie zdrowia, którzy również przysłuchiwali się debacie, mogli bez większych przeszkód poruszać się po budynku Sejmu. - Panie nie mają prawa przebywać w Sejmie poza galerią. To wynika z zakresu przepustki, jaki im przyznano. Nie wiem, czy i dlaczego mogły poruszać się po Sejmie, ale przypominam, że obowiązują nowe rozporządzenia dotyczące poruszania się po budynku. Toaleta jest na galerii, nie muszą wychodzić. Jeśli opuszczą salę, nie wrócą. A inni? Inni mają inne przepustki - poinformował nas strażnik pilnujący wyjścia z galerii sejmowej prowadzącego do tzw. stolika dziennikarskiego. Pozbawienie kobiet osobistych przedmiotów, telefonów praktycznie uniemożliwiło im wewnątrzzwiązkowe konsultacje dotyczące rządowych deklaracji w zakresie służby zdrowia. Uniemożliwiono im również kontakt z dziennikarzami, ograniczając w ten sposób okazję do komentowania przebiegu debaty. - Urzędnik w mundurze straży marszałkowskiej powiedział mi, że jeśli wyjdę z sali udzielić wywiadu dziennikarce Telewizji Trwam, to na salę już nie wrócę. Pierwszy raz od dziesięciu lat, odkąd przyglądam się obradom parlamentu, spotkało mnie coś takiego. Potraktowano nas, jakbyśmy byli z Al-Kaidy - mówi Maria Ochman, szefowa Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia "Solidarność". Oburzeni zajściem są politycy PiS, którzy zaprosili związkowców z "Solidarności" do Sejmu. Wicemarszałek Krzysztof Putra zapowiedział, że będzie w tej sprawie żądać wyjaśnień od Prezydium Sejmu. - To prawdziwy skandal. To szykanowanie koleżanek i kolegów z "Solidarności", ale także działanie niezrozumiałe. Pod każdym względem. W ten sposób straż marszałkowska wystawiła panu marszałkowi Komorowskiemu bardzo złą opinię i w jakimś sensie skompromitowała cały Sejm Polski. Mam nadzieję, że sprawa zostanie niezwłocznie wyjaśniona i więcej do tak skandalicznych wydarzeń nie dojdzie. Nie można w ten sposób szykanować ludzi - mówi w rozmowie z nami poseł Tomasz Latos (PiS), członek sejmowej Komisji Zdrowia. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-02-07
Autor: wa