Przejdź do treści
Przejdź do stopki

40. lat Sekcji Operacyjnej GOPR w Limanowej

Treść

Bez względu na porę roku, dnia i pogodę stawiają się w wyznaczonym miejscu, by nieść pomoc poszkodowanym w górach. Tak już 40 lat ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Sekcji Operacyjnej w Limanowej pełnią zaszczytną służbę. W sobotę na stacji narciarskiej Laskowa - Kamionna odbyło się uroczyste spotkanie jubileuszowe. Z historii SO GOPR W latach 60. ubiegłego wieku dzięki aktywnej działalności Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego liczba chętnych do uprawiania turystyki górskiej wzrosła. Do Beskidu Wyspowego ciągnęły tłumy, by móc wypocząć na górskich szlakach. Te bywają jednak zdradliwe, nie tylko zimą. Zrodziła się więc konieczność utworzenia grupy, która niosłaby pomoc poszkodowanym w górach Beskidu Wyspowego. Idea powstała w gronie znanych i doświadczonych działaczy turystycznych. W 1967 roku z inicjatywy ówczesnego naczelnika Rabczańskiej Grupy GOPR, Tadeusza Klimińskiego, prezesa Rady Grupy, Adama Jurczakiewicza oraz limanowskiego działacza sportowego, Artura Struzika założono w Limanowej Sekcję Operacyjną Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w ramach Rabczańskiej Grupy GOPR, która głównie obszarem działania obejmuje Beskid Wyspowy. Pierwszymi ratownikami sekcji byli: Artur Struzik, Jan Dutka, Leopold Jaskólski, Kazimierz Kękuś oraz Stefan Lis. W 1968 roku uczestniczyli oni w kursie ratownictwa górskiego I stopnia w Tatrach, a przyrzeczenie złożyli przed naczelnikiem Władysławem Mlekodajem w 1970 roku. Od tego czasu przez sekcję przewinęło się wielu kandydatów i ratowników. Funkcjonowanie SO GOPR w Limanowej daje poczucie bezpieczeństwa nie tylko turystom wędrującym szlakami Beskidu Wyspowego, ale także narciarzom korzystającym ze stoków Łysej Góry, Śnieżnicy czy Kamionnej. Ratownicy GOPR obsługują ponadto wycieczki i rajdy turystyczne oraz zawody sportowe. Organizują spotkania z młodzieżą, podczas których przedstawiają, jak bezpiecznie poruszać się po górach. Sami stale podnoszą swoje kwalifikacje. Uczestniczą w szkoleniach wspinaczkowych i ratownictwa z powietrza, rozjazdach i zawodach narciarskich oraz w wewnętrznych szkoleniach przed każdym sezonem letnim i zimowym. W 1988 roku po wielu perypetiach lokalowych Sekcja GOPR rozpoczęła budowę nowej stacji ratunkowej przy ulicy Mordarskiego, gdzie kilka lat później uzyskała swą stałą siedzibę. Obecnie liczy 25 doskonale wyszkolonych ratowników. Narażają życie Przez 40 lat limanowscy ratownicy uczestniczyli w wielu akcjach. Wystarczy nadmienić, że w ubiegłym roku tylko na wyciągu w Laskowej interweniowali 80 razy. Niektóre nie stanowią dla nich większego wysiłku, są też takie, o których woleliby zapomnieć. Do jednej z trudniejszych wypraw zaliczają tę z 12 lutego 1985 roku. - O 23.30 11. lutego do mojego domu zadzwonił naczelnik Grupy Podhalańskiej GOPR, Władysław Mlekodaj, z wezwaniem do akcji poszukiwawczej na lawinisku w Tatrach - wspomina Robert Jaworz Dutka, ratownik limanowskiego GOPR'u od 1978 roku. - Wówczas nie wszyscy mieli telefony w domu. W środku nocy pobiegłem do najbliżej mieszkających ratowników. Nikt nie odmówił pomocy. O 2. już byliśmy na stacji PKP, by o 3.28 wsiąść do pociągu zwanego "baciarką", który jechał do Rabki - stacji centralnej. Stamtąd już samochodami funkcyjnymi GOPR pojechaliśmy do Kuźnic, by piechotą kilka kilometrów iść na lawinisko w Świńskim Kotle w okolicach Hali Goryczkowej. W lawinie znajdował się obywatel ówczesnego NRD. Każdy z uczestników wyprawy otrzymał