Jak przepytać premiera
Treść
Zmiany w regulaminie pracy Sejmu mają skłonić premiera do odpowiadania raz w miesiącu na pytania opozycji dotyczące bieżących spraw w państwie (FOT. R. SOBKOWICZ)
Zmiany w regulaminie powinny zmienić Sejm z maszynki do głosowania w miejsce realnej debaty – postuluje Prawo i Sprawiedliwość
Przynajmniej raz w miesiącu premier powinien stawać przed Sejmem i na równych zasadach uczestniczyć w debacie, odpowiadając na pytania o najważniejsze sprawy w kraju. Propozycja wprowadzenia tego rodzaju rozwiązania znajduje się w tzw. pakiecie demokratycznym, którego złożenie w Sejmie zapowiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Ten postulat nie jest całkiem nowy. Poprzednio rządzący nie poparli zgłaszanych przez opozycję zmian w sposobie debaty w naszym parlamencie. Lider PiS zapowiedział wczoraj, że tym razem pakiet zostanie rozszerzony o kolejne rozwiązania. Potrzebę zmian sposobu prowadzenia debaty wnioskodawcy uzasadniają m.in. niewłaściwym działaniem mechanizmu kontroli nad poczynaniami rządu zarówno ze strony mediów, jak i Sejmu.
– Dorobiliśmy się takiej sytuacji, w której mechanizm kontrolny podstawowy dla demokracji niemalże nie działa. Nawet najcięższe afery mogą być rozmywane. Premier i inni politycy partii rządzącej, członkowie rządu mogą się wykręcać różnego rodzaju, często kompletnie niezwiązanymi z faktami wypowiedziami. Zawsze ostatnie słowo należy do nich, nie muszą w gruncie rzeczy odpowiadać na żadne trudne pytanie – argumentował Kaczyński. – To, co jest istotą demokracji, co daje jej przewagę nad innymi systemami w Polsce, nie funkcjonuje – ocenił.
W pewnym zakresie ten stan rzeczy miałoby zmienić wprowadzenie obowiązku osobistego stawiennictwa premiera przed Sejmem w celu odpowiedzi na pytania posłów. Donald Tusk nie musiałby się stawiać w Sejmie raz na tydzień – jak szef rządu Wielkiej Brytanii przed parlamentem swojego kraju – lecz raz na miesiąc.
Czas na pytanie
Druga propozycja PiS dotyczy równouprawnienia premiera i przedstawicieli partii opozycyjnych podczas tego typu debaty. – Chodzi o to, by szefowie partii opozycyjnych albo przewodniczący klubów też mogli korzystać z tego prawa, które mają ministrowie i ma premier. To znaczy żeby mogli zabierać głos poza kolejnością i aby nie mieli tych ograniczeń czasowych albo żeby mieli ograniczenia czasowe o charakterze takim, który umożliwia merytoryczne ustosunkowanie się do tego, co mówi premier i ministrowie – tłumaczył Kaczyński.
Prezes PiS nawiązał przy okazji do dyskusji nad ubiegłotygodniowym wotum nieufności dla rządu, wskazując na znaczne niedoskonałości aktualnie obowiązujących przepisów. Nie tylko odmówiono bowiem wystąpienia przed Sejmem kandydatowi opozycji na premiera, ale również sejmowa debata w tak ważnej kwestii była ukracana. Po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego, który jako reprezentant wnioskodawców uzasadniał wniosek o odwołanie rządu, na sejmową mównicę wkroczył premier Donald Tusk. Opowiadał o różnych rzeczach, które dobrze mogą się sprzedać w serwisach zaprzyjaźnionych z rządem telewizji, np. zarzucił liderowi PiS tchórzostwo. Po czym czmychnął z powrotem do rządowych ław, faktycznie chowając się za plecami marszałek Sejmu Ewy Kopacz. Prezes PiS mógł odpowiedzieć premierowi, zgłaszając się do wypowiedzi jedynie w „trybie sprostowania”. Dwie minuty na „sprostowanie” skończyły się, zgodnie z oczekiwaniami, przerwaniem przez marszałek Ewę Kopacz wypowiedzi w pół zdania.
Kaczyński podkreślił, że proponowane zmiany w sposobie debaty sejmowej, dotyczące przede wszystkim możliwości zadawania przez posłów pytań, powinny także odnosić się do najważniejszych debat w Sejmie, np. debaty budżetowej, nad wotum nieufności czy też debaty o założeniach polskiej polityki zagranicznej. – Donald Tusk mówił o uchylaniu się od dyskusji z nim. Jeżeli się zgodzi na ten pakiet, co miesiąc będziemy stawać naprzeciw siebie i będziemy dyskutować. […] Rzuciliśmy, można powiedzieć, rękawicę – jeżeli Donald Tusk lubi tak bardzo mówić, że ktoś nie chce się z nim konfrontować, to będzie miał szansę. Tylko nie na zasadzie, że zaprzyjaźnieni dziennikarze będą go wspierać, ale oko w oko. Mam nadzieję, że weźmie to pod uwagę i jednak tym razem stanowisko Platformy będzie inne – dodał Kaczyński.
Na to, by Platforma tym razem zdecydowała się poprzeć „pakiet demokratyczny”, nie wskazuje stanowisko rzecznik rządu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. – Rozumiem, że to jest takie nawiązanie do tego, co jest w parlamencie brytyjskim, ale chciałabym, żeby nasi politycy, którzy taką propozycję składają, zobaczyli, jak zadawane są pytania i jak tam ta dyskusja wygląda – stwierdziła. – Premier był do dyspozycji opozycji bardzo często. Możemy się zastanawiać nad różnymi rozwiązaniami, ale to musi czemuś służyć, to musi być konkretne pytanie i konkretna odpowiedź. Na razie ta propozycja nie wnosi niczego nowego – oceniła Kidawa-Błońska.
W pakiecie rozwiązań PiS przewidziało także m.in. likwidację tzw. zamrażarki sejmowej. Niejednokrotnie zgłaszane przez opozycję, a niewygodne dla rządzących projekty ustaw utykają bowiem np. na etapie prac w komisji. Propozycje zmierzają do ustalenia maksymalnie 6-miesięcznego okresu, w którym musi się odbyć w Sejmie pierwsze czytanie projektu ustawy, oraz 9-miesięcznego, w którym komisja musi sporządzić sprawozdanie ze swojej pracy nad projektem. PiS chce także wprowadzenia obowiązku przedstawiania przez rząd sejmowej Komisji ds. Unii Europejskiej stanowiska, z jakim udaje się na unijne szczyty.
Artur KowalskiNasz Dziennik, 17lipca 2014
Autor: mj