Pobicie dziennikarza TV TRWAM
Treść
Polityk SLD brutalnie zaatakował i pobił dziennikarza Telewizji Trwam i zniszczył mu kamerę. Bandyta pozostaje jednak na wolności. Policja chce natomiast ścigać... dziennikarza Przewodniczący Rady Miejsko-Gminnej SLD w Bełżycach (woj. lubelskie) i lider miejscowego SLD Ryszard Figura pobił dziennikarza Telewizji Trwam Mariana Widelskiego, przygotowującego materiał o zaklejaniu przez postkomunistę ogłoszeń wyborczych prawicowego kontrkandydata. Lider miejscowego SLD zniszczył również kamerę. Mimo przedstawionego dowodu lewicowy bandyta pozostaje na wolności, a dochodzenie w tej sprawie toczy się niezwykle powolnie. Za to intensywnie jest prowadzone policyjne śledztwo, w którym... podejrzany jest dziennikarz. Całe wydarzenie rozegrało się w ubiegłym tygodniu - 24 listopada. Dziennikarz Telewizji Trwam Marian Widelski przygotowywał właśnie materiał do wydania Serwisu informacyjnego TV Trwam dotyczącego zakończenia kampanii i ciszy wyborczej tuż przed drugą turą wyborów samorządowych. Około godz. 22.45 dziennikarz otrzymał sygnał, że ktoś zrywa informację o zaprzestaniu kampanii wyborczej z powodu tragedii w kopalni "Halemba", jaką po ogłoszeniu przez prezydenta Polski żałoby narodowej wywiesił w wielu miejscach na terenie miasta burmistrz Bełżyc Bogdan Czuryszkiewicz. - Wjeżdżając na ul. Rynek od strony Opola Lubelskiego, przy słupie ogłoszeniowym zauważyłem kilka osób zaklejających tę informację, jak też niszczących plakat wyborczy kandydata na burmistrza Bogdana Czuryszkiewicza. Wśród tych osób rozpoznałem przewodniczącego Rady Miejsko-Gminnej SLD w Bełżycach Ryszarda Figurę - opowiada nam Marian Widelski. Świadkiem zachowania Figury był również brat Widelskiego - Andrzej, na którego widok polityk SLD zareagował wściekłością: "Co się, gnido, patrzysz, nie podobasz mi się" - zaczął wykrzykiwać postkomunista. Widelski odczekał, aż agresywna grupa się oddali, po czym zaczął filmować plakaty Figury zalepiające ogłoszenia burmistrza. Chwilę później pod słup podjechał sam burmistrz Czuryszkiewicz, dziennikarz poprosił go o wypowiedź, by nagrać tzw. setkę przy słupie ze zniszczonymi ogłoszeniami. W trakcie nagrywania burmistrz odchylił zawieszone przez postkomunistów plakaty, dokumentując zarazem zawieszone pod spodem ogłoszenia o żałobie narodowej. W tym samym momencie pojawił się Ryszard Figura. Na widok dziennikarza telewizji rzucił się do brutalnego ataku, trafił najpierw w kamerę, a później dwukrotnie uderzył go pięścią w głowę. - Kamera będąca własnością TV Trwam została częściowo uszkodzona. Całe zajście zostało utrwalone. Na szczęście był przy tym kandydat na burmistrza Bogdan Czuryszkiewicz, który widząc wściekłość, z jaką atakuje mnie Figura, siłą odciągnął go ode mnie - opowiada Marian Widelski. Na widok patrolu policji Figura rzucił się do ucieczki. Co zaskakuje - funkcjonariusze nie ścigali agresora, być może rozpoznając w nim lokalnego prominenta SLD. Odmówili również przyjęcia zeznań od pobitego dziennikarza, tłumacząc to kuriozalnie, że "jest noc i nie ma z nimi dochodzeniowego", nie przyjęto też materiału dowodowego w postaci nagrania z całego zdarzenia. Takie zeznania przyjęto dopiero następnego dnia na komisariacie policji w Bełżycach. Mimo niepodważalnego dowodu w sprawie, jakim jest zarejestrowane