Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Patrzmy na najlepsze momenty

Treść

Rozmowa z Radosławem Matusiakiem, piłkarzem reprezentacji Polski Jaka jest prawdziwa wartość naszej reprezentacji? Jednego dnia przegrywa bowiem ze słabą Finlandią, drugiego, po mękach, pokonuje jeszcze słabszy Kazachstan, a trzeciego w porywającym stylu wygrywa z niezwykle mocną Portugalią. - Wydaje mi się, że powinniśmy patrzeć na najlepsze momenty i z nich wyciągać wnioski. Bo skoro byliśmy w stanie zagrać tak jak z Portugalią, to znaczy, że mamy potencjał i potrafimy wznieść się na pewien poziom. Ta wygrana nie była przypadkowa i nie wzięła się z niczego. Już przeciw Serbii wypadliśmy bardzo dobrze, mimo że nie udało się utrzymać prowadzenia do końca. Mam nadzieję, iż to nie jest ostatnie nasze słowo, że z każdym meczem będziemy grać jeszcze lepiej. Potrzebujemy tylko czasu, przede wszystkim trener Leo Beenhakker, który dopiero nas poznaje, zaczyna wpajać nam swój system i filozofię gry. Tego nie da się zrobić w tydzień czy miesiąc. Zaufajmy mu, a będą efekty. A co można zrobić w cztery dni? Spotkanie z Kazachstanem było w sobotę, z Portugalią - w środę, a polski zespół przeszedł nieprawdopodobną metamorfozę. - Nie porównujmy obu tych pojedynków, to nie ma sensu. Z Kazachstanem graliśmy na wyjeździe, na fatalnym boisku, publiczność była przeciw nam. Trener Beenhakker uczulał nas, że takie mecze są najtrudniejsze - trzeba je szybko wygrać i równie szybko o nich zapomnieć. Tak też się stało, najważniejsze były trzy punkty. Spotkanie z Portugalią wyglądało zupełnie inaczej - doskonała murawa, wspaniali kibice, wszystko podporządkowane temu, abyśmy mogli grać i realizować swoje cele. Mimo wszystko - chcąc nie chcąc - człowiek inaczej się też mobilizuje na rywala z najwyższej półki. Nie dziwi mnie, że oba te mecze miały różne oblicza, cieszę się, że zdobyliśmy w nich pełną pulę. Mieliście świadomość, że w środowym meczu graliście nie tylko o zachowanie szans na awans do Euro 2008, ale i o posadę trenera? - Tak, dochodziły nas takie słuchy. Podobnie mówiło się jednak już przed spotkaniem z Serbią. I choć nie udało się go wygrać, kolejne dwa zwycięstwa pozwoliły nam zyskać potrzebny oddech i utrzymać się w grze. Możemy w spokoju przygotowywać się do meczu z Belgią, wciąż mamy szansę na awans. A co do trenera - to on przygotował na spotkanie z Portugalczykami doskonałą taktykę. Wiedział, że są znakomici technicznie, ale nie lubią, kiedy się im przeszkadza i gra ostro. Dlatego nakazał nam zawęzić pole gry, grać bardzo blisko siebie, aby rywale nie mieli miejsca i czasu, by się rozpędzić i złapać właściwy rytm. Do tego wyśmienicie nas przygotował pod względem fizycznym. My konsekwentnie realizowaliśmy założenia trenera od pierwszej do ostatniej minuty, nie odpuściliśmy ani na moment. To był klucz do sukcesu. I nawet takie asy jak Deco i Cristiano Ronaldo nie za wiele sobie przy nas pograły. Wiem doskonale, że wielu skazywało nas na pożarcie w konfrontacji z drużyną gwiazd, a tu okazało się, iż są one takimi samymi ludźmi jak my. Może wreszcie polscy piłkarze zaczną być doceniani? Co Pan powie wszystkim, którzy głośno domagali się głowy selekcjonera, podważając jego kwalifikacje? - Było to dla mnie szokujące i niezrozumiałe. Sam nie wiem, co tymi ludźmi kierowało, czy zwykła zawiść, zazdrość, czy niewiedza. Wiem jednak, że niczemu to nie służyło. Krytycy nie mogą wytaczać ciężkich dział po dwóch, trzech meczach, to bez sensu. Przychodząc do drużyny, nie da się odmienić jej oblicza w ciągu miesiąca. Trener potrzebuje czasu, by poznać piłkarzy, wpoić im swój system gry, filozofię piłki. Prawdziwa weryfikacja jego pracy może nastąpić dopiero po zakończeniu eliminacji do mistrzostw Europy. A wierzy Pan, że pod wodzą Beenhakkera Polska po raz pierwszy zagra na tej imprezie? - A komu mam wierzyć, jeśli nie człowiekowi, który ma takie dokonania i sukcesy na koncie, który pracował w wielkich klubach i z wielkimi zawodnikami? Jeśli jemu nie zaufamy, to komu? Coraz lepiej łapiemy wszystko to, co trener chce nam przekazać, dostrzegamy na treningach i meczach postęp w naszej grze. Widzimy jak na dłoni sens takich a nie innych zajęć, ćwiczeń z piłką. Czujemy się mocniejsi i czujemy, że trener również w nas wierzy. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz, "Nasz Dziennik" 2006-10-17

Autor: ea