Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mniejsze gospodarstwa rodzinne

Treść

Gospodarstwo rodzinne będzie mogło mieć powierzchnię najwyżej 100 hektarów, a nie 300 jak obecnie - taki przepis znalazł się w rządowym projekcie nowelizacji ustawy o ustroju rolnym. Nowa ustawa ma także ułatwić obrót ziemią rolniczą. Definicja gospodarstwa rodzinnego została wprowadzona do naszego prawa w 2003 roku. Posłowie ustalili wówczas, że takie gospodarstwo nie może mieć więcej niż 300 hektarów. W ten sposób państwo chciało pokazać, że stawia na rozwój tradycyjnego rolnictwa, aby uniknąć powstania niewielkiej liczby wielkich gospodarstw o powierzchni liczonej w tysiącach hektarów, które zdominowałyby nasze rolnictwo. Co prawda taka perspektywa wydaje się w tej chwili mało realna, ale teoretycznie za jakiś czas Polska mogłaby się przekształcić w kraj wielkich farm. Teraz jednak w ministerstwie rolnictwa przeważył pogląd, że należy zmniejszyć powierzchnię gospodarstwa rodzinnego. Wynika to z życiowej praktyki. W naszym kraju przeważają bowiem właściciele niedużych areałów ziemi. Średnie gospodarstwo ma powierzchnię nieco ponad 8 ha. Dotyczy to 80 proc. rolników, a tylko 1 proc. gospodarstw ma ponad 50 ha. Co roku ta średnia co prawda rośnie, ale nadal jest niska w porównaniu z wieloma krajami zachodniej części Europy. Najmniejsze statystycznie są gospodarstwa w Małopolsce i Podkarpaciu, a największe - w województwach zachodniej i północnej Polski, czyli w rejonach, gdzie kiedyś działały wielkie PGR-y, teraz w dużym stopniu sprywatyzowane. I dlatego tam jest najwięcej rolników dysponujących kilkuset hektarami ziemi, nie wspominając o wielkich przedsiębiorstwach rolnych władających kilkoma tysiącami hektarów. Łatwiej kupić ziemię Henryk Kowalczyk, wiceminister rolnictwa, tłumaczył posłom z sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, że główną ideą ustawy jest tak naprawdę nie zmiana definicji gospodarstwa rodzinnego, ale ułatwienie drobnym rolnikom nabywania ziemi na powiększenie swoich areałów. W kraju największe grunty są w zarządzie Agencji Nieruchomości Rolnych, która przejęła nie tylko ziemię po PGR, ale odkupuje także grunty od rolników, którzy nie mają spadkobierców, a przechodzą np. na emeryturę. I to właśnie rodzinne gospodarstwa będą miały pierwszeństwo w nabywaniu gruntów od Agencji. Ponadto wiceminister Kowalczyk zapowiedział, że ziemia z zasobów rządowej Agencji będzie sprzedawana na przetargach ograniczonych, adresowanych do rolników z danego terenu. Rolnik będzie mógł wziąć udział w przetargu, jeżeli będzie zameldowany na terenie danej gminy przez co najmniej 3 lata. Teraz takiego wymogu nie ma - wystarczy mieć wykształcenie rolnicze i zameldować się tylko dzień przed przetargiem. Z tego powodu rolnicy bardzo często skarżyli się, że grunty wykupywali ludzie z zewnątrz. Tymczasem oni nie mogli powiększyć swoich gospodarstw, bo dla nich zabrakło gruntów. Aby jednocześnie zastopować spekulacyjny wykup ziemi, ministerstwo chce ograniczyć wielkość gruntu, który na przetargu może kupić jeden rolnik. Ma ona nie przekraczać dwukrotności średniej powierzchni gospodarstwa indywidualnego w danym województwie. Jeśli więc np. w danym regionie przeciętne gospodarstwo ma 10 ha, to jeden rolnik będzie mógł kupić jednorazowo od ANR tylko 20 ha. Średni znaczy lepszy Rządowy projekt zmiany ustawy o ustroju rolnym w większości zyskuje poparcie ze strony polityków i organizacji rolniczych. Wszyscy mają bowiem świadomość, że konieczne jest powiększanie gospodarstw, aby mogły one zapewnić stałe i wystarczające źródło dochodu dla rolnika i jego rodziny. Ten proces powoli postępuje, bo co roku kilkanaście tysięcy rolników rezygnuje z działalności, sprzedają ziemię, zwierzęta, maszyny. Za kilkanaście lat ma być w Polsce tylko około 700 tysięcy gospodarstw - teraz jest ich dwa razy więcej. Pewne wątpliwości niektórych ekspertów budzi natomiast zmniejszenie do 100 ha wielkości gospodarstwa rodzinnego. Ich zdaniem, w przypadku Wielkopolski czy Warmińsko-Mazurskiego ten limit jest za niski. Tak bowiem już teraz działa wiele dużych gospodarstw, więc obniżenie limitu oznacza, że nie będą mogły się rozwijać. Oczywiście, nikt rolnikowi nie zabroni kupowania ziemi, ale tracąc status gospodarstwa rodzinnego, utraci on także możliwość np. sięgania po kredyty preferencyjne i inne formy pomocy ze strony państwa. Krzysztof Losz, "Nasz Dziennik" 2006-11-21

Autor: ea