Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Final Four Ligi Mistrzów siatkarzy

Treść

Siatkarze Skry Bełchatów trzecią drużyną Europy! Mariusz Wlazły, Piotr Gruszka i koledzy wywalczyli to miejsce w wielkim finale Ligi Mistrzów, który odbywał się w weekend w Łodzi i był wspaniałym, niezapomnianym sportowym świętem. Niewiele zresztą brakowało, aby mistrzowie Polski rywalizowali o najwyższą lokatę, bo byli o krok od pokonania słynnego Dynama Kazań w sobotnim półfinale. Wczoraj, w pojedynku o trzecie miejsce, nasi zawodnicy wygrali z najbardziej utytułowaną ekipą kontynentu Sisley Treviso. W finale Dynamo pokonało Coprę Piacenza 3:2 (19:25, 26:24, 18:25, 25:17, 15:10). Choć Dynamo było faworytem sobotniego meczu, siatkarze Skry zapowiadali walkę o zwycięstwo. Przez pierwsze dwa sety niewiele jednak z tych obietnic wynikało. Rosjanie, w których barwach występuje dwóch znakomitych reprezentantów USA, Lloy Ball i Clayton Stanley (jak się później okazało, był najlepszym, obok Siergieja Tietiuchina, zawodnikiem swej drużyny), zdominowali bowiem wydarzenia na parkiecie, będąc zespołem wyraźnie lepszym. Nie najlepiej w tym okresie spisywał się Piotr Gruszka, którego (udanie!) zastąpił Michał Bąkiewicz. W trzeciej odsłonie wszystko się jednak zmieniło. Niemający nic do stracenia mistrzowie Polski ruszyli do ataku i efekty przeszły oczekiwania. Bełchatowianom udawała się praktycznie każda akcja, wspaniałe zagrywki Mariusza Wlazłego (z powodów problemów zdrowotnych do końca ważyło się, czy w ogóle zagra w turnieju), Bąkiewicza i Daniela Pińskiego siały popłoch po drugiej stronie siatki. Gdy gospodarze prowadzili 18:10, kibice przecierali oczy ze zdumienia. Czwarta partia wyglądała podobnie. Co prawda przeciwnicy otrząsnęli się z szoku, ale Skra była nie do zatrzymania. O wszystkim miał zatem zadecydować tie-break. Czy to z powodu zmęczenia, czy paraliżującej świadomości wielkiej szansy, ale bełchatowianie zaczęli go źle. Przegrywali 2:5, a przy stanie 7:14 wydawało się, że wszystko jest już przesądzone. Ale Skra podjęła rękawicę. Pięć fantastycznych akcji i nagle zrobiło się 12:14. Trener Rosjan zbladł, jego podopieczni patrzyli na siebie z niedowierzaniem. Po chwili kolejny punkt mógł zdobył niesamowity Wlazły, ale uderzył w aut. Polacy ostatecznie przegrali 2:3 (21:25, 16:25, 25:18, 25:20, 12:15), pokazali jednak kawałek wspaniałej siatkówki. Wczoraj w meczu o trzecie miejsce nasi zmierzyli się z utytułowanym Sisleyem Treviso. Zaczęli wspaniale, pierwsze dwa sety rozstrzygnęli w wielkim stylu, dostarczając 9-tysięcznej, rozśpiewanej publiczności niezwykłych wrażeń. To był jednak początek problemów. Kolejne partie padły łupem Włochów i sytuacja zrobiła się niewesoła. Na szczęście tym razem tie-break był popisem mistrzów Polski. Niesieni dopingiem kibiców bełchatowianie objęli prowadzenie 6:3, po chwili było 11:8 i 13:9. Rewelacyjnie grał Francuz Stephane Antiga, fantastycznie blokowali i atakowali Wlazły i Gruszka. Gdy jednak rywale doprowadzili do stanu 13:12, zrobiło się nerwowo, ale w końcówce nie zadrżało serce Antigi. Francuz udanie zakończył ostatnią akcję meczu i ostatecznie Skra wygrała 3:2 (25:22, 25:21, 23:25, 18:25, 15:13). Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-03-31

Autor: wa