Premier pogroził palcem
Treść
Komisja Zdrowia dyskutowała wczoraj o rządowych projektach ustaw reformujących system ochrony zdrowia. W kuluarach posłowie rozmawiali jednak przede wszystkim o tym, że podczas wtorkowego posiedzenia rządu minister Ewa Kopacz groziła "honorową" dymisją, gdy skrytykowano dotychczasowe efekty jej pracy. Pojawiły się nawet pogłoski, że to doradca premiera - Michał Boni (!) - ma się zająć reformą służby zdrowia. Donald Tusk wszystko dementuje i zapewnia o swoim poparciu dla minister Kopacz. - Pozycja pani minister jest niepewna, dostała ostrzeżenie, ale wszystko zależy od tego, jak poradzi sobie z obecnym kryzysem w szpitalach - usłyszeliśmy od jednego z parlamentarzystów. Nieformalne posiedzenie rządu wywołuje wciąż spore emocje, nie tylko wśród dziennikarzy i pracowników szpitali, którzy czekają na szybkie decyzje władz w sprawie ich postulatów płacowych. Wielogodzinna wtorkowa dyskusja zakończyła się przyjęciem trzech projektów ustaw, które miały zostać od razu przekazane przewodniczącemu klubu Platformy Obywatelskiej. Jednak wczoraj w południe poseł Cezary Chlebowski nie miał jeszcze tych dokumentów u siebie. W Sejmie komentowano przede wszystkim informacje o spadku zaufania Donalda Tuska do Ewy Kopacz. Premier miał być niezadowolony z dotychczasowych efektów pracy minister zdrowia i dlatego miał zdecydować o przekazaniu zadania koordynowania ustaw zdrowotnych w ręce Michała Boniego, swojego doradcy do spraw społecznych. Wczoraj jednak premier Tusk bronił minister Kopacz i zaprzeczał, aby to Boni miał przejąć stery nad reformą ochrony zdrowia, choć doradca szefa rządu będzie miał wgląd w te prace, gdyż z racji swojej funkcji ma służyć pomocą wszystkim ministrom realizującym ważne programy społeczne. - Nie ma konfliktu między mną a panią minister Kopacz - stwierdził Donald Tusk. I chwalił szefową resortu zdrowia, że przygotowała bardzo trudny pakiet ustaw reformatorskich, choć działa w atmosferze narastającego konfliktu płacowego oraz ostrych ataków ze strony opozycji i niektórych związkowców. Mimo tych uspokajających deklaracji wśród polityków PO nie milkną spekulacje na temat istniejącego jednak sporu w rządzie. Od jednego z posłów usłyszeliśmy wczoraj, że minister Kopacz miała grozić honorowym podaniem się do dymisji z powodu negatywnej oceny jej dotychczasowych dokonań w resorcie przez współpracowników premiera, w tym i Michała Boniego. - Premier załagodził spór, bo na pewno teraz nie jest dobry moment do rozliczania minister Ewy Kopacz, ale jeśli za jakiś czas sytuacja w ochronie zdrowia się nie poprawi, to jej odejście może być tylko odsunięte w czasie - stwierdził jeden z posłów PO. Donald Tusk na wczorajszej konferencji prasowej również zaznaczył, że jeśli praca jakiegoś ministra będzie źle oceniona, to pożegna się on ze swoim stanowiskiem. W czasie gdy premier zapewniał dziennikarzy o swoim zaufaniu do minister, Ewa Kopacz odpowiadała na pytania posłów z Komisji Zdrowia na temat pakietu czterech ustaw reformatorskich. PiS co prawda złożyło wniosek, aby na obecnym posiedzeniu Sejmu odbyła się debata całej izby na temat sytuacji w ochronie zdrowia, jednak marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (PO) poinformował, że debata odbędzie się na kolejnym posiedzeniu, gdy Platforma wniesie projekty rządowych ustaw jako inicjatywy poselskie. Komisja ma wątpliwości Minister Kopacz poinformowała posłów, że przygotowane zostały cztery projekty ustaw: o zakładach opieki zdrowotnej, podziale Narodowego Funduszu Zdrowia, dodatkowych ubezpieczeniach medycznych i o koszyku świadczeń zdrowotnych. W Sejmie nie ma jeszcze tego ostatniego projektu, bo wciąż ministerstwo opracowuje listę tych zabiegów ponadstandardowych, za które