Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kuleje dowodzenie i obrona

Treść

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

Z gen. Romanem Polką, byłym dowódcą GROM i zastępcą szefa BBN, rozmawia Anna Ambroziak

Wzmocnienie wschodniej flanki NATO, zacieśnienie współpracy z sojusznikami oraz modernizacja – tak prezydent Bronisław Komorowski widzi kierunki rozwoju polskiej armii.

– Powiem tak – powszechnie wiadomo, że wszelka dyplomacja zasadza się na rozmowach kuluarowych. A nie na tym, co głosi się propagandowo. Niestety, rzeczywistość odstaje od tej głoszonej dziś powszechnie propagandy. Konkretnie – jeżeli patrzy się na polską armię z dużym zatroskaniem, to widzi się, jak źle w niej się dzieje. Obcinane są pieniądze na MON, starzeje się sprzęt wojskowy. Tworzy się struktury typu Narodowe Siły Rezerwowe, które w rzeczywistości do niczego się nie nadają. Piątkowa defilada ulicami Warszawy miała pokazać, jak nasze wojsko jest wspaniale przygotowane, uzbrojone. Wszystko to pięknie. Tylko czy zapomnieliśmy nagle o jego siermiężności?

Jakie są nasze główne ograniczenia?

– Przede wszystkim mamy armię z nieskutecznym systemem dowodzenia, kuleje system obrony przeciwlotniczej. Wojska lądowe też potrzebują nowoczesnej technologii, sprzętu informatycznego do łączności. Właściwie gdzie nie popatrzymy, tam naprawdę mamy problemy. Można wskazywać na wiele mankamentów. Ale skoro mówi się o skutecznym wsparciu naszych partnerów NATO-wskich, a nie jest im się w stanie zapewnić choćby bezpiecznego lądowania, to jak te wojska mają przylecieć do Polski na wypadek konfliktu zbrojnego? Kto będzie chronił polskie niebo na wypadek wojny, jeśli brak jest właściwej obrony przeciwlotniczej? I jeszcze jedna rzecz – konieczne jest zainwestowanie w nasze wojska specjalne: to inwestycja opłacalna i konieczna dla Polski z uwagi na charakter współczesnych konfliktów zbrojnych, takich jak choćby obecny konflikt na Ukrainie. Wśród największych wyzwań jest nie tylko kwestia modernizacji technicznej, ale również wspólne ćwiczenia z wojskami specjalnymi państw NATO oraz z żołnierzami innych rodzajów sił zbrojnych.

Według prezydenta Komorowskiego, nic tak nie zachęca potencjalnego agresora jak słabość upatrzonej ofiary. I nic tak go nie zniechęca jak silne państwo i odważne społeczeństwo.

– To wszystko prawda, ale żeby czuł przed nami respekt, musimy mieć nowoczesne wojsko. A bardzo trudno jest budować nowoczesną armię. Wymaga to drastycznej przebudowy, infrastruktury, sprzętu, wyposażenia. Trzeba wzmocnić wojsko i siły rezerwowe. Wojsko co prawda kupuje co jakiś czas jakiś sprzęt, mamy jednak wciąż niespójny system doposażenia naszego wojska. Przy zakupie F-16 podkreślano, że będzie to preludium do modernizacji naszego przemysłu zbrojnego – i na tych zapowiedziach właściwe się skończyło. Główną przyczyną takiej sytuacji jest błędna polityka rządu. Można przypomnieć chociażby cięcia środków na modernizację armii o 3 mld zł w 2013 roku. Warto przyjrzeć się jeszcze jednej kwestii – chodzi o wypowiedzi przedstawicieli władzy na temat konfliktu na Ukrainie. Tu nastąpiła całkowita zmiana wektora. Skończyło się raptem powtarzane od lat hasło, że Rosja nie dąży do wywołania konfliktu zbrojnego – nie mówiąc już o zachowaniu władz kraju po katastrofie smoleńskiej. Teraz minister Tomasz Siemoniak czy prezydent Bronisław Komorowski mówią, że na szczycie NATO będą nawoływać do większego zaangażowania się sił Sojuszu na ścianie wschodniej Unii Europejskiej. Pytanie tylko, czy deklaracje te są składane wyłącznie na pożytek polskiej opinii publicznej. Czas pokaże.

Dziękuję za rozmowę.

Anna Ambroziak
Nasz Dziennik, 18 sierpnia 2014

Autor: mj