Sejm oszczędza na pendrive'ach
Treść
Aż dziewięciu dziennikarzom "Naszego Dziennika", którzy od lat codziennie relacjonowali pracę Sejmu, komisji parlamentarnych, informując o wydarzeniach tak z życia koalicji, jak i opozycji, odmówiono wydania stałych przepustek umożliwiających pracę w parlamencie. Wstępu w kuluary, najatrakcyjniejsze miejsce pracy każdego sejmowego fotoreportera, odmówiono m.in. Markowi Borawskiemu, który od dziesięciu lat codziennie dokumentował pracę posłów i senatorów, oraz Arturowi Kowalskiemu, analizującemu najważniejsze wydarzenia polityczne. Podobnie potraktowano reporterów i operatorów Telewizji Trwam. Wszystko pod pretekstem zmian w regulaminie Kancelarii Sejmu, określającym zasady pracy dziennikarzy. - To jakiegoś grubego kalibru nieporozumienie. Jestem zaskoczony. Dostęp do prac Sejmu powinien być równy dla wszystkich dziennikarzy, niezależnie od tego, jakie media i jaką opcję reprezentują. Będę to wyjaśniał - wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra (PiS) nie kryje zaskoczenia działaniami Jarosława Szczepańskiego, szefa Biura Prasowego Kancelarii Sejmu. Działaniami, które w praktyce zmierzają do uniemożliwienia "Naszemu Dziennikowi" relacji z prac Sejmu. Dziewięciu naszych dziennikarzy, wśród nich pracujący w Sejmie już od dziesięciu lat fotoreporter Marek Borawski i dziennikarz Artur Kowalski, nie otrzymało wydawanej od 3 kwietnia tzw. stałej przepustki pozwalającej na poruszanie się po Sejmie i dostęp nie tylko do galerii "dla gości", ale również w kuluary Sejmu i na posiedzenia sejmowych i senackich komisji. Mogą oni skorzystać jedynie z tzw. jednorazówki, którą zazwyczaj wydaje się gościom odwiedzającym parlament i ograniczającym ich pracę w zasadzie do galerii i pokoiku dziennikarskiego. Ze zgłoszonych przez "Nasz Dziennik" w tym roku do prac w Sejmie fotoreporterów stałą przepustkę otrzymał tylko jeden. W sytuacji gdy obradom Sejmu towarzyszy jednoczesna praca nieraz nawet kilkunastu komisji parlamentarnych i liczne konferencje prasowe, w rzeczywistości uniemożliwi to zrelacjonowanie czytelnikom najważniejszych wydarzeń. - Od dziesięciu lat pracuję w Sejmie, od początku przysługiwała mi stała przepustka. Tak było za rządów AWS, za rządów SLD i później PiS, odebrano mi ją pod rządami PO. To bardzo utrudni mi pracę w Sejmie. Tłumaczenie, że mogę korzystać z jednorazówki i fotografować z galerii, jest absurdalne. Pytałem pana Szczepańskiego o powody, dla których nie otrzymałem nowej przepustki, powiedział mi jedynie, że nie spełniam "kryteriów". Jakoś dziesięć lat je spełniałem, a teraz nie? Na pytanie, o jakie kryteria chodzi, usłyszałem, żebym sobie poczytał w internecie - bulwersuje się Marek Borawski. Każda z osób, której przyznano stałą lub okresową kartę prasową, bezpłatnie otrzymuje od straży marszałkowskiej pendrive'a (urządzenie magazynujące dane) z umieszczonym na nim przewodnikiem po stronach internetowych Sejmu. Czyżby - z uwagi na politykę taniego państwa - ekipa Donalda Tuska chciała zaoszczędzić na zakupach? Znacząco ograniczono również liczbę dziennikarzy "Naszego Dziennika", którzy do tej pory bez przeszkód relacjonowali wydarzenia rozgrywające się w Sejmie. Niemal każdemu wydaniu naszej gazety towarzyszyły liczne rozmowy przeprowadzane w kuluarach Sejmu. Teraz może ich zabraknąć. Szef Biura Prasowego Kancelarii Sejmu Jarosław Szczepański najwyraźniej bowiem postanowił uniemożliwić dziennikarzom "Naszego Dziennika" poruszanie się po Sejmie. - Nigdy się nie spodziewałem, że za swoją działalność dziennikarską będę szykanowany i represjonowany, i to w III RP, tak wychwalanej przez pana premiera Donalda Tuska. Mam wrażenie, że koalicji