Miliardy Tuska
Treść
Są już trzy miliardy ekstra - ogłosił po majowych świętach premier Donald Tusk. Tyle pieniędzy według szefa rządu uda się wygospodarować w budżecie państwa po rozmowach w sprawie oszczędności budżetowych z jedynie kilkoma ministrami rządu. Ogółem - jak zadeklarował premier - chciałby "znaleźć" 7-8 miliardów złotych oszczędności. Premier Donald Tusk jak każdy szef rządu zabrał się do przygotowywania budżetu państwa na kolejny rok. Jak żaden jednak już na początku prac nad budżetem odniósł olbrzymi sukces. Bo w końcu kto w ciągu trzech dni jest w stanie znaleźć trzy miliardy złotych? Historyjką o premierze szukającym miliardów byliśmy raczeni przez środki masowego przekazu w ciągu świąt majowych. Pora na szukanie miliardów niezła - zwłaszcza jeśli wie, że się je znajdzie - gdyż nasza gospodarka świętuje, innych informacji gospodarczych jak na lekarstwo, a telewizje muszą przecież coś pokazywać. Jest na szczęście premier, który zamiast grillować gdzieś z rodziną, zakasuje rękawy i nie bacząc na świąteczny czas, ciężko pracuje ze swoimi ministrami. Teraz już chyba żaden opozycjonista nie odważy się powiedzieć, iż ministrowie pracują co najwyżej od poniedziałku do piątku, a na weekendy rozjeżdżają się do rodzinnych domów. Praca dla samej pracy to może być jednak za mało, aby zyskać poklask. Potrzebny jest jeszcze sukces. I taki... nastąpił. Już po rozmowach tylko z paroma szefami resortów ogłoszono, że w państwowej kasie znaleziono 2,5-3 miliardy złotych oszczędności. A że premier samolubny nie jest, raczył też pochwalić swoich ministrów rozmówców, jacy to są świetni, jak się przejęli szukaniem oszczędności, zaskakując nawet szefa rządu swoją odwagą w propozycjach cięć. Premier Tusk sam chyba jednak z wrodzonej skromności nie docenia własnych umiejętności. Jeśli po rozmowach z trzema, czterema ministrami udało się wygospodarować parę miliardów, to po zakończeniu konsultacji ze wszystkimi możemy się spodziewać, iż oszczędności sięgną kilkunastu miliardów złotych. Jeszcze rok, dwa, a dzięki nadzwyczajnym zdolnościom premiera Tuska w znajdowaniu środków będziemy mieć budżet bez deficytu. Jakże blado wypadają przy tym prace poprzedników obecnego szefa rządu nad przygotowaniem projektu ustawy budżetowej, który dopiero pod koniec września trafi do sejmowej obróbki: długie negocjacje między resortami w zaciszu urzędniczych gabinetów i dopiero gdzieś koło czerwca przedstawienie przez ministra finansów słupków z cyferkami wyrażającymi założenia do projektu ustawy budżetowej. Musiał się dopiero pojawić premier Donald Tusk wraz z zatrudnioną z publicznych pieniędzy ekipą dbającą o wizerunek rządzących, aby żmudne negocjacje nad przygotowaniem projektu budżetu i rozstrzyganie corocznych dylematów: "gdzie obciąć wydatki, aby budżet się zbilansował", podnieść do rangi czegoś nadzwyczajnego i przekuć na sukces premiera. W sytuacji, gdy premier "tak dba o finanse państwa", zupełnie niezrozumiałe muszą być wynurzenia byłego wiceministra finansów Stanisława Gomułki, który w zeszłym miesiącu zrezygnował ze stanowiska. Na antenie TVP Info w niedzielę Gomułka poskarżył się, że postanowił odejść, gdyż premier nie przejawiał wystarczającej determinacji do przeprowadzenia reformy finansów publicznych. Narzekał przy tym, iż od ministra finansów Jacka Rostowskiego dostał zakaz wypowiadania się w mediach. Oficjalnie obowiązująca rządowa propaganda mówi jednak coś zupełnie innego: to nieprawda, że reformy nie będzie, a wręcz przeciwnie. Patrząc na "dokonania" premiera w ostatnich dniach, może się jednak okazać, iż jakakolwiek reforma nie jest warta zachodu. Zwłaszcza że jeżeli chce się coś zrobić, to zawsze odezwą się jacyś przeciwnicy zmian, a wtedy słupki poparcia mogą drgnąć w dół. Jest jeszcze jeden powód, który nad zasadnością reformowania finansów każe się zastanowić. Gdy Zyta Gilowska jako minister finansów roztaczała nam swoje wizje wielkiej reformy finansów publicznych, mówiło się, że reforma przyniesie rocznie 10-miliardowe oszczędności. Premierowi Tuskowi wystarczyło jedynie przez chwilę pogawędzić z kilkoma kolegami i koleżankami z rządu, aby zaoszczędzić trzy miliardy. Cudotwórca. Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-05-06
Autor: wa