Słodzenie propagandą
Treść
Kurtuazja w relacjach polsko-niemieckich wygląda naprawdę nieźle. Takiej kurtuazji ze strony premiera Donalda Tuska mogła wielokrotnie doświadczyć Angela Merkel, nie inaczej zachowuje się Ewa Kopacz. Obchody porozumień polsko-niemieckich skłaniać powinny jednak do pogłębionej refleksji. Oczywiście przez te wszystkie lata nie było napięcia militarnego we wzajemnych stosunkach, można by nawet powiedzieć, że nasze wspólne uczestnictwo w strukturach NATO i UE wręcz mogłoby świadczyć o przyjaźni między Berlinem a Moskwą. Jednak kiedy przyjrzymy się bliżej konkretom – ot, choćby w dziedzinie gospodarczej – sytuacja nie wygląda już tak kolorowo. Wystarczy przypomnieć sprawę budowy Gazociągu Północnego, kiedy to, mimo polskich protestów, Berlin nie zawahał się wejść w układ z Gazpromem, który uderzał wprost w interesy całej Europy Centralnej. Taka współpraca ponad głową Warszawy dotyczyła wielu innych dziedzin.
Nasza integracja z Unią przyniosła, chcąc nie chcąc, wygaszenie w naszym kraju mnóstwa fabryk dających miejsca pracy. To nie przypadek, że młodzi Polacy masowo musieli uchodzić z Ojczyzny do Anglii, Irlandii czy Niemiec. Nie ulega wątpliwości, że ma to związek z nierównoprawną pozycją naszego kraju w strukturach unijnych, gdzie Niemcy mają dominującą pozycję.
Jeśli chcemy na tej płaszczyźnie dalej wskazywać kwestie problematyczne, musimy spojrzeć na nasze relacje unijne. Dla nikogo nie powinno być tajemnicą, że Niemcy we współczesnym świecie za pośrednictwem Brukseli starają się realizować swoją politykę. Będąc największym płatnikiem do unijnego budżetu, mają przemożny wpływ na kierunki działań unijnych. Wizja ta jest zaś całkowicie centralistyczna. Budowanie federacji europejskiej, silne zbiurokratyzowanie Unii nie może być w polskim interesie, nawet jeśli przewodniczącym Rady Europejskiej zostaje Donald Tusk, faworyt Angeli Merkel. W interesie Polski jest zachowanie możliwie największej suwerenności własnej i budowanie pogłębionych relacji w Europie Centralnej. I tu jawi się wyraźna sprzeczność interesów Berlina i Warszawy, kompletnie niebrana pod uwagę w zachowaniu premier Kopacz, jak i w komentarzach liberalnych mediów.
Kolejnym niezwykle ważnym problemem jest status Polaków żyjących w ogromnej masie w państwie niemieckim. Praw mniejszości niemieckiej w Polsce w najmniejszej mierze nie można porównać z uprawnieniami niemieckich Polaków. Berlin w żadnej mierze nie chce traktować mieszkających w Niemczech Polaków na zasadzie symetrii, dodajmy – zasadzie, która od wieków porządkuje tego typu sprawy.
Ciesząc się zatem z pokojowych relacji polsko-niemieckich, nie możemy nie zauważać własnych interesów narodowych, ulegając słodkiej propagandzie unijnych agitatorów. Należy w tych relacjach stanąć twardo na ziemi.
Prof. Mieczyslaw Ryba
Autor jest kierownikiem Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, wykładowcą WSKSiM.
Nasz Dziennik, 21 listopada 2014
Autor: mj