na taśmie nagranie wydarzenia, jak i zeznań świadka - Bogdana Czuryszkiewicza, ponownie wybranego na burmistrza Bełżyc, policja do chwili obecnej nie podjęła skutecznych działań w tej sprawie. - W momencie przygotowywania materiału filmowego, w którym również uczestniczyłem, do dziennikarza Telewizji Trwam podbiegł pan Ryszard Figura. Nim zdążyłem interweniować, uderzył go kilkakrotnie bardzo mocno w głowę i twarz, po czym uciekł - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" burmistrz Czuryszkiewicz. Policja: pobicia nie było O sprawie w niewielkich Bełżycach od razu stało się głośno. Lokalna społeczność komentuje, że takie zachowanie to nie pierwszyzna w wykonaniu Figury. Bulwersuje jednak zachowanie lubelskiej policji, która mimo zarejestrowanego na taśmie momentu ataku uznała... że postkomunista nie pobił dziennikarza i odmówiła ścigania napastnika. Bagatelizując zdarzenie, wszczęto natomiast postępowanie w sprawie zniszczenia kamery. Wygląda na to, że eseldowski bojówkarz pozostanie bezkarny, bowiem, jak powiedziała niedawno "Naszemu Dziennikowi" Agata Kwiatkowska, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej w Lublinie - "nie ma skutków w postaci uszkodzenia ciała". Śledztwo w sprawie całego wydarzenia toczy się mozolnie i wszystko wskazuje na to, że - być może pod presją lokalnych polityków SLD - zostanie niebawem umorzone. Wszczęto natomiast postępowanie przeciwko dziennikarzowi, który stał się celem ataku Figury. Przeciwko Widelskiemu, bowiem złożono zawiadomienie o rzekomym "zrywaniu plakatów wyborczych SLD" (sic!). - Złożyłem do Prokuratury Rejonowej w Opolu Lubelskim, jako właściwej miejscowo, pismo zawiadamiające o popełnieniu przestępstwa przez pana Figurę i mam nadzieję, że sprawa znajdzie swój epilog w postaci aktu oskarżenia - powiedział nam Marian Widelski. Z przewodniczącym Rady Miejsko-Gminnej SLD w Bełżycach Ryszardem Figurą nie udało nam się w czwartek skontaktować. Jego polityczni koledzy nabierają wody w usta i odmawiają komentarza. - Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie - denerwuje się poseł Jerzy Szmajdziński (SLD). Innego zdania jest poseł PO. - Najwyraźniej w Bełżycach i w wielu innych regionach Polski wybory samorządowe wzbudziły zbyt skrajne emocje. Sytuacja, w której ktoś napada czy bije dziennikarza, jest po prostu niedopuszczalna i mam nadzieję, że w tym wypadku zakończy się ona przed wymiarem sprawiedliwości - uważa poseł Sebastian Karpiniuk (PO). Postkomuniści lubią bić ludzi... Przypadki napaści polityków SLD lub osób z nimi związanych zdarzały się już wcześniej. W 2003 roku dziennikarz "Newsweeka" został poturbowany przez członków młodzieżówki SLD po tym, jak zrobił zdjęcia podczas spotkania Mariusza Łapińskiego, Waldemara Deszczyńskiego oraz Aleksandra Naumana i jego konkubiny. Jak wówczas ustalono - rzucili się na dziennikarza na polecenie samego Łapińskiego. Osoby, które używają przemocy lub groźby, by zmusić dziennikarza do opublikowania lub zaniechania opublikowania materiału prasowego, mogą odpowiadać za to przed sądem. Odpowiedzialność karna spoczywa też na osobach, które siłą dążą do podjęcia lub zaniechania interwencji prasowej. Za takie czyny grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Wojciech Wybranowski, "Nasz Dziennik" 2006-12-01
Autor: ea