Rezolucja dzieli posłów
Treść
O tym, że Polska ma obecnie korzyści z przynależności do Unii Europejskiej i że akceptacja traktatu lizbońskiego leży w naszym interesie, mówili wczoraj w Sejmie politycy apelujący do prezydenta Lecha Kaczyńskiego o jak najszybszą ratyfikację traktatu. Problem jednak w tym, że ani nikt Polski z Unii teraz nie wyprowadza, ani też prezydent nie opowiedział się jako przeciwnik ratyfikacji traktatu. W tej sytuacji najbardziej zasadne zdaje się pytanie, które z trybuny sejmowej zadał poseł PiS Paweł Kowal: "Po co ta debata?". Sejm przeprowadził wczoraj pierwsze czytanie projektu rezolucji, którego poparcie zapowiedziały kluby: PO, PSL i Lewica. Wzywanie prezydenta do ratyfikowania traktatu PiS uznało za niepotrzebne i złożyło wniosek o odrzucenie rezolucji. Zarówno wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO), który przedstawiał projekt, jak i występujący w imieniu klubu Platformy Krzysztof Gałażewski podkreślali, jakie to wielkie korzyści ma Polska z członkostwa w UE i że polską racją stanu jest to, aby prezydent poparł ratyfikację traktatu lizbońskiego. Wicemarszałek Niesiołowski w swoich wywodach tak się nawet zagalopował, że aż został upomniany przez prowadzącego obrady wicemarszałka Krzysztofa Putrę (PiS), który musiał przypomnieć Niesiołowskiemu, iż występuje w imieniu Prezydium Sejmu, które co do rezolucji nie było jednomyślne, a nie w imieniu swojej partii. Z wywodów polityków PO można było wysnuć, że toczy się wielka debata: pozostać w Unii czy nie; albo czy ratyfikować traktat, czy go odrzucić. Żadne z ugrupowań parlamentarnych ani o wychodzeniu z Unii, ani o odrzuceniu traktatu jednak nie mówiło. O co więc chodzi? Pytanie takie zadał poseł PiS Paweł Kowal. Jednak sam sobie na nie odpowiedział. - Ta uchwała ma podzielić Polaków. Ma dać możliwość, abyście mówili z trybuny, że tu jest rów nie do przejścia, że wy jesteście za Europą i za Unią, a my jesteśmy za Azją. Po to jest wam potrzebna ta uchwała, ale to wam się nie uda - mówił Kowal, sugerując, że pomysł z rezolucją musiał narodzić się w słynnym ministerstwie propagandy premiera Donalda Tuska. Kowal słusznie zauważył, iż prezydent traktat popiera. Kaczyński w rozmowie telefonicznej z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym zapewniał nawet, że Polska nie będzie przeszkodą w procesie ratyfikacji traktatu. Według PiS, rezolucja jest wezwaniem do działania przeciwko interesom Rzeczypospolitej. Poparcie traktatu w sytuacji, gdy już nie ma jednomyślności co do jego przyjęcia, oznaczałoby rezygnację ze "świętej zasady", że "traktaty przyjmowane są zgodną wolą wszystkich narodów i państw". Posłowie PiS przypominali również, że Platforma domaga się od prezydenta ratyfikowania traktatu, choć niegotowa jest jeszcze ustawa kompetencyjna, do czego zobowiązał się honorowo premier Tusk. Jeżeli rzeczywiście - jak sugerował to poseł Kowal - pomysł rezolucji został przygotowany w rządowym ministerstwie propagandy, to PR-owcy Donalda Tuska mieli ułatwione zadanie. Prezydent Lech Kaczyński nie przedstawił bowiem przekonująco powodów, dla których wstrzymuje się z ratyfikacją traktatu, tak gorąco przed kilkoma tygodniami przez głowę państwa popieranego, co doprowadziło do narażenia się prezydenta przeciwnikom traktatu, wśród których znajdowało się wielu jego wyborców. Dziś dzięki postawie Irlandczyków zarówno PiS, jak i prezydent znaleźli okazję, aby być i za, i przeciw traktatowi. Z jednej strony są bowiem za, bo przecież ratyfikację w Sejmie w większości poparli, a prezydent traktat negocjował, a z drugiej - puszczają oko do przeciwników traktatu, że jednak "tak bardzo za traktatem to wcale nie są". O kontynuowanie procesu ratyfikacji traktatu zaapelował wczoraj ambasador Francji w Polsce Fran? ois Barry Delongchamps. Ambasador przedstawił posłom sejmowych komisji: Spraw Zagranicznych i ds. Unii Europejskiej, priorytety francuskiej prezydencji w UE. Delongchamps zapowiedział, że francuska prezydencja chce kontynuować pracę nad ratyfikacją traktatu. Poinformował posłów, że wkrótce z wizytą do Irlandii wybierze się prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-07-11
Autor: wa