Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czas to pieniądz

Treść

Siedemdziesiąt procent personelu medycznego Szpitala Powiatowego w Limanowej składa pozwy do Sądu Pracy, by wyegzekwować od dyrekcji należne pieniądze za ponadwymiarowy czas pracy w ciągu ostatnich trzech lat.

Pielęgniarki i lekarze pracują w limanowskim szpitalu 8 godzin na dobę, zamiast ustawowych 7 godz. 35 min. Sytuacja taka trwa od 2003 roku. Dyrekcja utrzymuje, że postępuje zgodnie z jej rozumieniem prawa. Kontrola Państwowej Inspekcji Pracy, na którą liczył personel, niczego nie zdołała wymusić na pracodawcy. Dziś upływa termin składania pozwów, by sprawa się nie przedawniła.

Wczoraj w siedzibie związkowej "Solidarności" w szpitalu trwało intensywne wypisywanie indywidualnych pozwów do sądu. - To jedyna szansa na odzyskanie pieniędzy i uporządkowanie naszego czasu pracy - powiedziała nam szefowa związku Grażyna Mizgała.

Jeszcze kilka tygodni wcześniej twierdziła, że sąd nie wchodzi w rachubę, bo dla pozwów trzeba zmobilizować inndywidualnie mnóstwo ludzi, a poza tym są to duże koszty.

- Miałam nadzieję, że pani Teresa Cabała, prowadząca u nas od wielu miesięcy kontrolę, przymusi dyrektora do wypełnienia zobowiązań wobec pracowników - tłumaczyła szefowa "Solidarności". - Na spotkaniu ze związkowcami oświadczyła, że nie ma prawnych środków nakazowych wobec dyrektora szpitala, by nam wypłacił zaległe pieniądze. Wcześniej na piśmie przedstawiła nam swoje stanowisko, z którego wynikało, że skierowała wystąpienie, by dostosował regulamin pracy w szpitalu do przepisów prawa i oczekuje od konkretnych wyliczeń. Z tego co nam powiedziała, takich wyliczeń się nie doczekała. Powtórzyła, że jedynym sposobem odzyskania pieniędzy i zmiany regulaminu jest indywidualna droga sądowa.

Ze związkowych wyliczeń wynika, że na przestrzeni trzech lat zebrało się średnio każdemu ponad trzysta godzin nadliczbowych z różnicy między ustawowym czasem pracy, a faktycznym.

Państwowa Inspekcja Pracy z Nowego Sącza siedzi w limanowskim szpitalu od bardzo dawna. Na brak konkretnych efektów z jej kontroli, gdy chodzi o wyegzekwowanie czasu pracy związkowcy napisali skargę do centrali w Warszawie. Nie zmieniło to jednak możliwości prawnych, jakimi kontrolerzy w takich przypadkach dysponują. Dyrektor utrzymywał, że zalecenia pokontrolne wykonywał, a przepisy kodeksowe i ustawowe pozwalają mu na to, co robi.

- Na spotkaniu z Radą Społeczną dyrektor stwierdził, że posiada w rezerwie środki na wypadek, gdyby musiał nam wypłacić zaległe pieniądze, jednak trzyma je do wyroku sądu - stwierdziła Grażyna Mizgała. - Są na to świadkowie. To ważne, gdyby kiedyś ktoś zarzucił nam, że próbowaliśmy swoimi roszczeniami finansowymi rozłożyć szpital.

Pośpiech z wczorajszym wypisywaniem pozwów wziął się stąd, że z dniem dzisiejszym upływa termin ich składania, po którym cała sprawa ewentualnych wypłat zasądzonych przez Sąd Pracy mogłaby się przedawnić. Zamieszanie w limanowskim szpitalu zaczęło się o czasu obowiązywania ustawy o zakładach opieki zdrowotnej. PIP stanęła na stanowisku, że ta ustawa ma pierwszeństwo przed kodeksem pracy w stosowaniu. Dyrektor Antoni Róg bazuje cały czas na ustaleniach wewnętrznego regulaminu.

Wczoraj chcieliśmy uzyskać komentarz od dyrektora Roga do opisanej sytuacji. Za pierwszym połączeniem poproszono nas w sekretariacie o późniejszy telefon. Później wewnętrzny numer już nie odpowiadał, a mimo zapowiedzi zgłoszenia się operatora, rozmowy na centrali były automatycznie rozłączane. Na marginesie głównego tematu: trudności z dodzwonieniem się do szpitala w Limanowej sygnalizowane są nam już od dawna.
Wojciech Chmura

żródło: "Dziennik Polski" 2006-02-15

Autor: mj