Klęska przekuwana w sukces
Treść
W Sejmie odbyła się wczoraj debata na temat tzw. Nowego Pakietu Energetyczno-Klimatycznego w bloku tzw. informacji bieżącej, gdzie w ustalonym wcześniej temacie rząd odpowiada na pytania posłów. Co ciekawe, debata ta odbyła się na wniosek PO. Rodzi się więc pytanie „Po co?”, skoro wiadomo, że premier Ewa Kopacz, akceptując ustalenia szefów rządów w Brukseli, prowadzi Polskę w kierunku jeszcze poważniejszej katastrofy. Sprawa się wyjaśniła już w trakcie dyskusji – po to, aby mieszać w głowach.
Każdy wie, że wcielanie w życie ustaleń ze szczytu w Brukseli przesunie Polaków w jeszcze głębsze ubóstwo energetyczne i zredukuje przemysł, budownictwo, transport – czyli pośrednio wpłynie na każdą dziedzinę życia, a jednocześnie uniemożliwi korzystanie z własnych zasobów. Ale rząd PO – PSL wie swoje. Wydaje się, że kluczem jest mieszanie konwencji ONZ z pakietem energetyczno-klimatycznym z 2008 roku i tym, co szefowie rządów krajów Unii Europejskiej (czyli Rada Europejska) postanowili 24 października br. Mianowicie właśnie wtedy przyjęli ramy, w oparciu o które będzie budowana nowa polityka klimatyczna UE – wydali tzw. konkluzje. Ponieważ wiedza o konkluzjach jest mała, a problem skomplikowany, to słuchaczowi najłatwiej utkwi w pamięci PR-owska fraza o wynegocjowaniu 40 procent darmowych emisji do 2030 roku.
Szczegółów nie tylko nie niwelujących, ale pogarszających „osiągnięcie” Ewy Kopacz nie da się łatwo wyjaśnić. O nie właśnie pytali posłowie i tylko na część odpowiedział minister środowiska Mirosław Korolec. Jednocześnie można było odnieść wrażenie, że posłowie koalicji swoimi pytaniami starali się potwierdzać na różne sposoby osiągnięcia rządu, uciekając się nawet do manipulacji, np. że to prezydent Lech Kaczyński doprowadził do podpisania pakietu klimatyczno-energetycznego w 2008 roku. A przecież to podpis Donalda Tuska widnieje na dokumencie i Ewa Kopacz weszła w buty Tuska.
Pytania posłów dotyczyły m.in. spraw takich, jak konsekwencje obniżania corocznie emisji CO2, nie jak dotychczas o 1,74 proc., ale o 2,2 proc. rocznie, a także o aukcyjny handel certyfikatami ETS, czyli zezwoleniami na emisję CO2 do atmosfery. Wartość certyfikatów może wzrosnąć do 30 euro za tonę (dziś jest to 6 euro). Nie wyjaśniono istoty i faktycznych szans Polski względem 2 proc. rezerwy dla ubogich, czy instrumentu finansowania tzw. NER400 przeznaczonego głównie na projekty innowacyjne obniżające emisje CO2, którego fundusz ma bazować na sprzedaży 400 mln ETS (stąd nazwa).
W debacie koalicjanci powoływali się na sukces, ale to jest ukryta w zapisach konkluzji i prerogatywach Komisji Europejskiej nasza tragedia narodowa z odwleczonym wykonaniem wyroku do 2030 roku – tu chodzi wyłącznie o polskie pieniądze i ziemię. Nie dziwota, że koalicja PO – PSL jest tak bardzo chwalona w kręgach „światłej” Unii.
Mój wniosek jest taki: może nasza energetyka do 2030 jakoś przeżyje, ale pozostałe wspomniane wyżej branże nie dadzą sobie rady i Polacy będą w coraz gorszej sytuacji, i to nie tylko materialnej.
Prof. Mariusz-Orion Jędrysek
Autor jest kierownikiem Zakładu Geologii Stosowanej i Geochemii na Uniwersytecie Wrocławskim, posłem na Sejm RP (PiS).
Nasz Dziennik, 28 listopada 2014
Autor: mj