GMO tylnymi drzwiami
Treść
Rząd chce dopuścić do wprowadzenia organizmów modyfikowanych genetycznie (GMO) do środowiska – ostrzega poseł Jan Szyszko (PiS). Ministerstwo Środowiska zaprzecza.
Spór między posłami Janem Szyszko i Dariuszem Bąkiem (PiS) a resortem środowiska wybuchł przy okazji prac nad nowelizacją ustawy o organizmach genetycznie modyfikowanych, które prowadzi nadzwyczajna podkomisja powołana spośród członków sejmowej komisji ochrony środowiska. Projekt pochodzi co prawda jeszcze z 2012 roku, ale parlamentarzyści PiS podkreślają, że rząd dokonał w nim istotnych zmian, które wskazują na to, że w praktyce mamy do czynienia z nowym przedłożeniem. Jan Szyszko przekonuje, że praktycznym skutkiem wprowadzenia w życie tej propozycji będzie otwarcie możliwości uwalniania GMO do środowiska, czyli uprawy roślin zmodyfikowanych genetycznie. Dlatego że resort środowiska zmienił w projekcie ustawy definicje takich określeń jak to: „zamierzone uwolnienie”, „awaria” czy „wprowadzenie do obrotu” organizmów (roślin) modyfikowanych. Dzięki temu trudniej będzie komuś udowodnić naruszenie przepisów dotyczących bezpieczeństwa upraw GMO. Innymi słowy, trudniej będzie rolnikom uzyskać odszkodowanie, jeśli ktoś zanieczyści ich uprawy nasionami roślin zmodyfikowanych. Podobne zastrzeżenia zgłaszają organizacje społeczne i rolnicze grupujące np. właścicieli gospodarstw ekologicznych. Oni najbardziej obawiają się ewentualnych skutków uwolnienia GMO do środowiska.
Wiceminister środowiska Janusz Ostapiuk nie zgadza się z tymi zarzutami. I przekonuje, że projekt ustawy nie zmienił się w swoim zasadniczym kształcie – organizmy modyfikowane będzie można hodować i badać tylko w laboratoriach, ale nie uprawiać. Czyli GMO ma być tylko w „użyciu zamkniętym”. – Projekt ustawy niczego nie liberalizuje i w żaden sposób nie dotyczy uwolnienia GMO do środowiska – deklarował Janusz Ostapiuk. – Nowelizacja nie oznacza żadnej możliwości uwolnienia organizmów modyfikowanych do środowiska – wtórowała wiceministrowi poseł Dorota Niedziela (PO).
Ostapiuk przekonywał też, że definicje dotyczące GMO nie spowodują zmiany dotychczasowego prawa. Wiceminister zapewniał posłów, że „zamierzone uwalnianie do środowiska” będzie dotyczyć wyłącznie badań naukowych, a nie komercyjnych upraw rolnych. Natomiast „wprowadzenie do obrotu” odnosi się głównie do żywności i pasz. Jednocześnie rząd tłumaczy, iż nowelizacja tak naprawdę ma służyć wykonaniu wyroku Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który orzekł, że Polska nie w pełni wprowadziła w życie przepisy unijnej dyrektywy z 2009 r. dotyczącej ograniczonego stosowania organizmów modyfikowanych genetycznie. Posła Jana Szyszko to nie przekonuje. – Polska nie sprzeniewierza się prawu UE odnośnie do wprowadzania do środowiska roślin zmodyfikowanych genetycznie. Dopuszcza ono, że mogą być strefy wolne od GMO, a my uznaliśmy cały nasz kraj za taką właśnie strefę – argumentował były minister środowiska.
PiS chciało doprecyzować najważniejsze zapisy w projekcie, ale kilkanaście poprawek zgłoszonych przez posłów zostało odrzuconych głównie głosami koalicji PO – PSL.
Profesor Szyszko zarzuca też rządowi, że nie konsultował swojego projektu z organizacjami społecznymi. Ministerstwo Środowiska przekonuje, że takie konsultacje trwają już od dwóch lat. – Ten projekt, nad którym pracują posłowie, różni się znacznie od tego, który dostaliśmy do konsultacji – twierdzi Paweł Połanecki ze Stowarzyszenia Polska Wolna od GMO. Jego zdaniem, rząd wychodzi naprzeciw postulatom korporacji biotechnologicznych i części naukowców, natomiast lekceważone są interesy rolników i konsumentów. Połanecki wskazuje też, że rząd nie zadbał o to, aby ułatwić rolnikom dochodzenie odszkodowań za uprawy, które zostałyby zanieczyszczone nasionami i pyłkami roślin modyfikowanych.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 24 lipca 2014
Autor: mj