chory będzie musiał sam zapłacić. Resort zdrowia postuluje m.in. przekształcanie szpitali w spółki prawa handlowego, czemu ma towarzyszyć restrukturyzacja zadłużenia placówek. Z kolei podział NFZ ma spowodować, że system finansowania leczenia stanie się bardziej przejrzysty. Dzięki dodatkowym ubezpieczeniom do systemu ochrony zdrowia mają trafić dodatkowe pieniądze. Ponadto minister Kopacz zapewniła, że podwyżki dostaną lekarze stażyści i rezydenci (pensje płaci im rząd), ma być też dla nich więcej etatów w szpitalach. Ewa Kopacz apelowała także do opozycji o współpracę przy pracach nad reformą ochrony zdrowia. Żeby przekonać o swoje dobrej woli, minister chwaliła swoich poprzedników za niektóre decyzje, jak np. częściowe oddłużenie szpitali. Przekonywała też, że podobne poglądy reprezentował poseł Andrzej Sośnierz (PiS), więc jego poparcie i innych posłów opozycji dla obecnych projektów rządu wydaje się naturalne. - Nie było czego popierać, bo dopiero dzisiaj poznaliśmy program rządu - ripostował Sośnierz. Założenia rządu chwalili posłowie koalicji, krytycznych słów nie szczędzili natomiast politycy opozycji, którzy twierdzili, że reformy to tylko hasła, niepoparte konkretami. - Teraz rząd to samochód, który pędzi 160 km/h po drodze powiatowej, a obok siedzi pasażer, który grozi zaciągnięciem hamulca ręcznego - tak postawę posłów opozycji ocenił poseł Damian Raczkowski (PO), wiceprzewodniczący komisji. Minister Kopacz chwaliła także wiceprzewodnicząca Beata Małecka-Libera (PO). Z kolei premier Donald Tusk przekonywał, że przez ostatnie dwa lata poprzedni rząd nie przedstawił żadnych fundamentalnych ustaw zdrowotnych, podczas gdy teraz przygotowanie takich ustaw zajęło tylko kilka tygodni. Poseł Bolesław Piecha (PiS), przewodniczący Komisji Zdrowia, narzekał, że posłowie nie znają jeszcze szczegółów ustaw. Zastanawiał się też, skąd rząd zdobędzie pieniądze na zwiększenie nakładów na zdrowie, czy szpitale-spółki mają być nastawione na zysk i co się stanie z pracownikami, którzy w wyniku restrukturyzacji szpitali stracą pracę. Posłowie PiS powątpiewali też w to, że dodatkowe ubezpieczenia poprawia kondycję publicznych szpitali, gdyż polisy będą wykupywali tylko bogatsi ludzie, którzy będą się leczyć jedynie w prywatnych placówkach. Marek Balicki (LiD) zarzucał z kolei Ewie Kopacz, że jej program nie przystaje do obecnej rzeczywistości w szpitalach, tymczasem potrzebne są zarówno działania doraźne, jak i długofalowe - wraz z harmonogramami ich wprowadzania. - Działania doraźne miałyby na celu zaprowadzenie pokoju społecznego, aby szpitale i przychodnie mogły normalnie funkcjonować - podkreślił poseł Balicki. - Nie mamy planu działań doraźnych i nie mamy planu działań długofalowych - narzekał. Z kolei Zdzisława Janowska (LiD) nie kryła zdziwienia, że w obliczu obecnej sytuacji w szpitalach minister Ewa Kopacz zachowuje niezwykły spokój. Szefowa resortu zdrowia przekonywała, że nie ma powodów do paniki, bo sytuacja jest o wiele lepsza niż w tamtym roku, gdy na skutek strajków lekarzy dochodziło nawet do ewakuacji pacjentów. Teraz takich przypadków jeszcze nie było. PiS proponuje Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość postanowiło nie tylko krytykować Platformę, ale ma też własne pomysły na reformę. Poseł Zbigniew Religa przedstawił pakiet ustaw zdrowotnych. Najważniejszy dotyczy zwiększenia składki zdrowotnej od 2009 roku. Miałaby on rosnąć o 1 proc. rocznie, aż osiągnie po trzech latach 13 procent. Poza tym w pakiecie jest także projekt ustawy zakładający przeznaczenie 4 mld zł zgromadzonych w Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Ubezpieczeń Pracowniczych do Narodowego Funduszu Zdrowia. Te przepisy odrzucił obecny rząd, uznając