czterometrową sondę. Idąc tyralierą, przeszukiwaliśmy teren kilkunastu hektarów lawiniska. Był mróz - minus 30 stopni. Co więcej, każdy szedł ze świadomością, że zaraz może zejść kolejna lawina. Po kilkunastu godzinach bezskutecznych poszukiwań akcja została zakończona. W nocy wróciliśmy do domów. Jak się później okazało, zaginiony turysta znajdował się na głębokości aż 10 metrów. Jego zwłoki odnaleziono dopiero na wiosnę. Cztery dni w boju Najdłuższa akcja, w jakiej brali udział, miała miejsce pięć lat temu. Wtedy to przez cztery dni, non stop pomagali pogotowiu dotrzeć do odciętych od świata chorych. 2 stycznia 2002 roku zarządzeniem Sztabu Kryzysowego Starostwa Powiatowego w GOPR ze zmobilizowano wszystkich ratowników. Do akcji włączono także wszystkie inne służby mogące nieść pomoc na terenie powiatu. - Karetki nie miały szans dojechania do pacjentów, bo wiele dróg było nieprzejezdnych - wspominają ratownicy. - Transportowaliśmy nawet pacjentów z Kamienicy. Karetka z tamtejszej podstacji dowoziła chorego na Ostrą. Tam przejmowaliśmy pacjenta i skuterem śnieżnym dowoziliśmy do czekającej na Starej Wsi kolejnej karetki. W Słopnicach, by ratować życie starszej kobiety, musieliśmy wezwać helikopter, bo nie mogliśmy jej przetransportować skuterem. Wówczas woziliśmy też osoby muszące dotrzeć na dializy do szpitala, a także kobietę która zaczynała rodzić. Łącznie przez cztery dni uczestniczyliśmy w 20 akcjach. Jak sami mówią, ta - całkowicie społeczna - praca, daje im ogromną satysfakcję. - Jest to jedno z szaleństw, jakie ogarnia ludzi. Jedni lubią szachy, inni interesują się lotnictwem, a tutaj łączymy nasze ogromne zamiłowanie do turystyki z chęcią niesienia pomocy - twierdzą ratownicy. To nie zawód Ratownikiem może zostać każdy chętny młody człowiek (od 18 do 35 lat). Musi być jednak wysportowany, nie mieć lęku wysokości, no i kochać góry. - Najlepiej jak mieszka na terenie działania grupy, z którą chciałby się związać na dobre i na złe, będąc dyspozycyjnym 24 godziny na dobę - mówią ratownicy. - Jego wiadomości z zakresu wiedzy topograficznej obszaru, na którym działa grupa, muszą być przykładem dla innych, a na pewno nie może się w nim zgubić - pozostałe polskie góry nie powinny być mu obce. Musi też dobrze jeździć na nartach, także umieć udzielić pierwszej pomocy. W gronie ratowników powinien znaleźć dwie bratnie dusze, które tak jak on uważają, że może spróbować zostać ratownikiem górskim, i podpowiedzą, co dalej ma zrobić. Słowo do końca życia Wypowiadając tekst uroczystego przyrzeczenia, każdy polski ratownik górski podaje rękę naczelnikowi, otrzymuje odznakę służbową i składa swój podpis w księdze przyrzeczeń. Zawiera tym samym związek z organizacją "Błękitnego Krzyża". - W tym momencie nawet największym twardzielom pocą się oczy - mówią ratownicy. Kuba Toporkiewicz Jacek Bugajski Goprowskie przyrzeczenie "Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów będę, na każde wezwanie Naczelnika lub Jego Zastępcy - bez względu na porę roku, dnia i stan pogody - stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie i udam się w góry celem niesienia pomocy ludziom jej potrzebującym. Postanowienia statutu GOPR będę przestrzegał ściśle, polecenia Naczelnika, jego zastępców, kierowników wypraw i akcji będę wykonywał rzetelnie, pamiętając, że od mego postępowania zależy zdrowie i życie ludzkie. W pełnej świadomości przyjętych na siebie trudnych obowiązków i na znak dobrej woli, powyższe przyrzeczenie przez podanie ręki Naczelnikowi potwierdzam." "Dziennik Polski" 2007-11-20

Autor: wa