Modlitwa silniejsza od armat
Treść
Zdjęcie: / -
Są ludzie, którzy nie wierzą w to, iż duch w Narodzie może się wznieść aż do takich szczytów. Oni sprawę wiekuistą, jaką jest Polska, mierzą spadkiem lub zwyżką waluty. Dla nich Polska ginie już wówczas, gdy cena na artykuły pierwszej dla nich potrzeby wynosi dziś aż tyle, gdy wczoraj wynosiła tylko tyle.
Są to ci sami, którzy w listopadzie 1918 roku nazywali szaleństwem wiarę w Niepodległość Ojczyzny. Oni to podczas wrogiej nawały w lecie 1920 roku trwali w przerażeniu biernym, nie śmiejąc przypuścić, że stratowana do połowy Rzeczpospolita powstanie na nogi jednego dnia i nad zagrożoną Wisłą groźnie zaryczy niby srogi Lew, okrutną moc w kościach czujący…” – pisał w „Koniu na wzgórzu” Eugeniusz Małaczewski, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej.
Latem 1920 roku, gdy azjatyckie hordy zbliżały się do Warszawy, mogło się wydawać, że większość uległa owemu „przerażeniu biernemu”. Skłócone i zwaśnione stronnictwa, niedorastający do swych ról dowódcy podający się do dymisji, cofająca się w popłochu, ulegająca demoralizacji armia, masy podżegane przez komunistyczno-żydowską agenturę, państwa zachodnie obojętnie przyglądające się upadkowi odrodzonej tak niedawno Polski, proponujący upokarzające warunki pokojowe… I bolszewicy każdego dnia coraz bliżej Warszawy rozbijający kolejne szańce obrony, siejący na zajętych ziemiach pożogę.
„Któż z nas w oczach nie ma tego korowodu dziesiątka tysięcy wozów, ciągnących na Warszawę i za Warszawę, spod Mińska, Wilna, Grodna, Lidy, Wołkowyska, Pińska, Prużan, Kobrynia, Brześcia, z ziemi łomżyńskiej, spod Radzymina! To ludność tych okolic, zamożni i biedacy, uchodzili w trwodze przed strasznym najazdem; ocalając wraz z sobą resztki dobytku, zabranego na wóz. Płynęła ta ruchoma golgota na zachód, ku Krakowowi i Poznaniu, na bladych, przerażonych twarzach swych niosąc nieszczęściem wypisane: „Polsko, ratuj się!” – notował Adam Grzymała-Siedlecki.
Odpowiedzią na to zawołanie było powołanie Armii Ochotniczej, zmiana rządu, decyzje Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego oraz nieustająca modlitwa zatrwożonego ludu szukającego ratunku u Boga i Matki Bożej.
W apelu do Ojca Świętego Benedykta XV biskupi proszący o papieskie błogosławieństwo i duchowe wsparcie przestrzegali: „Jeżeli Polska ulegnie nawale bolszewickiej, klęska grozi całemu światu, nowy potop ją zaleje, potop mordów, nienawiści, pożogi, bezczeszczenia Krzyża…”.
Bolszewizm idzie na podbój świata
Wobec groźby bolszewizmu zagrażającego całej Europie, polscy biskupi zwrócili się również do episkopatów całego świata. „Bo nie my sami dziś zagrożeni jesteśmy dla wroga, który nas zwalcza, nie jest bynajmniej Polska ostatnią przystanią dla jego trofeów; lecz jest mu raczej etapem tylko i pomostem do zdobycia świata… Bolszewizm idzie istotnie na podbój świata. Rasa, która nim kieruje, już przedtem podbiła sobie świat przez złoto i banki, a dziś gnana odwieczną żądzą imperialistyczną, płynącą w jej żyłach zmierza już bezpośrednio do ostatecznego podboju narodów pod jarzmo swych rządów”.
