Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Hiszpania w grze o tytuł, Włosi poza. Zasłużenie Casillas pisał historię

Treść

Niemcy, Turcja, Rosja i Hiszpania - oto czwórka półfinalistów piłkarskich mistrzostw Europy rozgrywanych w Austrii i Szwajcarii. Nie ma wśród nich mistrzów i wicemistrzów świata, obrońców tytułu, gospodarzy, kilku faworytów typowanych przed i już podczas turnieju do odegrania czołowych ról. Są dwaj europejscy potentaci i dwie rewelacje. Kto w niedzielę, tuż przed północą, wzniesie w górę Puchar im. Henri Delaunaya? Zaprawdę trudno, trudno przewidzieć. Jako ostatni awans zapewnili sobie w niedzielę Hiszpanie. Podopieczni Luisa Aragonesa pokonali Włochów w serii rzutów karnych po starciu przypominającym partię piłkarskich szachów, w których piękno i wirtuozeria ustąpiły miejsca wyrachowaniu. Brakowało efektownych akcji, strzałów, jedni i drudzy bali się zaryzykować i ruszyć do przodu większymi siłami. - Przyznaję, nie potrafiliśmy złapać właściwego rytmu gry, ale też byliśmy stroną dominującą. Włosi przeważali tylko w jednym elemencie, walce w powietrzu, ale to nie powinno dziwić, bo mają dużo wyższych zawodników - powiedział trener zwycięzców, Luis Aragones. - Mecz był wyrównany, ale to my zagraliśmy z większym zaangażowaniem i wolą zwycięstwa - dodał. Bohaterem wieczoru okazał się Iker Casillas. Bramkarz Realu Madryt złapał dwa strzały rywali w serii rzutów karnych, co przesądziło o awansie. - Karne zawsze są loterią, tym razem szczęście uśmiechnęło się do nas. Cieszymy się, bo od dawna [a dokładnie od mistrzostw Europy w 1984 r. - przyp. red.] Hiszpania nie mogła przejść ćwierćfinału wielkiego turnieju - dodał. I to jest prawda, podopieczni Aragonesa przełamali pewną niemoc, ale na tym nie mają zamiaru poprzestać. Chcą zajść jeszcze dalej, chcą zdobyć tytuł. Tyle że w kolejnym meczu przyjdzie im zmierzyć się z Rosją - niby tą samą, którą na inaugurację rozgromili 4:1, ale jednak zdecydowanie inną. Lepszą o klasę. - Szybką, świetnie przygotowaną pod względem fizycznym, wybieganą - przyznał selekcjoner. Wiara w sukces jest jednak wszechobecna. "Casillas zmienił historię" - głosiły wczorajsze media, przypominając, iż 22 czerwca dotychczas bardzo źle kojarzył się piłkarskim kibicom w tym kraju. Tego właśnie dnia w 1996 r. Hiszpania odpadła w ćwierćfinale mistrzostw Europy, przegrywając (w karnych!) z Anglią. Tego dnia (!) w mistrzostwach świata w 1986 i 2002 r. przegrywała w... ćwierćfinałach, z Belgią oraz Koreą Płd., żeby było ciekawiej - po karnych. Teraz jedną niemoc piłkarze już przełamali, a że pod wodzą Aragonesa nie zaznali goryczy porażki w 20 kolejnych meczach - marzenia o tytule nabrały bardzo realnych kształtów. Włosi zawiedli. Zagrali na przetrzymanie, bojąc się podjąć ryzyka, chwilami schowani za podwójną gardą czekali na ruch rywala, licząc na szczęście w kontrach. To nie była dobra taktyka, tym bardziej że swojego dnia nie miał wysoki Luca Toni. Koledzy próbowali słać do niego górne piłki, bez efektu. Król strzelców Bundesligi miał być gwiazdą mistrzostw, a kompletnie rozczarował. Nie strzelił ani jednego gola, grał słabo. Z drugiej strony, to taki typ piłkarza, który w sporej mierze zależy od pomocników, umie świetnie wykorzystać sytuację, ale wcześniej ktoś musi mu ją stworzyć. Na Euro tego zabrakło, no a w starciu z Hiszpanią nie mógł zagrać (za kartki) "mózg" drużyny, Andrea Pirlo. Zastępcy wypadli mizernie. - Powiedziałem zawodnikom, że mogą wrócić do domów z podniesionymi głowami. Zrobili wszystko, co mogli, teraz musimy patrzeć w przyszłość - powiedział trener Roberto Donadoni. Przyszłość, przynajmniej dla niego, nie rysuje się jednak w najjaśniejszych barwach. Media w Italii są przekonane, iż czas selekcjonera dobiegł końca, a niemal wszyscy są zdania, że Donadoni nie potrafił odcisnąć swojego piętna na drużynie i nic do niej nie wniósł. Prawdopodobny scenariusz zakłada, że trener otrzyma do ręki odprawę w wysokości 600 tys. euro i będzie mógł szukać nowego miejsca pracy. Kto go zastąpi? Listę życzeń otwiera Marcelo Lippi, ten sam, pod wodzą którego Italia zdobyła przed dwoma laty mistrzostwo świata. Już zresztą pojawiła się nieoficjalna data jego powrotu: 1 lipca. Ogólnie jednak ton komentarzy jest mało optymistyczny. Włosi stracili złudzenia i wiarę, że obecna drużyna będzie w stanie sięgnąć po kolejne sukcesy. Potrzeba zmian, i to dużych, jest powszechna, podobnie jak obawy, czy następcy uniosą bagaż oczekiwań. A na placu boju Euro 2008 pozostały cztery drużyny. Faworyci - Niemcy i Hiszpanie, oraz rewelacje - Turcy i Rosjanie. Biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg turnieju, nic nie jest pewne, a zdarzyć się może wszystko. I bardzo dobrze. Niespodzianki są przecież solą sportu. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-06-24

Autor: wa