Nie da się dobrze leczyć z budżetówki
Treść
Z Markiem Twardowskim, wiceministrem zdrowia, rozmawia Izabela Borańska Ministerstwo Zdrowia jest jednym z najgorzej ocenianych resortów. - Zawsze tak będzie, bo oczekiwania są takie, że jeżeli art. 68 Konstytucji RP mówi o równym dostępie do ochrony zdrowia, to społeczeństwo rozumie to w sposób następujący: równy, tzn. nieograniczony i bezpłatny. Nie ma takiego państwa na świecie, które takie oczekiwania społeczne mogłoby spełnić. Nie da się tego zrobić. Wyjściem jest komercjalizacja szpitali? - Pierwszym racjonalnym środkiem jest przekazanie samorządom szpitali na własność, żeby nie były organem zarządzającym czy administrującym, bo organ założycielski to jest organ administrujący - tylko żeby stały się właścicielami. Nieuprawnione są zarzuty kogokolwiek, kto mówi, że samorząd szpital sprzeda i zamieni np. na market, bo samorząd stanowią ludzie wybrani przez wyborców, związani z terenem, na którym działają. Myślę, że dwóch instytucji żaden samorząd nie zlikwiduje: Kościoła i szpitala. Ludzie chcą być nowocześnie, dobrze leczeni i wcale się im nie dziwię. Nie da się jednak tego zrobić za środki publiczne, nawet w tej ilości, o której wszyscy mówią - 6 proc. PKB. W USA jest to kilkanaście procent i też wszyscy tam narzekają. 13,6 proc. PKB jest w Niemczech i też społeczeństwo narzeka. To nie jest takie łatwe - sprostać oczekiwaniom wszystkich. Szpitale muszą przestać być ciężarem dla całego społeczeństwa, muszą przestać się zadłużać, muszą być sensownie zarządzane. Zdrowie i wartości duchowe, tego na pewno nigdy ludzie nie pozwolą zlikwidować, mowy nie ma. Nikt normalny na to się nie odważy. W związku z tym to jest właśnie prawdziwe zabezpieczenie - samorząd. Jeśli więc ktoś mówi o kradzieży, to co, oskarżamy radnych, że będą chcieli ukraść szpitale? Dlaczego np. te szpitale samorządowe, nazywające się "niepubliczne", których właścicielem są właśnie samorządy - dlaczego z nimi nikt nie ma kłopotu? Dlaczego tam oddziały nie są zamykane? Dlaczego ludzie się nie zwalniają i nie ma tam strajków? Bo wszyscy czują się jak we własnym przedsiębiorstwie, gdzie coś od nich zależy. Tam płace są nawet mniejsze niż w jednostkach publicznych, bo tam gospodarze siadają z dyrektorem (o tym opowiadali mi sami dyrektorzy) i mówią: "Ile mamy pieniędzy do podzielenia?". Wiedzą, że nie podzielą więcej, bo to jest ich przedsiębiorstwo i ono nie może upaść. Myślenie ludzi po prostu musi się zmienić. Jak to możliwe, że na liście leków refundowanych znalazło się ponad sto leków, które w ogóle nie były już produkowane? - Było prawie 140 leków tzw. duchów, czyli takich, których fizycznie na rynku nie było. Nie chciałbym nikogo krytykować, bo nie lubię tego robić, ale po prostu ktoś o tym zapomniał albo nie miał do tego głowy, w każdym razie nie robiono porządków na liście od wielu, wielu lat. W związku z tym zastaliśmy np. nierozpatrzone od sześciu lat wnioski cenowe, które firmy mają prawo składać. Tych wniosków było 374 z 6 lat, w związku z tym zaległości dotyczą kilku poprzednich rządów. Potem sprawdziliśmy, czy na tej liście nie ma tych właśnie śmieci, czyli czegoś, co nie jest produkowane, czego nie ma w obrocie. Nieraz było tak, że lekarz, widząc, że lek był w spisie, ordynował go, pacjent zaś szedł do apteki, gdzie okazywało się, iż to daremny trud, bo tego leku w ogóle nie ma już w obrocie. Pytaliśmy też Agencję Oceny Technologii Medycznej o ocenę czterech leków, co do których na liście nie znalazłem odpowiedniej procedury, czyli w jaki sposób powinny się tam znaleźć. Leki powinna oceniać albo Agencja, albo Zespół Gospodarki Lekami, który składa się