Prawa dziecka czy indoktrynacja?
Treść
W szkolnych programach coraz mniej czasu na naukę historii, geografii, chemii czy biologii. W najbliższych dniach znajdzie się jednak czas na naukę „praw dziecka”. Ze swoim przesłaniem do kilkudziesięciu szkół wkroczy UNICEF Polska przy wsparciu Naczelnej Rady Adwokackiej.
Organizacja palestry znalazła sobie niestety kompromitujące towarzystwo. Niekontrolowana społecznie międzynarodowa agenda UNICEF w jednym ze swoim raportów stwierdziła, że rodzenie dzieci to największe ryzyko dla zdrowia kobiet. Podsuwa też w nim oczywisty „ratunek”: aborcję i antykoncepcję. Skoro tak rozumie „prawa” kobiet i dzieci w wieku prenatalnym, czy jest wiarygodna, przychodząc do liceów i techników z przesłaniem o „prawach dziecka”? Pod pozorem podnoszenia świadomości prawnej zapowiada się antyrodzinna indoktrynacja.
Cała akcja ma w tle Konwencję o prawach dziecka ONZ. Ten dokument można niestety interpretować przewrotnie, jak UNICEF. Polska, ratyfikując go, roztropnie zadeklarowała, że prawo do swobody myśli, sumienia i wyznania oraz wyrażania własnych poglądów przez dziecko jest obwarowane poszanowaniem władzy rodzicielskiej i musi być zgodne z polskimi zwyczajami i tradycjami dotyczącymi miejsca dziecka w rodzinie i poza rodziną. Strona polska zastrzegła także, że poradnictwo dla rodziców oraz wychowanie w zakresie planowania rodziny powinno pozostawać w zgodzie z normami moralności. To niezwykle ważne zapisy.
W ostatnim czasie, w związku z propagowaniem ideologii gender i seksedukacji, na szczęście sporo mówi się o normalnym, zdrowym modelu rodziny. Takie wzorce to pierwszorzędne prawo dziecka, które ostatnio nagminnie jest łamane.
Każdy człowiek ma w sobie pragnienie dobra. Im jest dojrzalszy, tym liczniejsze i pełniejsze są jego relacje do największego ziemskiego dobra, z jakim się spotyka – do innych ludzi. Zanim stanie się do tego zdolny, jako dziecko doświadcza szeregu osobowych odniesień w przestrzeni rodziny. Tam formuje się do bycia w relacji dziecka do rodzica, w relacji do brata lub siostry, do bycia wnukiem itd. Jest to kultura życia rodzinnego, która – szczególnie w polskim, katolickim wydaniu – sprzyja pełni rozwoju życia osobowego dziecka. W rodzinie człowiek formuje się do relacji względem szerszej społeczności (m.in. do narodu i jego obyczajów oraz do państwa i jego praw) i na jej kanwie staje się tych relacji stroną. Z jakimi „prawami dziecka” idą zatem do szkół ci, którzy straszą w swoich raportach rodzeniem (a więc i rodziną)? Czy nie lekceważą polskich zastrzeżeń do wspomnianej Konwencji? I czy nie jest to bezprawie?
Radosław Brzózka
Autor jest teologiem, redaktorem wortalu Realitas.pl. Studiował także filozofię. Kieruje wydziałem edukacji w powiecie świdnickim. Współpracuje z Instytutem Edukacji Narodowej.
Nasz Dziennik, 19 listopada 2014
Autor: mj