Historia jednego mandatu
Treść
Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik
Zaledwie kilka głosów mogło zaważyć na uzyskaniu przez Platformę Obywatelską większości na warszawskiej Białołęce. Po trzech dniach liczenia okazało się, że kandydat PiS nie uzyskał mandatu.
W całej Polsce do sądów okręgowych wpłynęło niemal 1,5 tys. protestów wyborczych. To trzy razy więcej niż po poprzednich wyborach samorządowych w 2010 roku. Jak można się spodziewać, protesty dotyczą m.in. kwalifikacji i liczby głosów nieważnych, ale również kwalifikacji ich jako ważne, oraz awarii systemu informatycznego, która sparaliżowała na kilka dni prace obwodowych komisji wyborczych. Były problemy z protokołami, ale także wydawaniem kart do głosowania, na których znajdowały się nazwiska kandydatów z innego okręgu.
Jeden z protestów wyborczych złożonych w warszawskim sądzie okręgowym dotyczy głosowania w dzielnicy Białołęka. Został zgłoszony w związku z głosowaniem w obwodowych komisjach wyborczych i ostatecznym ustaleniem wyników przez Dzielnicową Komisję Wyborczą w Dzielnicy Białołęka m.st. Warszawy. Tutaj, tak jak mówiły przez lata wszystkie reklamy zachęcające do udziału w wyborach, liczył się rzeczywiście każdy głos.
Gdyby w okręgu wyborczym nr 2 lista nr 3, a więc Prawo i Sprawiedliwość, otrzymała o jeden głos więcej lub lista nr 4, a więc Platforma Obywatelska, otrzymała o dwa głosy mniej, to ostatecznie kandydaci PiS uzyskaliby 2 mandaty. Historię niezwykłej utraty jednego mandatu opisuje „Naszemu Dziennikowi” jeden z kandydatów.
– Po wyborach otrzymaliśmy informacje z dzielnicowej komisji wyborczej na Białołęce, że nasz komitet wyborczy otrzymał łącznie 6 mandatów, w tym jeden z nich miałem uzyskać osobiście – relacjonuje Łukasz Oprawski, kandydat na radnego z list PiS. Jak mówi, początkowo dzielnica przekazywała informacje, że o jego sukcesie miało zdecydować 30 głosów. – Z każdym dniem dane te były różne, między poniedziałkiem a środą podawano nam informacje o 9 głosach przewagi, 15, a potem 30 głosach przewagi. Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu w środę wieczorem, a więc trzy dni po zakończeniu głosowania, warszawski komisarz wyborczy wydał postanowienie, że w związku z błędem systemu liczącego głosy okazało się, że jednak ten mandat zostanie przesunięty na rzecz Platformy Obywatelskiej – relacjonuje Oprawski.
W protokole z wyborów do Rady Dzielnicy Białołęka m.st. Warszawy z 18 listopada, a więc z wtorku, Dzielnicowa Komisja Wyborcza w Dzielnicy Białołęka wskazała, że mandaty w okręgu wyborczym nr 2 przypadają trzem komitetom. Dwa mandaty dla listy nr 3 – KW Prawo i Sprawiedliwość, 2 mandaty dla listy nr 4 – KW Platforma Obywatelska RP, 1 mandat dla listy nr 2 – KWW Inicjatywa Mieszkańców Białołęki. Jednak w wyniku sprostowania pkt IV protokołu, dotyczącego okręgu wyborczego nr 2, mandaty wyborcze rozdysponowane zostały zupełnie inaczej. Ostatecznie 1 mandat przypadł komitetowi PiS, 3 – PO, a 1 – Inicjatywie Mieszkańców Białołęki. Ostatecznie dzięki tej korekcie Platforma Obywatelska może samodzielnie rządzić dzielnicą. W poprzednim liczeniu sytuacja się komplikowała i dawała szanse na zbudowanie większości przez komitet PiS i lokalne porozumienia mieszkańców dzielnicy.
– W środę wieczorem po wyborach okazało się, że mandat radnego otrzymuje kandydat Platformy i partia ta uzyskała samodzielną większość. Wcześniej byliśmy blisko zbudowania koalicji na Białołęce, co miało na celu odsunięcie PO od rządzenia – mówi Oprawski. Jak podkreśla, informacje o początkowej przewadze PiS przekazywali ludzie pracujący w białołęckim ratuszu, a nawet lokalne media.
