Neuropedagogika w natarciu
Treść
Politycy rozpoczęli właśnie ostateczną rozprawę ze skompromitowaną ideologią "bezstresowego wychowania". Jednak ideowi koryfeusze postępowej edukacji, jakby świadomi nieuchronnej klęski, od kilku lat powoli zwijali żagle i zmieniali dekoracje. Dlatego teraz, gdy ośmieszone idee odchodzą na ideologiczną emeryturę, oni serwują nowe. Wśród nich na oświatową arenę wkracza neuropedagogika. Do neuropedagogiki zalicza się kierunki edukacyjne dążące do podniesienia sprawności i potencjału intelektualnego przy wykorzystaniu odkryć współczesnej biologii. Przy tej okazji wymienia się: kinezjologię edukacyjną, teorię wielorakiej inteligencji czy programowanie neurolingwistyczne. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że ludzkość od wieków - czy to intuicyjnie, czy przez obserwację - znała różne możliwości usprawniania umysłu poprzez ćwiczenia ruchowe, odpowiednie odżywianie czy po prostu spacer na świeżym powietrzu. W tym sensie próby przeniesienia najnowszej wiedzy na grunt szkolny nie są czymś złym, jeżeli jest to oczywiście wiedza wiarygodna. Rodzi się jednak pytanie: czy te działania są wolne od ideologii? Nasuwają się bowiem podejrzenia, że pod przykrywką naukowości otwiera się nowy front ideologiczny. Zmiana dekoracji Prekursor naturalizmu Jean J. Rousseau kładł akcent na wychowanie "zgodnie z naturą". Blokowanie naturalnych preferencji dziecięcych miało przynosić negatywne skutki, niszcząc - jakby powiedziano dzisiaj - wewnętrzny "spontan" i wolność. Później, pod wpływem psychoanalizy, narzucane z zewnątrz normy kulturowe miały prowadzić do stresów. Przedstawiciele klasycznego wychowania przeciwstawiali się tym poglądom, uznając, że podstawą edukacji jest opanowanie i uszlachetnienie "zwierzęcej strony człowieka" właśnie przy pomocy pozytywnych wzorców kulturowych. Tak jak "bezstresowe wychowanie" miało korzenie w russoizmie, tak i myślenie wielu neuropedagogów ma podobne źródła. Celem jest dostosowanie się do preferencji biologicznych, czyli wychowywanie dzieci w zgodzie z "bazą naturalną". W konkretnych przypadkach może to oczywiście mieć sens, tutaj jednak mamy do czynienia z ideologicznym zawłaszczeniem prowadzącym do daleko idących konsekwencji. Podążając bowiem tą drogą, łatwo na przykład w duchu naturalistycznym interpretować teorię wielorakiej inteligencji Howarda Gardnera. Ten znany psycholog opisał osiem rodzajów inteligencji: matematyczno-logiczną, ruchową, muzyczną, wizualno-przestrzenną, intrapersonalną (refleksyjną), interpersonalną, językową i przyrodniczą. (Na marginesie: w tradycyjnej pedagogice również intuicyjnie rozpoznawano różne inteligencje, nazywając je uzdolnieniami). Niemniej podejście szufladkujące, polegające na przypisaniu jednego rodzaju inteligencji do konkretnej osoby, byłoby przejawem ślepej, ideologicznej indoktrynacji pod osłoną "naukowości". Nauczyciel bowiem "wbrew naturze" powinien dążyć do wszechstronnego rozwoju ucznia. Inny przykład. Część badaczy uważa wiek przedszkolny za najbardziej optymalny do nauki języków, co oczywiście napędza "wyścig szczurów" i najnowszą zachodnią modę na wczesną edukację. Rodzice, chcąc zapewnić dziecku "najlepszą przyszłość", wysyłają je na rozmaite kursy. Rzeczywistym motywem takiego działania jest często rodzicielska pycha. Pragnienie, by "moje dziecko było wyjątkowe", sprawia, że pociechy tracą najpiękniejszy okres w życiu. Na tych przykładach widać, iż "bazowanie na naturze" niekoniecznie