mającej większość w Sejmie nie podoba się, że do opinii publicznej docierają informację o tym, co naprawdę dzieje się w Sejmie, o marazmie, braku ustaw, odraczanych posiedzeniach - mówi Artur Kowalski, dziennikarz "Naszego Dziennika". Próba wprowadzenia politycznej cenzury i ograniczenie możliwości wykonywania zawodu dziennikarza, a co za tym idzie - uniemożliwienie obywatelom dostępu do rzetelnej informacji, bulwersuje posłów. - Jestem kompletnie zaskoczony. To pokazuje, na czym naprawdę polega polityka miłości Platformy Obywatelskiej. Pod różnym płaszczykiem, różnymi sposobami usiłuje się ograniczać wolność niezależnej prasy. Czekam na reakcję pozostałych mediów, ciekaw jestem, czy wystąpią teraz w obronie praw dziennikarzy - komentuje poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Praw Człowieka i Sprawiedliwości. - To hańba! Karygodna próba uniemożliwienia wykonywania zawodu dziennikarza. Na pewno tego tak nie zostawimy. Sprawą powinien zająć się rzecznik praw obywatelskich - mówi poseł Zbigniew Girzyński (PiS). Wszystkiemu winne zmiany w regulaminie Sejmu, znacznie ograniczające liczbę wydawanych przepustek stałych. Sęk w tym, że "Nasz Dziennik" jest jedyną ogólnopolską gazetą codzienną, której aż dziewięciu dziennikarzom odmówiono jej wydania. Pytany o powody takich działań Jarosław Szczepański tłumaczy, że pozostają przepustki jednorazowe, które pozwalają na wstęp do Sejmu i pracę w nim. Owszem, pozwalają. Ale ich pula jest dramatycznie ograniczona, a dla fotoreporterów są praktycznie bezwartościowe. - Nie ma żadnych ograniczeń. Pan przecież dostał okresową przepustkę. Jak wasz fotoreporter czuje się poszkodowany tym, że nie dostał, to niech napisze maila do mnie, zobaczę, co się da zrobić. A w ogóle, o co chodzi? Przecież zarządzeniem pana Dorna w ogóle nie było dostępu w kuluary - mówi Szczepański. Współpracownik Komorowskiego przekonuje też, że wszyscy operatorzy TV Trwam stałe przepustki otrzymali. A to nieprawda. - Chyba mu się myli z dźwiękowcami. Ja nie dostałem. To bardzo utrudni moją pracę - mówi jeden z operatorów Telewizji Trwam. Działaniami Szczepańskiego zaskoczeni są również politycy PSL, którzy podkreślają, że ich zdaniem to samowolne działanie szefa Biura Prasowego Kancelarii Sejmu. - To jakiś niedobry precedens! Do tej pory czegoś takiego nie było. Nie powinno się tak robić. Będzie to przedmiotem bardzo poważnych refleksji na posiedzeniu Prezydium Sejmu - mówi poseł Andrzej Grzyb, członek Rady Politycznej PSL. Zdecydowanie bardziej negatywnie działania Szczepańskiego oceniają politycy Prawa i Sprawiedliwości. - To skandal, jeżeli wybranym dziennikarzom uniemożliwia się dostęp do prac Sejmu. Mam nadzieję, że to jakieś nieporozumienie, inaczej mielibyśmy do czynienia z powrotem politycznej cenzury - uważa Jarosław Zieliński, sekretarz generalny PiS. A Zbigniew Ziobro nie ukrywa, że podobnie jak poseł Girzyński podejmie interwencję w tej sprawie. - Na pewno nie wolno nam tego tak zostawić. To zamach na wolność prasy i prawo społeczeństwa do pełnej, niczym nieskrępowanej informacji - mówi były minister sprawiedliwości. - Dziwnym trafem reperkusje w takim stopniu nie dotknęły innych mediów. Ograniczenie możliwości pracy w Sejmie "Naszemu Dziennikowi" ma podtekst polityczny, ktoś najwyraźniej bardzo obawia się niezależnych dziennikarzy - uważa poseł Maks Kraczkowski (PiS), przewodniczący Komisji Gospodarki, który zapowiada, że podejmie zdecydowane działania w tej sprawie. Dzisiaj wyjaśnień od szefa Biura Prasowego Kancelarii Sejmu zażądają też inni parlamentarzyści, m.in. Zbigniew Girzyński i Arkadiusz Mularczyk. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-04-04
Autor: wa