W liście nie zabrakło gorzkich słów o hipokryzji Zachodu wobec Moskwy: „Jeszcze nie przebrzmiały te hasła, uroczyście wywoływane na usta rządów i dyplomacji, aż oto Europa zaczyna się słaniać do stóp swojego nieprzejednanego wroga. Gdy do niedawna odrzucała wszelkie z nim układy, gdy go jak miejsca dotknięte zarazą izolowała, to dziś przemyśla sama o tym, na jakiej by drodze uznać prawa obywatelskie bolszewików pośród narodów… Gdy słały narody tak niedawno wojska i amunicję na pokonanie bolszewizmu, to dziś zimnem zdają się patrzeć okiem, jak w krwawych zapasach pławi się Polska, a nieraz odnosi się wrażenie, jak gdyby państwa niektóre miast odgradzać zarazę wschodu przez Polskę jak najsilniejszą, radeby ją jednak raczej widzieć małą i słabą”.
Jeszcze na początku lipca w kościołach całej Polski odczytano list pasterski do wiernych: „Wróg jest tym groźniejszy, bo łączy okrucieństwo i żądzę niszczenia z nienawiścią wszelkiej kultury, szczególnie zaś chrześcijaństwa i Kościoła”. Znalazły się w nim słowa zachęcające do czynu. „Skorośmy się rwali do zastępów ochotniczych w 1831 i 1863 r., mimo iż nadziei na zwycięstwa, po ludzku mówiąc, nie było, czy byśmy dzisiaj mieli skąpić naszej krwi ojczyźnie już wolnej, a tylko ciężko zagrożonej?”.
Wezwano w nim także do modlitewnego szturmu do „serca Bożego za naszą ojczyznę”, gdyż w sytuacji, w jakiej znalazła się Polska, „wielki akt i czyn modlitwy zażegnywa niebezpieczeństwo i mocą Bożą ratuje się naród nad przepaścią”. Jako przykład siły modlitwy wskazano dramatyczne chwile podczas zmagań niemiecko-francuskich w pierwszej wojnie światowej. „Jenerał, który przybył do kwatery marszałka Francji, Focha, aby mu wielkie niebezpieczeństwo wskazać, zastał go w jego kwaterze dziwnie spokojnego. Zdumiał się na to i pytał wielkiego wodza: ’Cóż my uczynimy teraz?’ ’Jestem o to spokojny – odrzecze Foch – silnym się dziś czuję, bo oto w tej chwili cała Francja przyjmuje Komunię świętą za mnie i armię moją’.
Oby tak samo czuł się spokojnym żołnierz i każdy wódz Polski, czerpiąc ufności i mocy z nadprzyrodzonych wysiłków społeczeństwa. Obyśmy się tak umieli modlić, jak umiała się modlić Francja. Oby nasi kapłani byli tak gorliwymi w zachęcaniu do modlitwy, jak byli kapłani francuscy. Ileż to razy wzywali oni do całonocnych adoracji za Francję i sami w nich przewodniczyli. Oby nasi wierni okazali dziś tyle zapału i gorliwości w modlitwie, ile ich okazała Francja. Módlmy się więc, trwajmy na modlitwie i wymódlmy ojczyźnie naszej triumf i zwycięstwo” – apelowali duszpasterze, wzywając do codziennego odmawiania po Mszy św. Litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a w każdy piątek akt poświęcenia się Sercu Pana Jezusa.
Rzeczpospolita oddana Najświętszemu Sercu Jezusa
Trzy tygodnie później, 27 lipca 1920 roku, biskupi zebrali się na Jasnej Górze, skąd „tryska źródło najsilniejszego dla narodu pokrzepienia” i przypominając obronę klasztoru podczas szwedzkiego potopu oraz śluby Jana Kazimierza, prosili o „narodowe zjednoczenie pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej”.