musi być "racjonalne". Warto też podkreślić, że o ile w antypedagogice stres zwalczano pobłażliwością, o tyle w przypadku kinezjologii edukacyjnej przezwyciężany on jest za pomocą specjalnych ćwiczeń ruchowych. Jedną z głównych przyczyn niepowodzeń szkolnych według neurokinezjologów jest bowiem brak współpracy obu półkul mózgowych. Efektem podobno jest gorsze czytanie, pisanie, rozumienie. Ćwiczenia mają przywrócić zablokowane przez stres połączenia nerwowe. Jak widzimy, problemem w dalszym ciągu jest "stres", zmienia się jedynie metoda pracy z nim. "Koniec historii" i magia Jedna z propagatorek neuropedagogiki twierdzi, "że wkrótce powinno zniknąć pojęcie 'niewyuczalności' czy trudności w uczeniu się jako uzasadnienie słabych wyników osiąganych przez uczniów w szkole, bowiem w kontekście neuropedagogiki trudności w uczeniu się można opisać jako uczenie się z wykorzystaniem nieefektywnych strategii" ("Trendy. Internetowy magazyn" CODN nr 1/2005, s. 20). Ten przejaw pedagogicznego "końca historii" i wieszczenie "złotej, neuropedagogicznej ery" przypominają podobne głosy sprzed lat płynące z "obozu behawiorystów". John Watson fantazjował kiedyś, że z wybranego przypadkowo dziecka ukształtuje wedle zapotrzebowania: uczonego, artystę, prawnika, złodzieja itp. Fantazje się nie sprawdziły. Złudzeniem byłoby sądzić, jakoby w tym przypadku miało być inaczej. "Efektywne strategie" nie wystarczą, gdyż są jedynie materialistyczno-biologiczną fatamorganą. Uczeń nigdy nie zostanie "małym cyborgiem", odpowiednio zaprogramowanym do realizacji postawionych przed nim zadań. Posiada bowiem coś nieuchwytnego, co nie da się podporządkować wskazaniom neuropedagogów. Owa materialistyczna wizja człowieka potrafi w najbardziej nieoczekiwanym momencie pokazać swoje quasi-religijne oblicze. Okazuje się, że nie zawsze chodzi o zoptymalizowanie nauczania w zgodzie z preferencjami mózgu i systemu nerwowego, lecz o... rozwinięcie potencjału własnego "ja". Inspiracje New Age widoczne są we wspomnianej kinezjologii edukacyjnej. Jej twórca, Paul E. Dennison, stworzył zestaw ćwiczeń zwany "gimnastyką mózgu", który ma służyć "wspieraniu uczenia się", inspirując się m.in. jogą. Część badaczy zwraca uwagę na powiązania kinezjologii z metodą "dotyk dla zdrowia" odwołującą się do chińskiej nauki o meridianach (np. ks. Aleksander Posacki, "Nasz Dziennik" 25.09.2006 r.). Z kolei wiele osób odwołujących się do neurolingwistycznego programowania (NLP) szuka inspiracji w hipnozie czy "modelach duchowych". W efekcie niektórzy neurolingwiści lansują "marketing duchowy" czy "hipnotyczny marketing". W internecie można znaleźć ogłoszenia o spotkaniach zachęcających do udziału w eksperymentach łączenia magii z hipnozą i z NLP, a informacje o szkoleniach neurolingwistycznych sąsiadują z kursami chodzenia po ogniu. Granica między rozwojem potencjału mózgu inspirowanym biologią a duchowością New Age jest więc dosyć płynna. Neuropedagogika jest zatem kontynuatorem pooświeceniowych iluzji wychowawczych. Dodatkowo ma niekiedy "inspirujące", luźne związki z New Age. Bezkrytyczne i bezrefleksyjne przenoszenie jej "zdobyczy" na teren szkolny musi budzić poważne wątpliwości rodziców i samych pedagogów. W czasach intelektualnej i praktycznej klęski "bezstresowego wychowania" trzeba przeciwstawić się pokusie nowych, łatwych rozwiązań, które pod szyldem naukowości przemyciłyby skompromitowane idee. Dariusz Zalewski, "Nasz Dziennik" 2007-01-10
Autor: ea