Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kosztowna niekompetencja

Treść

Brak wiedzy na temat przedsiębiorczości to prawdziwa bolączka prokuratorów zajmujących się tzw. przestępczością gospodarczą. Brak podstawowej wiedzy z zakresu ekonomii i procesów gospodarczych, nadinterpretacja i niekompetencja - tak w skrócie można ocenić działania wrocławskiego prokuratora okręgowego Roberta Mielczarka w postępowaniu dotyczącym właścicieli przedsiębiorstwa "Bestcom". "Naszemu Dziennikowi" udało się dotrzeć do informacji i danych z kręgów wrocławskich organów ścigania jednoznacznie wskazujących na fakt, że aresztowanie i przetrzymywanie w odosobnieniu właścicieli tej firmy było prokuratorskim nadużyciem władzy, zaś efekty takich działań doprowadziły do upadku wiodącego polskiego przedsiębiorstwa. Prokurator może jednak czuć się bezkarny - nawet w przypadku korzystnego dla prezesów "Bestcomu" wyroku sądu nie poniesie żadnych konsekwencji finansowych. - Powinno się wprowadzić ustawowo odpowiedzialność finansową urzędników państwowych, w tym również prokuratorów i sędziów, za decyzje dotyczące sfery działalności gospodarczej. Może wtedy zastanowiliby się dwa razy, zanim pochopnie podjęliby decyzję o ograniczeniu czyjejś wolności, mającą katastrofalne skutki ekonomiczne - uważa senator Piotr Andrzejewski (PiS). Przedstawiciel izby wyższej parlamentu podjął już zdecydowaną interwencję w sprawie aresztowania i przetrzymywania od ponad sześciu miesięcy w celi wrocławskiego aresztu Jacka Karabana i Roberta Nowaka, prezesów firmy "Bestcom". Nie jest on odosobniony w ostrej krytyce działań wrocławskiego prokuratora Roberta Mielczarka. Negatywną opinię podzielają również parlamentarzyści: Tomasz Górski z sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej oraz Arkadiusz Mularczyk z sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, którzy zainteresowali się sprawą. Podobnie jak senator Andrzejewski złożyli już interpelacje do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, domagając się zdecydowanej interwencji i w efekcie wypuszczenia z aresztu przetrzymywanych od miesięcy prezesów, a zarazem właścicieli "Bestcomu". W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Tomasz Górski oraz Arkadiusz Mularczyk wskazują na istotne ich zdaniem uchybienia w pracy prokuratora Mielczarka urągające zasadzie rzetelnego i sprawnego postępowania, nadużywanie prokuratorskiej władzy i łamanie podstawowych praw człowieka. Tym ostatnim wątkiem zajmuje się kierowany przez Marka Łukaszuka Zespół Prawa Karnego przy rzeczniku praw obywatelskich, zaś wyjaśnieniem zarzutów co do nieprawidłowości w postępowaniu - Prokuratura Krajowa pod osobistym nadzorem zastępcy prokuratora generalnego Janusza Kaczmarka. I choć przedstawiciele Prokuratury Krajowej nie chcą jeszcze oficjalnie wypowiadać się na temat oceny prokuratorskich działań w sprawie "Bestcomu", już dziś nieoficjalnie się mówi, że opinia, jaką wystawią, będzie wręcz druzgocząca. - Analizujemy jeszcze akta sprawy, proszę poczekać na decyzję kilka dni. Mogę tylko powiedzieć, że jesteśmy bardzo niezadowoleni z tego, co nam przedstawiono, w materiałach nie ma nic, co usprawiedliwiałoby tak ostre działania, jakie podjął prokurator Mielczarek. Mamy też zastrzeżenia co do właściwego nadzoru ze strony jego przełożonych - powiedział nam jeden z wysokich rangą pracowników Prokuratury Krajowej. Śledczy nie mają dowodów Wszystko wskazuje na to, że w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę, przynajmniej w części dotyczącej właścicieli firmy "Bestcom", nie udało się śledczym zgromadzić dowodów dających realną, a nie - jak wskazują nasi informatorzy - teoretyczną przesłankę