Tego dnia również dokonali aktu poświęcenia Rzeczypospolitej Najświętszemu Sercu Jezusa i ponownie obrali Matkę Bożą Królową Polski. „W chwili, gdy nad ojczyzną i kościołem naszym gromadzą się chmury ciemne, gdy wróg zagraża granicom naszym, szerząc mord i pożogę, bezczeszcząc świątynie, prześladując Kapłanów, wołamy – jak niegdyś uczniowie Twoi zaskoczeni burzą na morzu – Panie, ratuj nas, bo giniemy… Wyznajemy wprawdzie w pokorze, że niewdzięcznością naszą i grzechami naszymi zasłużyliśmy na Twoją karę – ale przez zasługi naszych świętych patronów, przez krew męczeńską przelaną dla wiary przez braci naszych na Podlasiu, za przyczyną Królowej Korony Polskiej, Twojej Rodzicielki, a naszej ukochanej Matki Częstochowskiej, błagamy Cię, racz nam darować nasze winy i przemień serca nasze na wzór Twojego Boskiego Serca, przemień nas potęgą łaski Twojej wszechmocnej, z obojętnych i letnich uczyń nas gorliwymi i gorącymi, z małodusznych mężnymi i spraw, abyśmy już wszyscy odtąd trwali w wiernej służbie Twojej i nigdy Cię nie opuścili. A my, biskupi polscy, idąc śladem poprzedników naszych, którzy pierwsi prosili o zaprowadzenie mszy św. do Serca Jezusowego, przyrzekamy Tobie, Najświętsze Serce Jezusa, w tej uroczystej chwili, że będziemy szerzyli wśród wiernych, a mianowicie w seminariach duchownych, nabożeństwo do Boskiego Serca Twego… Najświętsza Mario Panno, oto my, biskupi polscy, składając Ci w imieniu własnym i naszych diecezjan i w imieniu wszystkich wiernych synów Polski hołd i pokłon, obieramy Cię na nowo naszą Królową i Panią i pod Twoją przemożną uciekamy się obronę…” – deklarowali biskupi.
„Za wstawiennictwem bł. Andrzeja Boboli…”
Wtedy też biskupi zwrócili się do Ojca Świętego Benedykta XV z prośbą o kanonizację bł. Andrzeja Boboli, z nadzieją, że „podniesiony ku czci Świętych, będzie najdzielniejszym i nieustannym Patronem Ojczyzny i Kościoła katolickiego, szczególnie na Kresach Polski, najbardziej wystawionych na niemałe niebezpieczeństwo obyczajności i prawdziwej wiary”.
Do prośby biskupów dołączono list Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego: „Ojcze Święty! Od początku wojny światowej, która się zda obecnie dobiegać do końca, Bóg Wszechmogący widocznie błogosławił wysiłkom naszej bohaterskiej armii. Wbrew zamiarom naszych wrogów, Ojczyzna nasza zmartwychwstała, co według rachub ludzkich zdawało się prawie niemożliwym. Przypisujemy to dokonanie się aktu sprawiedliwości dziejowej możnemu wstawiennictwu naszych Świętych Patronów, a zwłaszcza Błogosławionemu Andrzejowi Boboli, w sposób szczególny czczonemu przez naród polski, który w nim położył swą ufność. Pragniemy mu okazać wdzięczność za Jego opiekę nad Polską i zapewnić ją sobie na przyszłość dla dalszego rozwoju naszego Państwa. Dlatego błagamy Cię, Ojcze Święty, by Wasza Świątobliwość raczył zaliczyć w poczet świętych Błogosławionego Andrzeja Bobolę. Ufamy, że jako Patron Kresów Wschodnich, na których poniósł śmierć męczeńską, wyprosi nam u Boga, że Polska w dalszym ciągu będzie przedmurzem chrześcijaństwa na rubieżach wschodnich…” – pisał Piłsudski. Niestety, sam nie doczekał kanonizacji bł. Andrzeja Boboli, ogłoszonego świętym w 1938 roku.
Tymczasem ks. kard. Aleksander Kakowski wezwał archidiecezję warszawską „do modłów dla pokrzepienia ducha i wzmocnienia serc wiernych, na ubłaganie pomocy Nieba” za wstawiennictwem bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa, patrona stolicy, do odmawiania nowenn i litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a w niedzielę, 8 sierpnia, do całodziennej adoracji w kościołach. Po jej zakończeniu nieprzebrane rzesze wyruszyły na plac Zamkowy, zapełniając go w całości, na którym odprawiono polową Mszę św. pod przewodnictwem ks. kard. Aleksandra Kakowskiego. Z katedry w uroczystej procesji wniesiono relikwie świętych.
Tego też dnia modlono się w intencji Polski w Rzymie. Do Warszawy nadeszły również słowa otuchy i zapewnienia o modlitwie z wielu państw. W swym liście Episkopat Belgii wzywał Anglię i Stany Zjednoczone, aby „nareszcie pośpieszyły z pomocą temu rycerskiemu narodowi, który od dzieciństwa przywykliśmy uważać za naród bratni – w tej właśnie chwili jakieś ukryte siły przywłaszczają sobie prawowitą władzę i zatrzymują w drodze amunicję przeznaczoną dla Warszawy”.