z przedstawicieli ministra zdrowia, NFZ, ministra gospodarki i finansów, i tam zapadają decyzje rekomendujące lub nierekomendujące wpisania leku na listę leków refundowanych. A ja znalazłem cztery takie leki, które rekomendacji albo nie miały, albo nie były rozpatrywane, a ktoś je wpisał. Kto? - Nie mogę wymienić nazwiska. Ale w związku z tym spytam Agencję, czy naprawdę te leki są dobre i czy powinny na tej liście być, skoro nikt ich nie oceniał. Nikt nad tym po prostu nie siedział i nie myślał: ani departament lekowy, ani zespół gospodarki lekowej. A ktoś i tak jednoosobowo podjął decyzję. Teoretycznie minister ma takie prawo. To jest interes publiczny, więc ja chcę mieć grono ekspertów, co do których będę mieć zaufanie, i razem przyjrzymy się słuszności bytu tych leków na liście. Lista leków będzie nadal modyfikowana? - Może się ona jeszcze nieco zmienić, bo po to właśnie są uzgodnienia wewnętrzne i zewnętrzne. Co z lekami innowacyjnymi? Miały być, a nie ma. - Miałem zamiar listę leków refundowanych ogłosić na początku kwietnia, ale ponieważ do Agencji skierowaliśmy te tzw. cząsteczki, czyli leki innowacyjne, to czekałem i czekałem, aż trochę tych cząsteczek ocenią. Korciło mnie, żeby któreś wpisać na początek. Ale się nie doczekałem. Dlatego zdecydowaliśmy się na zmianę dyrektora Agencji na bardziej rzutką osobę, farmakologa klinicznego, czyli osobę niezwykle kompetentną, znającą się przede wszystkim na farmaceutykach. W związku z tym zrobimy nieco korekt, rozszerzymy tak zwaną radę konsultacyjną, żeby była wzmocniona, i postaramy się, żeby tam były autorytety medyczne z prawdziwego zdarzenia. Musimy nawał tej pracy narzuconej na Agencję skoordynować tak, żeby była szybsza i bardziej efektywna. W związku z tym mam wielką nadzieję, że te leki innowacyjne znajdą się niedługo na liście. Procedura wymaga, by miały one ocenę Agencji. Co to są za leki i jakich schorzeń dotyczą? - Przede wszystkim te leki są nowe, tworzone na nieco innej zasadzie. Trudno to wytłumaczyć, one mają nową technologię produkcji. Są lekiem np., bo uzupełniają niedobory czegoś, czego organizm nie produkuje - to tak najprościej mówiąc. Te leki naśladują właśnie tę brakującą substancję, która nie jest produkowana przez organizm. Są dużo droższe? - No właśnie, kłopot będzie na tym właśnie polegał, że te leki są niezwykle drogie i pociągają za sobą bardzo duże skutki finansowe. Natomiast jeśli lek będzie oceniony pozytywnie przez Agencję, że jest wartościowy, zgodnie z definicją Światowej Organizacji Zdrowia, to będziemy ewentualnie podejmować rozmowy cenowe z firmami. Mam nadzieję, że firmy również będą zainteresowane, żeby ceny ustalać na takim poziomie, aby nas było stać na umieszczenie takich leków na listach. Niewątpliwym priorytetem będą leki i leczenie chorób nowotworowych. Resort powołał też zespół ds. chorób rzadkich. Czym będzie się on zajmował? - Powołaliśmy go, ponieważ chcemy również, żeby przy każdej korekcie listy były na nią wpisywane kolejne choroby rzadkie - jeśli coś uda się zaoszczędzić, będę chciał te pieniądze spożytkować na leki i leczenie tych chorób, które jest bardzo drogie. Na razie wpisaliśmy dwie takie choroby. To są bardzo trudne decyzje i wybory, ale od czegoś trzeba zacząć. Rzadka choroba skóry - pęcherzykowe odwarstwienie naskórka - będzie refundowana tylko dla dzieci, a dla dorosłych już nie. To prawda? - Ona będzie refundowana nie tylko dla dzieci. Będzie refundowana dla wszystkich, również dla dorosłych pacjentów. Nie zrobiliśmy tu żadnego podziału, refundacja będzie obejmowała każdą osobę z tą chorobą. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-06-10
Autor: wa