Martwe dziecko ożyło
Treść
(R. SOBKOWICZ)
Cudowny Medalik odmienia życie
Świadectwo Krystyny Grzesiowskiej-Zioło
My, małżonkowie Krystyna Grzesiowska-Zioło i Apoloniusz Zioło, w roku 1953 oczekiwaliśmy dziecka. Ja byłam studentką trzeciego roku Akademii Medycznej we Wrocławiu i byłam w siódmym miesiącu stanu błogosławionego. Była sobota, sprzątałam w domu i piekłam zająca, którego później nawet nie skosztowałam. Dostałam telegram, że przyjeżdża ciocia Alina. Zaczęłam się spieszyć, zapomniałam o moim stanie.
Nie czekając na powrót męża, wytrzepałam chodniki. Potrzebowałam dużo ciepłej wody. Wzięłam więc baniak do bielizny, nalałam dwa wiadra wody, chwyciłam go za oba uszy i przeniosłam na kuchenkę gazową. W czasie przenoszenia w obrębie pasa przeleciał mnie ból, jakby prąd elektryczny. Dalej kończyłam swoje prace, aby zdążyć przed przyjazdem cioci. Mąż przyszedł z pracy, ciocia przyjechała, a ja zrobiłam się dziwnie blada. Wieczorem udaliśmy się na spoczynek. O godz. 5.00 rano zerwałam się nagle ze snu. Działo się coś niedobrego z dzieckiem. Obudziłam męża, on zadzwonił natychmiast po pogotowie, które zabrało mnie do Szpitala im. św. Anny. W szpitalu wszczęto zabiegi mające powstrzymać przedwczesny poród. Przed godz. 8.00 przyszedł ordynator dr Deganowski i natychmiast zarządził akcję ratowania życia mojego i dziecka. Cesarskie cięcie było niemożliwe – było już za późno. Dziecko, źle ułożone, nie mogło się urodzić siłami natury. Całą godzinę ratowano maleństwo, ja dostałam pełną narkozę. Gdy noworodek ujrzał światło dzienne, nie miał już tętna. Lekarz stwierdził zgon. Dziecko wyniesiono do kostnicy.
Był bardzo mroźny poranek 27 stycznia 1953 r., niesiono dziecko przez bardzo długie podwórze, trzymając je za nóżki. Przy mnie, będącej jeszcze w narkozie, czuwała siostra zakonna, czekając na moje wybudzenie.
Osoba niosąca dziecko przekręciła klucz w drzwiach kostnicy, chwyciła za klamkę, gdy nagle od tej chwili martwe dziecko zaczęło żałośnie płakać! Zszokowana, pędem pobiegła przez podwórze z powrotem do szpitala, na oddział, gdzie zajęto się noworodkiem. Gdy się obudziłam, siostra, która przy mnie czuwała, powiedziała: „Ma pani córeczkę i… proszę się nie gniewać na mnie, bo ja ochrzciłam dziecko natychmiast po przyniesieniu go z kostnicy. Ośmielił mnie Cudowny Medalik na pani szyi… Dałam dziewczynce na imię Janina – od dzisiejszego patrona – św. Jana”. Odpowiedziałam: „Gniewałabym się, gdyby jej siostra nie ochrzciła”.
Niezwykła to łaska, gdy matka leży bez świadomości, a Matka Najświętsza poprzez Cudowny Medalik rozpościera płaszcz swojej opieki nad jej martwym dziecięciem, cudownie przywracając je do życia, w ostatniej chwili przed zamknięciem go w kostnicy.
Dzięki Ci, Maryjo Cudownego Medalika, za uratowanie życia mojej córeczce, której na chrzcie świętym w kościele, na życzenie męża, daliśmy imiona Teresa Maria (obecnie Teresa Maria Zioło-Skałecka), a Janina wzięła sobie przy bierzmowaniu na pamiątkę pierwszych chwil życia.
Kraków, 9 marca 2011 r.
Źródło: „Świadectwa nadzwyczajnych łask otrzymanych przez pośrednictwo Niepokalanej Cudownego Medalika”Nasz Dziennik, 26 listopada 2014
Autor: mj