Podkreślali moralny dług „w imię wdzięczności należnej narodowi, który przez dziesięć wieków prawie zawsze sam powstrzymywał u naszych wrót azjatyckie hordy” i błagali: „Wielkie Mocarstwa, ażeby nie pozwoliły na upadek Polski… tym bardziej, że państwa europejskie zaciągnęły dług wobec Polski i mają wobec niej grzech do odpokutowania… Należy się też od tych państw europejskich ekspiacja za zbrodnie, popełnione przez trzech mocarzy; carową Katarzynę II, Marię Teresę i Fryderyka II, którzy w 1795 roku ośmielili się rozedrzeć i rozebrać Polskę. Należy się też zadośćuczynienie za współudział w winie Kongresu Wiedeńskiego, który w roku 1815 te zbrodnie popełnione uznał i zatwierdził. Trzy wielkie mocarstwa, dziedzice dokonanego rozboju, równocześnie prawie [na Polskę] runęły. Polska zmartwychwstała. Czyżby chrześcijańska Europa chciała ją znowu wepchnąć do grobu?”.
Polska nie była jednak potrzebna Europie, a jedynie Węgrzy wsparli walczących dostawami broni oraz deklarowali wysłanie kilkudziesięciu tysięcy swych żołnierzy na pomoc Warszawie.
„Dobrych kapelanów dla armii!”
Tuż przed Bitwą Warszawską Naczelny Wódz Józef Piłsudski spotkał się z kardynałem Kakowskim, który zapamiętał tę rozmowę: „Upadek ducha żołnierza i oficerów przypisywał bezczynności kapelanów wojskowych. ’Kapelanów, dobrych kapelanów dla armii’ wołał, ’którzy by szli w szeregach razem z żołnierzem, w okopach podnosili go na duchu’. Spełniłem życzenie Piłsudskiego i ogłosiłem wezwanie do duchowieństwa. Usłuchano wezwania mojego i innych biskupów. Księża stanęli w szeregach, jedni jako kapelani, inni jako sanitariusze. Szczególniej młodzież seminariów duchownych poszła z zapałem do szeregów”. Wśród nich znalazł się ks. Ignacy Skorupka, który sam zwrócił się z prośbą, aby pójść na front z ochotniczą młodzieżą akademicką. „Zgadzam się, rzekłem, ale pamiętaj, abyś ciągle przebywał z żołnierzami w pochodzie i w okopach, a w ataku nie pozostawał w tyle, ale szedł w pierwszym rzędzie”. „Właśnie dlatego, odrzekł, chcę iść do wojska”. Z krzyżem w ręce szedł na czele atakujących, gdy dosięgła go kula. „Chwila śmierci ks. Skorupki jest punktem zwrotnym w bitwie pod Ossowem i w dziejach wojny 1920 roku. Do tej chwili Polacy uciekali przed bolszewikami, odtąd uciekali bolszewicy przed Polakami. Nie dla innych przyczyn, ale dlatego właśnie cały naród czci ks. Skorupkę jako bohatera narodowego” – wspominał kard. Kakowski.
Ksiądz Skorupka poległ 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, gdy wierni podczas procesji i w przepełnionych kościołach prosili Boga o zwycięstwo nad bolszewizmem.
Już po zwycięstwie Ojciec Święty Benedykt XV wysłał list do polskich biskupów: „Nigdy bowiem nie wątpiliśmy, że Bóg będzie przy waszym narodzie, ile że tak świetnie w ciągu wieków religii się zasługiwał, a zapowiedzieliśmy publicznie obchody błagalne wtenczas, kiedy prawie powszechnie o ocaleniu Polski zrozpaczone, a wrogowie też ilością i powodzeniem odurzeni, to między sobą bluźniercze pytanie stawiali: Gdzie jest Bóg ich?… Niech przeto lud Polski, nieustające składając Bogu dzięki, to przede wszystkim ślubuje i przyrzeka, że i nadal też bronić będzie pod kierunkiem swych biskupów wiary katolickiej, tak jak Ojczyźnie swej wolność wywalczył: nie ma obawy dla ludu chrześcijańskiego, gdyż jeśli Bóg za nami, któż przeciw nam?…”.
Jarosław SzarekNasz Dziennik, 15 sierpnia 2014
Autor: mj