usprawiedliwiającą przetrzymywanie obu mężczyzn w areszcie. "Naszemu Dziennikowi" udało się uzyskać informacje o sposobie prowadzenia i założeniach śledztwa kierowanego przez Roberta Mielczarka. Jak udało się ustalić, prokurator zgromadził mocne dowody pozwalające na zatrzymanie pod pretekstem działalności przestępczej... tyle, że wyłącznie niejakiego Arnolda B. związanego z wrocławskimi przedsiębiorstwami: Astec SA, Elita Pl oraz Stowarzyszeniem Twórców Internetowych, i osobami powiązanych z tymi instytucjami. Nie udało mu się jednak pozyskać żadnych dowodów ani wiarygodnych zeznań wskazujących na jakiekolwiek przestępcze związki z grupą Arnolda B. właścicieli "Bestcomu". Co więcej, zeznania trzech głównych świadków w tej sprawie, jakich udało się pozyskać prokuratorowi, choć obciążają B., w najmniejszym stopniu nie mówią o jego rzekomych powiązaniach, co sugeruje sam Mielczarek, z firmą "Bestcom" i kierującymi nią ludźmi. Dlaczego więc w gronie znaleźli się również Karaban i Nowak? Wszystko wskazuje na to, że przyczyny były dwie: prokuratorska nieznajomość zasad prowadzenia działalności gospodarczej w branży komputerowej oraz nieszczęśliwy traf. Firma branży brokerskiej, z którą współpracował "Bestcom", handlowała również z przedsiębiorstwami kojarzonymi z B. Na podstawie transakcji gospodarczych: kupna - pośrednictwa - sprzedaży i obrotu gotówkowego pomiędzy tymi trzema firmami, w której z ostatniej - powiązanej z B. - miano wyprowadzać pieniądze, prokurator Mielczarek wysnuł teorię o "zorganizowanej grupie przestępczej". I choć tezę tą zdyskwalifikowały zdaniem naszych informatorów dotychczasowe ustalenia śledztwa, prokurator Mielczarek nadal się przy niej upiera. - Znaleziono jakieś poszlaki, chociaż bardzo wątpliwe, dlatego nadal nie ma aktu oskarżenia. Teraz trwa gwałtowne szukanie czegokolwiek, co pozwoliłoby na udokumentowanie zarzutów i wyjście prokuraturze z twarzą - uważa jeden z naszych informatorów. Prokuratura kwestionuje "nieostre" faktury Te poszlaki to - jak ustaliliśmy - kilka faktur, jakie zabezpieczono w dokumentach księgowych "Bestcomu". Wnioski, jakie według naszych ustaleń wyciągnął z nich prokurator Mielczarek, brzmią jednak kuriozalnie i kompromitują śledczego jako osobę mającą praktyczną wiedzę ekonomiczną wystarczającą do prowadzenia jakichkolwiek postępowań dotyczących działalności gospodarczej. Za dowód przestępstwa prokurator uznał sformułowania zawarte na owych fakturach, określające, za co dokonano przelewów. To faktury za - jak napisano na tych dokumentach: "badania rynku" i "szkolenia". Zdaniem wrocławskiej prokuratury, takie sformułowania "brzmią nieostro" i pozwalają na postawienie wniosku o "wyprowadzaniu pieniędzy" z firmy (sic!). Rzecz w tym, że zdaniem specjalistów z dziedziny organizacji przedsiębiorstw i księgowości, z którymi się konsultowaliśmy, takie zapisy w działalności gospodarczej są normalną praktyką, faktury zaś - z czego najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy prokurator Mielczarek, to nie miejsce na twórczość porównywalną objętościowo z trylogią. Co więcej, zdaniem pracowników "Bestcomu", owe płatności wykonywane były za świadczenia w rzeczywistości wykonywane dla firmy "Bestcom" przez cieszące się w branży uznaniem przedsiębiorstwa zewnętrzne specjalizujące się właśnie w sprzedaży wiedzy "know how" lub też zajmujące się marketingowym badaniem rynku. "Bestcom" upadł 5 października br. Przedsiębiorstwo można było uratować, utrzymując tym samym miejsca pracy dla siedemdziesięciu osób. Powiadomiony o stanie firmy prokurator Mielczarek nie zgodził się jednak na zmianę środka zapobiegawczego. Wojciech Wybranowski, "Nasz Dziennik" 2006-12-21

Autor: ea