Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polskę oblazły pasożyty

Treść

Do tego, że okupujące Polskę bezpieczniackie watahy podsłuchują, kogo chcą, bez oglądania się na jakieś prawa, już wszyscy się przyzwyczaili. Toteż gdy ktoś nie tylko podsłuchał Umiłowanych Przywódców, ale i podał do wiadomości publicznej te dialogi na cztery nogi, wybuchł skandal. Jedni, zgodnie ze spostrzeżeniem Stefana Kisielewskiego, że nic tak nie gorszy jak prawda, ostentacyjnie się gorszą („to takie słowa są?”), a znowu inni, zwłaszcza środowisko „Gazety Wyborczej”, przestrzegają przed „demontażem państwa”, tzn. okrągłostołowej III Rzeczypospolitej. Ale dla dobra Polski to właśnie trzeba by jak najszybciej zrobić. III Rzeczpospolita jest bowiem politycznym eksperymentem polegającym na tym, że bezpieczniackie watahy z komunistycznym rodowodem okupują kraj za parawanem stworzonym ze specjalnie dobieranych arywistów, których znaczna część – jak podejrzewam – to konfidenci tej czy innej watahy, w nagrodę za wierną służbę otrzymujący okruszki ze stołu pańskiego. To jest właśnie układ „okrągłego stołu”, który zaczyna już Polskę dławić, blokując narodowy potencjał ekonomiczny i zmuszając narodowe elity do emigracji. Bo ci arywiści nie są żadną elitą; to tylko brudna piana, szumowina, której udało się wypłynąć na powierzchnię w zamieszaniu wywołanym transformacją ustrojową, przeprowadzoną przez wojskową razwiedkę do spółki z „lewicą laicką”, czyli dawnymi stalinowcami, z „korzeniami” i bez. Podsłuchane dialogi na cztery nogi potwierdzają to w całej rozciągłości: „to widać, słychać i czuć”.

Jednym z takich arywistów jest były (?) poddany brytyjski, minister spraw zagranicznych III RP, pan Radosław Sikorski. W rozmowie z innym poddanym brytyjskim, pełniącym w III RP funkcję wicepremiera i ministra finansów, panem Vincentem „Jackiem” Rostowskim, poddał druzgocącej krytyce sojusz polsko-amerykański, trafnie wskazując, że ściąga on na Polskę niechęć Niemiec, Francji i Rosji, stwarzając Polsce „złudne poczucie bezpieczeństwa”. Rzeczywiście – sojusz polsko-amerykański ma wszelkie znamiona sojuszu egzotycznego. Sojusz egzotyczny to taki, że jeśli jeden sojusznik utraci niepodległość, to drugi może tego nawet nie zauważyć. Tej egzotyki nie można wyeliminować, bo wynika ona z proporcji między Polską a USA – ale można ją mniej lub bardziej zmniejszać. Można to osiągnąć: po pierwsze – tak kształtując polski interes państwowy, by nie był on sprzeczny z amerykańskim interesem państwowym – bo w przeciwnym razie nie ma mowy o jakichkolwiek korzyściach, oraz po drugie – domagając się wynagrodzenia z góry w zamian za wyświadczane Stanom Zjednoczonym przysługi. Tak właśnie robi Turcja, która nie tylko się domaga, ale i za każdym razem takie wynagrodzenie uzyskuje. Pragmatyczni Amerykanie bowiem się o to nie obrażają, ale też – właśnie dlatego że są pragmatyczni – sami takich korzyści nikomu nie oferują. Jeśli jakiś sojusznik wyświadcza im przysługi za darmo, to w to im graj! Dlatego też podczas wizyty prezydenta Obamy w Warszawie dwukrotnie mówiłem na antenie Radia Maryja, żeby przy tej okazji załatwić przynajmniej dwie sprawy: po pierwsze – uzyskać od Amerykanów solenną obietnicę, że nigdy, pod żadnym pozorem nie będą na Polskę naciskać w sprawie żydowskich roszczeń majątkowych, i po drugie – skoro Polska, podejmując się niebezpiecznej roli amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej, stanie się państwem frontowym – żeby USA potraktowały Polskę tak samo jak inne państwo frontowe, tj. Izrael, otrzymujący co najmniej 4 miliardy dolarów finansowej kroplówki rocznie. Nie słyszałem jednak, by ani prezydent Komorowski, ani premier Tusk, ani wreszcie minister Sikorski o coś takiego poprosili. Zatem jeśli sojusz polsko-amerykański nie przynosi Polsce żadnej korzyści poza „złudnym poczuciem bezpieczeństwa”, to przyczyny należy szukać po stronie naszych arywistów, między innymi – ministra Sikorskiego, któremu Rzeczpospolita płaci nie za obmyślanie sposobów budowania własnej kariery na przykład na frymarczeniu polskimi interesami państwowymi z Naszą Złotą Panią z Berlina, tylko – oczywiście teoretycznie – za pilnowanie polskiego interesu – jaki by on tam nie był.

Stanisław Michalkiewicz
Nasz Dziennik, 27 czerwca 2014

Autor: mj