I tutaj pojawiają się wątpliwości. Co stało się takiego, że ostatecznie PO zdobyła większość?
W proteście skierowanym do sądu komitet PiS wylicza szereg nieprawidłowości. Informacje zebrano od świadków, których oświadczenia przekazano w stosownym wniosku. Chodzi m.in. o błędne uznanie głosów wyjętych z urny w obwodowej komisji wyborczej nr 882, opieczętowanych pieczęcią sąsiedniej komisji nr 898 i odwrotnie, za nieważne. Autorzy protestu wyborczego podejrzewają również nieprawidłową kwalifikację głosów jako nieważnych w obwodowych komisjach wyborczych nr 869, 870, 882, 896 oraz nieprawidłową kwalifikację głosów nieważnych jako ważne. I tak dla przykładu zdaniem świadków w komisji wyborczej nr 898, gdy na karcie do głosowania znak „x” postawiony był w kratce przy nazwisku więcej niż jednego z kandydatów z tej samej listy, głos traktowany był jako ważny i przypisywany temu z kandydatów, którego nazwisko znajdowało się na wyższej pozycji na liście. Inni świadkowie relacjonowali natomiast, że w lokalach wyborczych obwodowych komisji nr 865, 868, 869 nie udało się zachować porządku, panował w nich tłok i zamieszanie, a pomieszczenia poszczególnych komisji nie były wyraźnie oznaczone, w związku z czym część wyborców mogła popełnić błąd polegający na wrzuceniu wypełnionej karty do głosowania do niewłaściwej urny. Co najmniej kilkakrotnie wydano karty wyborcze wyborcom bez sprawdzenia ich tożsamości.
Dlatego kandydaci na radnych zwracają się do sądu o ponowne przeliczenie głosów otrzymanych przez kandydatów Komitetów Wyborczych Prawo i Sprawiedliwość (lista nr 3) i Platforma Obywatelska (lista nr 4), weryfikację poprawności kwalifikacji kart wyborczych jako nieważne oraz kwalifikacji głosów jako nieważne. W ich ocenie, sąd powinien stwierdzić nieważność wyboru radnego Pawła Konrada Tyburca z PO i w razie uznania skali naruszeń za znacznie wpływającą na wynik wyborów w okręgu wyborczym nr 2 przeprowadzić powtórzenie głosowania.
Powodem zamieszania było również błędne działanie systemu informatycznego służącego do weryfikacji poprawności wyników głosowania. Efektem tego był brak lub niekompletność protokołów obwodowych komisji wyborczych nr 870, 898 i 1150, co skutkowało znacznym opóźnieniem w podaniu do publicznej wiadomości wyniku głosowania i wyników wyborów w okręgu wyborczym nr 2.
Brak niezwłocznego podania do wiadomości publicznej wyników głosowania w obwodzie poprzez wywieszenie w miejscu łatwo dostępnym dla wyborców kopii protokołów obwodowych komisji wyborczych nr 870, 898 i 1150 lub podanie do informacji publicznej protokołów niekompletnych to zdaniem protestujących poważny powód do niepokojów. Dlatego zwrócono się do sądu o odpowiedź na pytanie, czy po zakończeniu liczenia głosów przez obwodowe komisje wyborcze przekazane zostały do dzielnicowej komisji wyborczej wszystkie protokoły do weryfikacji arytmetycznej i do druku. Czy były jakieś braki, nieścisłości lub nieprawidłowości w protokołach? Jeśli tak, to których komisji obwodowych one dotyczyły? Czy wszystkie protokoły zostały wydrukowane bezpośrednio po ich weryfikacji przez informatyków dzielnicowej komisji wyborczej? Jeżeli nie, to w jakim terminie zostały wydrukowane wszystkie protokoły? Czy wszystkie protokoły bezpośrednio po ich weryfikacji przez informatyków dzielnicowej komisji wyborczej wydrukowane zostały jako kompletne i jako takie przekazane przewodniczącym poszczególnych komisji obwodowych?
Maciej WalaszczykNasz Dziennik, 4 grudnia 2014
Autor: mj