je za niekonstytucyjne. Ponadto PiS wraca do ustawy o sieci szpitali, która określi listę placówek publicznych, które nie będą prywatyzowane. Ponadto ma zostać przedstawiona ustawa o koszyku gwarantowanych świadczeń zdrowotnych. Nad takim zestawieniem pracuje także resort zdrowia, ale niepokój posłów wzbudzają zapowiedzi, że z ubezpieczenia może zostać wyjętych ponad 3 tys. świadczeń, czyli co szóste z istniejących, za które będziemy musieli płacić częściowo lub w całości. Trudny styczeń Sytuacja w ochronie zdrowia wciąż jest niespokojna. Lekarze domagają się podwyżek za dyżury, większych pensji żądają także pielęgniarki, położne, salowe, ratownicy medyczni, technicy, pracownicy administracji. Dorota Gardias, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, podtrzymała zapowiedzi rozpoczęcia 21 stycznia w całym kraju protestów płacowych przez jej Związek. Jutro taką samą decyzję ma podjąć związek zawodowy ratowników medycznych. Z kolei Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy wysłał kolejne zaproszenie na rozmowy do premiera Tuska. Szef rządu odpowiedział, że przyjdzie na rozmowy - ale najpierw musi mieć dokładną informację o płacach lekarzy w całej Polsce. Są bowiem placówki, gdzie medycy zarabiają mało, ale w innych zarobki są wysokie. Ponadto premier zapowiedział kontrolę w szpitalach, które zawarły porozumienia z lekarzami i obiecały im podwyżki mimo trudnej sytuacji finansowej. W sprawy ochrony zdrowia postanowił włączyć się prezydent, który na poniedziałek zwołał posiedzenie Rady Gabinetowej. Będzie ono poświęcone właśnie sytuacji w służbie zdrowia. Ponadto Lech Kaczyński zapowiada konsultacje z klubami parlamentarnymi na temat rządowych projektów reform w ochronie zdrowia. Krzysztof Losz Krystyna Jodłowska, zastępca dyrektora do spraw medycznych szpitala w Sierpcu: - Ja bardzo szanuję władze zwierzchnie, ale za ten bałagan to niestety oni są odpowiedzialni. Nie można dyrektorów takich jednostek, jakimi są szpitale powiatowe, zostawić samym sobie. U nas jest siedem oddziałów, sześć pracuje, po podpisaniu porozumienia z dyrekcją, natomiast jeden oddział - a tak naprawdę sześciu ginekologów - zażądało niesamowitych warunków, które nie są do spełnienia ze względu na budżet szpitala, tak wygląda prawda. I na tym polega konflikt. Nie wiem, czym skończą się negocjacje, bo postępów nie ma. Ministerstwo Zdrowia powinno się tym wszystkim zająć, bo dramat się dzieje we wszystkich szpitalach. U nas dyrektor zaproponował 4700 zł dla lekarza z drugim stopniem specjalizacji, czyli wzrost o 2 tys. zł, do tego dodatek dla ordynatora 45 proc. plus dodatki stażowe, plus dyżury w nadgodzinach, czyli jest to spora podwyżka, która satysfakcjonuje większość lekarzy. Jakaś wina leży po stronie rządu, bo nie dostrzegali tego problemu. Elżbieta Przedbora, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Tomaszowie Mazowieckim: Pielęgniarki żądają 800 zł od pierwszego stycznia tego roku. Mamy 1250 zł zasadniczej pensji (pielęgniarka z trzydziestoletnim stażem pracy), a chcemy zarabiać 2 tys. brutto, stąd się wzięła ta kwota 800 złotych. Wiceminister zdrowia Andrzej Włodarczyk zapytany, ile według niego powinna zarabiać w Polsce pielęgniarka, powiedział, że półtorej do dwóch średnich krajowych. Zapisałyśmy więc w naszych postulatach pytanie o ścieżkę dojścia do tych dwóch średnich krajowych. Oczywiście to wszystko jest jeszcze do negocjacji, propozycje, które usłyszymy od dyrektora, będą konsultowane na gorąco. Jeżeli nie dostaniemy tych wynegocjowanych podwyżek, to wtedy mamy wszystkie procedury strajkowe przygotowane i w desperacji do tego strajku może dojść. Na razie, w czasie negocjacji, nie ma mowy o strajku. not. MCh "Nasz Dziennik" 2008-01-10
Autor: wa