Równajcie do siatkarzy!
Treść
Za nami niezwykle bogaty w sportowe wydarzenia rok. Zimowe igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata w piłce nożnej i siatkówce, pierwszy Polak w Formule 1 przykuwały uwagę kibiców, dostarczając wielu niezapomnianych wrażeń. Do tego trzeba dodać sukcesy pływaków, pięcioboistek, tenisistów, wioślarzy, lekkoatletów i bokserów - wyłania się nam całkiem przyjemny obraz minionych 12 miesięcy. Wspaniale zapewne nie było, ale rok 2006 zapisał się w naszej pamięci pozytywnie. Dziś o dokonaniach przedstawicieli gier zespołowych, głównie dzięki niesamowitym dokonaniom siatkarzy na niedawnych mistrzostwach świata. Biało-Czerwoni lecieli do Japonii powalczyć o wysokie cele, po cichu wspominali o medalu, ale chyba sami nie spodziewali się, iż będzie tak pięknie i radośnie. Nasi w wielkim stylu wygrywali mecz za meczem, wywołując w kraju niemalże euforię. Gdy w decydującym o awansie do półfinału boju w niesamowitych okolicznościach pokonali Rosję, odżyły wspomnienia legendarnej drużyny Huberta Wagnera. Kilka tygodni temu Mariusz Wlazły, Sebastian Świderski, Łukasz Kadziewicz i koledzy dowodzeni przez Raula Lozano napisali swoją historię, którą kibice pamiętać będą latami. W finale co prawda nie sprostali Brazylii, ale wrócili do Ojczyzny w glorii niemalże narodowych bohaterów. Witały ich tysiące kibiców, prezydent Lech Kaczyński wręczył wysokie państwowe odznaczenia. Czy czegoś trzeba więcej? Pod koniec roku w rozgrywkach Ligi Mistrzów błysnęła BOT Skra Bełchatów, która m.in. wygrała na wyjeździe ze słynnym włoskim Lube Banca Marche Macerata. Na ligowych parkietach pojawiło się wielu znakomitych zawodników, poziom Polskiej Ligi Siatkówki słusznie uznawany jest za jeden z najwyższych w Europie. W cieniu dokonań mężczyzn rok kończą panie. W kiepskich humorach, bo nie udało im się zrealizować najważniejszych celów, z rozbitą i podzieloną drużyną, bez trenera. Zabrakło sukcesów w Grand Prix i na mistrzostwach świata. Do tego doszło zwolnienie Andrzeja Niemczyka i jego okoliczności, które pozostawiły za sobą niesmak i wiele pytań. Aktualne przecież mistrzynie Europy znalazły się na poważnym zakręcie i oby potrafił z niego wybrnąć nowy szkoleniowiec kadry. Poznamy go wkrótce. W czerwcu i lipcu żyliśmy piłkarskimi mistrzostwami świata w Niemczech. Polacy spisali się podobnie jak cztery lata wcześniej w Korei i Japonii, czyli bardzo słabo. Mimo przeciętnych rywali nie przeszli fazy grupowej, grali poniżej swoich możliwości, bez ładu i składu. Przed mundialem zaszokował trener Paweł Janas, nie tyle nie wysyłając powołań do Tomasza Frankowskiego, Jerzego Dudka i Tomasza Kłosa, ale czyniąc to całkowicie bez klasy. Po mistrzostwach Janas został zwolniony, zastąpił go Leo Beenhakker. Początki pracy Holendra nie były najlepsze, porażki z Danią w meczu towarzyskim i Finlandią w eliminacjach Euro 2008 wzmogły głosy krytyków, których trener z zagranicy (ktokolwiek by nim nie był) miał wielu. Potem jednak nasza drużyna przeszła przedziwną metamorfozę. W niespotykanym od kilkunastu lat stylu rozprawiła się z Portugalią, pewnie pokonała na wyjeździe Belgię i... ma realne szanse na pierwszy w historii awans do finałów mistrzostw Europy. Krytycy Beenhakkera umilkli, bo Holender nie tylko udowodnił, iż nad Wisłą jest wielu zdolnych piłkarzy (Jakub Błaszczykowski, Radosław Matusiak i Grzegorz Bronowicki to format europejski!), ale i pomógł im uwierzyć w siebie i nauczył nowoczesnego futbolu. Dzięki temu piłkarski rok nie jest stracony. Po raz kolejny zawiodły bowiem nasze drużyny w rozgrywkach pucharowych. Legia Warszawa oczywiście nie zakwalifikowała się do Ligi Mistrzów, a do fazy grupowej Pucharu UEFA awansowała tylko Wisła Kraków, ale trudno to uznać za sukces, skoro wypadła w niej kiepsko. Na dodatek nasza piłka trapiona jest zataczającą coraz szersze kręgi aferą korupcyjną i konfliktem Ministerstwa Sportu z "nie mającym sobie nic do zarzucenia" PZPN. Nad związkiem wciąż krąży widmo kuratora, atmosfera jest fatalna. Po dziesięciu latach przerwy do finałów mistrzostw Europy awansowali nasi koszykarze. Nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie trener Andrej Urlep. Słoweniec zachęcił swych podopiecznych do ciężkiej pracy, namówił do powrotu do kadry Adama Wójcika i Andrzeja Plutę, nadał drużynie charakteru i efekty przyszły natychmiast. W ślady swych kolegów nie poszły natomiast panie i to była niemiła niespodzianka. Pod koniec roku niezłe, ósme miejsce w mistrzostwach Europy zajęły nasze piłkarki ręczne. Niesamowitym indywidualnym wyczynem popisała się Karolina Kudłacz, która w spotkaniu w Macedonią zdobyła aż 17 bramek. To rekord ME. I jeszcze jedno - siatkarzy, piłkarzy (pod koniec roku) i koszykarzy do sukcesów poprowadzili trenerzy zagraniczni. Z jednej strony bardzo cieszy, że uznani fachowcy chcą pracować w naszym kraju, z drugiej nieco smuci kiepska kondycja naszej polskiej myśli szkoleniowej. Piotr Skrobisz, "Nasz Dziennik" 2006-12-22
Autor: ea