Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie spełniają warunków

Treść

Kilkanaście tysięcy rolników musi przestać sprzedawać mleko do mleczarni. Siedem polskich zakładów przetwarzających mleko zostanie zamkniętych. To skutek tego, że nie dostosowały one technologii produkcji do norm unijnych. Te restrykcje dotyczą jednak niewielkich mleczarni i nie będą miały wpływu na nasz sektor przetwórczy. Gorzej, że sprzedaży mleka do mleczarni będzie musiało zaprzestać nawet 20 tys. rolników - ich gospodarstwa także nie spełniają unijnych norm. W momencie wejścia Polski do UE nasze firmy i producenci mleka mieli czas do końca 2006 r., aby wypełnić normy zapisane w prawie unijnym dla przetwórców mleka i rolników. Dotyczy to przede wszystkich spraw sanitarnych i technologicznych. Nasze mleczarnie w zdecydowanej większości bez specjalnych kłopotów poradziły sobie z tym problemem, choć kosztowało to wiele milionów złotych. Jednocześnie przyspieszony został proces konsolidacji, zwłaszcza w sektorze spółdzielni mleczarskich. Silniejsze firmy przejmowały słabsze podmioty i dzięki temu z ponad 300 mleczarni, jakie istniały jeszcze kilka lat temu, w tej chwili działa około 170 podmiotów spółdzielczych. Do tego dochodzi jeszcze kilkadziesiąt zakładów prywatnych, w tym firmy zagraniczne. Siedem do zamknięcia Z tej liczby ubędzie jeszcze w tym roku siedem zakładów, które muszą zostać zamknięte, gdyż nie spełniają unijnych norm. Nie jest to jednak duży problem, bo zamykane będą małe firmy, w tym lokalne oddziały dużych spółdzielni. Rolnicy, którzy dostarczali do nich mleko, też nie stracą odbiorców. Sytuacja w przetwórstwie mleka nie wygląda więc źle, choć jeszcze jesienią 2006 r. wydawało się, że trzeba będzie zamknąć nawet kilkadziesiąt firm. Ale mleczarnie zdążyły dokonać niezbędnych inwestycji, aby wypełnić unijne normy. Gorzej wygląda sytuacja w rolnictwie. Z informacji przekazanych przez Główną Inspekcję Weterynaryjną wynika, że nawet 20 tys. rolników będzie musiało zaprzestać sprzedaży mleka do przetwórni. To efekt tego, że nie dostosowały się do przepisów europejskich. Zazwyczaj chodzi o to, że rolnik nie ma mechanicznej dojarki ani urządzenia chłodniczego do przechowywania mleka. W styczniu lekarze weterynarii będą odwiedzać gospodarstwa i wydawać formalne decyzje o zakazie sprzedaży mleka do mleczarni. Jeśli jednak któryś z rolników przekona weterynarza, że zdąży spełnić normy do końca marca, może liczyć na warunkową zgodę. Od 1 kwietnia żadnych wyjątków już nie będzie. Rolnicy szukają wyjścia Najwięcej rolników, których dotkną te restrykcje, mieszka w województwach podkarpackim, małopolskim i świętokrzyskim. Dla wielu z nich zakaz sprzedaży mleka to ogromny kłopot, ponieważ jest to zazwyczaj jedyne stałe źródło dochodów. Przeważnie rolnik ma tylko kilka krów, ale pieniądze za mleko pozwalają na skromne życie. Teraz i te środki mogą zniknąć. Dlatego już od kilku miesięcy niektórzy rolnicy likwidują stada i sprzedają swoją kwotę mleczną na wolnym rynku. Inni jednak nie zrezygnują z produkcji mleka. Mimo że żadna mleczarnia nie kupi od nich surowca, postanowili sobie poradzić inaczej. - Będę sprzedawał mleko bezpośrednio ludziom w mieście, część zostanie też przerobiona na masło, śmietanę, ser i też znajdzie nabywców - jest przekonany pan Kazimierz, rolnik z powiatu kieleckiego. - Moi sąsiedzi od dawna tak robią i nie mają kłopotów ze zbytem. A dochody są nawet wyższe, bo za litr mleka biorę dwa złote, mleczarnia nie dawała mi nawet połowy tego. Trzeba tylko poszukać klientów - mówi. Rolnicy niespecjalnie przejmują się faktem, że taki handel jest zabroniony. Mogą wszak produkować mleko na własne potrzeby i będą to robić, a przy okazji spróbują coś sprzedać. A ponieważ wielu konsumentów woli mleko prosto od krowy od tego kupowanego w sklepie, więc obie strony są zadowolone. Może bydło mięsne Waldemar Broś, wiceprezes Krajowego Związku Spółdzielczości Mleczarskiej, uważa, że problem rolników, którzy nie mogą sprzedawać mleka do mleczarni, można rozwiązać inaczej. - Namawiamy rząd, aby uruchomił dla nich specjalny program hodowli bydła mięsnego. Tutaj nie są wymagane aż tak surowe normy sanitarne, a poza tym produkcja wołowiny zaczyna być coraz bardziej opłacalna, a w Polsce zajmuje się tym niewielu rolników - mówi Waldemar Broś. - Państwo powinno wesprzeć rolników, przekazując im np. dotacje na zakup jałówek i wyposażenie obór. Koszty takiej pomocy i tak będą o wiele niższe niż ewentualne wydatki na zasiłki z pomocy społecznej, które będzie trzeba wypłacać rolnikom, jeśli pozostaną bez środków do życia. Waldemar Broś dodaje, że władzom powinno zależeć na tym, aby jak najmniejsza liczba rolników odeszła z rolnictwa. Krzysztof Losz, "Nasz Dziennik" 2007-01-02

Autor: ea